Doczekaliśmy się. Potwór z Monachium z poprzedniego sezonu znów o sobie przypomniał. Po dość bezbarwnym początku rozgrywek Bayern pokazał, że w tym sezonie również może być nie do powstrzymania.
Guardiola do wpojenia swojej taktyki piłkarzom Bayernu potrzebował trzech miesięcy. Pierwsze mecze w sezonie w wykonaniu Bawarczyków mogły cieszyć ich największych przeciwników. Bayern, mimo że regularnie punktował, to w żaden sposób nie przekonywał. Gra zdobywców potrójnej korony wydawała się koszmarnie nudna i mało widowiskowa. Najbardziej uszczypliwi twierdzili, że Bawarczycy będą grali równie bezradnie jak Barcelona w wielu spotkaniach minionego sezonu. Mnóstwo podań z których nic nie wynika - tak miał wyglądać Bayern Guardioli. Jednak do zmiany optyki na "nowy" Bayern wystarczyło tylko kilka spotkań w których Bawarczycy znów przestraszyli całą piłkarską Europę...
Ciężko było oczekiwać, że rekordowy mistrz Niemiec po tak doskonałym sezonie będzie znów zachwycać od początku nowych rozgrywek. Guardiola, zarząd klubu i sami piłkarze zapowiadali, że do dojścia do optymalnej formy potrzeba czasu. Jak pokazały ostatnie tygodnie nie oszukiwali. Bayern w meczach z CSKA, Schalke, City czy z Bayerem udowodnił, że opinie o "najlepszej drużynie świata" są jak najbardziej na miejscu. Bayern zachwycił i to w stylu swojego nowego trenera - pełna kontrola i dominacja połączona z grą niezwykle efektowną i efekty..i tutaj należy ugryźć się w język. Jedyne czego Bawarczykom nadal brakuje to skuteczności, bo jak inaczej wytłumaczyć remis w Leverkusen po tak jednostronnym spotkaniu?
Gra Bayernu na Etihad Stadium, Veltins Arena czy BayArena musiała zrobić na wszystkich wrażenie. Tak pewnego, dominującego i cieszącego sie grą Bayernu nie widzieliśmy od spotkań półfinałowych z Barceloną. Bawarczycy pokazali swą moc, ba, niektórzy twierdzą, że to co Bayern zademonstrował w Manchesterze to futbol jeszcze lepszy niż ten z poprzedniego sezonu. Ja nie ukrywam, że z tą opinią jak najbardziej się zgadzam. 79 minut w Manchesterze to był najlepszy okres Bayernu w tym roku. Zabrakło jednego - skuteczności. Śmiało można powiedzieć, że do straty bramki Bawarczycy mogli i powinni prowadzić przynajmniej 0:5. Do spotkania idealnego zabrakło koncentracji w ostatnich minutach. Trzeba jednak jasno powiedzieć - Bayern absolutnie zdominował i zniszczył jeden z najlepszych angielskich klubów, który kilka dni wcześniej rozbił na swoim stadionie mistrza Anglii. Przepaść? Było ją widać na murawie.
Sam Guardiola tonuje nastroje i zapowiada, że drużyna może i będzie grała jeszcze lepiej. - Początek października to nie jest najlepszy okres na takie pochwały dla zespołu - powiedział ostatnio hiszpański trener, który taką opinią wywołał tylko uśmiech na twarzy Matthiasa Sammera. Dyrektor sportowy Bayernu jeszcze kilka tygodni temu zarzucał zespołowi brak pasji i czerpania radości z gry. Taka wypowiedź byłego trenera i piłkarza Borussii Dortmund spotkała się z dużą krytyką ze strony m.in. Uliego Hoenessa i Karla-Heinza Rummenigge. Sammer uzyskał jednak to czego chciał. Zespół swoją grą szybko odpowiedział na jego zarzuty i znów zachwyca.
Bayern Guardioli z tygodnia na tydzień ewidentnie nabiera rozpędu. Bawarscy piłkarze przekonują, że podoba im się styl gry nowego szkoleniowca i coraz lepiej wykonują jego polecenia. Potwierdzają to ostatnie występy. Można być przekonanym, że gra Bayernu będzie wyglądała jeszcze lepiej. A wtedy? Nikt w Monachium nie ukrywa, że powtórka z poprzedniego sezonu to nie marzenia, a cel drużyny. Z takim postępem jak ten w ostatnich tygodniach wszystko jest możliwe....
niedziela, 6 października 2013
wtorek, 20 sierpnia 2013
Stevens postraszy Schalke?
Zbliżający się dwumecz z PAOKiem Saloniki to dla Schalke Gelsenkirchen najważniejsze wydarzenie sierpnia. Podopieczni Kellera po bardzo rozczarowującym początku sezonu muszą stoczyć bój o Ligę Mistrzów. Dla niemieckiej drużyny w grę wchodzi tylko jedna opcja - zwycięstwo.
Z perspektywy czasu można powiedzieć, że dobrze się stało, że przeciwnikiem Schalke będzie PAOK, a nie jak pierwotnie wylosowano Metalist Charków. Ukraińcy, którzy zamieszani są w aferę korupcyjną, zostali zdyskwalifikowani z rozgrywek UEFA. W ich miejsce wskoczyli Grecy, którzy w trzeciej rundzie el.LM przegrali z Metalistem w dwumeczu 1:3.
Pojedynek Schalke z PAOKiem będzie miał dodatkowy smaczek. Trenerem Greków jest doskonale znany w Gelsenkirchen Huub Stevens. Dla podopiecznych holenderskiego szkoleniowca mecz z Schalke to prawdziwa szansa. PAOK ma już zapewnioną grę w fazie grupowej LE, czego jeszcze tydzień temu nie mógł być pewny. Teraz przed Grekami po raz drugi otwierają się drzwi do prawdziwego raju, zwanym Ligą Mistrzów.
Grecy, którzy nie maja nic do stracenia, kontra Schalke, dla którego gra w Lidze Europejskiej byłaby prawdziwą katastrofą nie tylko wizerunkową, ale przede wszystkim finansową. Jeszcze kilka dni temu wydawałoby się, że niemiecka drużyna zmiecie Greków i pewnie awansuje do wymarzonej fazy grupowej LM. Druga kolejka Bundesliga mogła znacznie zweryfikować te poglądy...
Porażka 0:4 z odradzającym się Wolfsburgiem i kontuzja Klaasa-Jana Huntelaara spowodowały, że Jens Keller i kibice S04 nie mogą spać spokojnie. Aż trudno sobie wyobrazić co by się działo w Gelsenkirchen, gdyby kontuzja Juliana Draxlera z meczu z Hamburgiem okazała się poważniejsza. Na szczęście 19-letni gwiazdor Schalke będzie mógł pomóc swoim kolegom w środowej potyczce na Veltins Arena.
Dobrą informacją dla Schalke jest to, że Huntelaara nie będzie zastępował ktoś z pary Pukki-Marica, a Adam Szalai, który znacznie przewyższa umiejętnościami wspomnianą dwójką. Wydaje się, że kluczem do zwycięstwa w dwumeczu dla klubu z Zagłębia Ruhry jest zdecydowanie lepsza gra w defensywie. Siedem goli straconych w dwóch pierwszych kolejkach BL nie wystawiają dobrego świadectwa dla Hildebranda i spółki. Kibice Schalke liczą również, że wreszcie odpali Jefferson Farfan, który nie gra dotychczas na miarę swoich możliwości.
Kto wie, czy ewentualna katastrofa i blamaż Schalke w pojedynku z PAOKiem nie spowoduje tego, że ze stanowiskiem trenera S04 bardzo szybko pożegna się Jens Keller. Trudno jednak snuć taki scenariusz, zwłaszcza, że w Gelsenkirchen nikt nie bierze do głowy ewentualnej porażki z drużyną z Grecji.
Gra w Lidze Mistrzów to dla Schalke mus. Kibice z Gelsenkirchen nie wyobrażają sobie innego rozstrzygnięcia jak załatwienie sprawy awansu już w pierwszym meczu na Veltins Arena. Z drugiej strony jest PAOK, który może zagrać na totalnym luzie i sprawić ogromną niespodziankę. Dodatkowym atutem Greków jest niewątpliwie Huub Stevens, który zna Schalke jak mało kto. Czy holenderski trener postraszy swoich byłych podopiecznych? Początek spotkania już w najbliższą środę o 20:45.
Z perspektywy czasu można powiedzieć, że dobrze się stało, że przeciwnikiem Schalke będzie PAOK, a nie jak pierwotnie wylosowano Metalist Charków. Ukraińcy, którzy zamieszani są w aferę korupcyjną, zostali zdyskwalifikowani z rozgrywek UEFA. W ich miejsce wskoczyli Grecy, którzy w trzeciej rundzie el.LM przegrali z Metalistem w dwumeczu 1:3.
Pojedynek Schalke z PAOKiem będzie miał dodatkowy smaczek. Trenerem Greków jest doskonale znany w Gelsenkirchen Huub Stevens. Dla podopiecznych holenderskiego szkoleniowca mecz z Schalke to prawdziwa szansa. PAOK ma już zapewnioną grę w fazie grupowej LE, czego jeszcze tydzień temu nie mógł być pewny. Teraz przed Grekami po raz drugi otwierają się drzwi do prawdziwego raju, zwanym Ligą Mistrzów.
Grecy, którzy nie maja nic do stracenia, kontra Schalke, dla którego gra w Lidze Europejskiej byłaby prawdziwą katastrofą nie tylko wizerunkową, ale przede wszystkim finansową. Jeszcze kilka dni temu wydawałoby się, że niemiecka drużyna zmiecie Greków i pewnie awansuje do wymarzonej fazy grupowej LM. Druga kolejka Bundesliga mogła znacznie zweryfikować te poglądy...
Porażka 0:4 z odradzającym się Wolfsburgiem i kontuzja Klaasa-Jana Huntelaara spowodowały, że Jens Keller i kibice S04 nie mogą spać spokojnie. Aż trudno sobie wyobrazić co by się działo w Gelsenkirchen, gdyby kontuzja Juliana Draxlera z meczu z Hamburgiem okazała się poważniejsza. Na szczęście 19-letni gwiazdor Schalke będzie mógł pomóc swoim kolegom w środowej potyczce na Veltins Arena.
Dobrą informacją dla Schalke jest to, że Huntelaara nie będzie zastępował ktoś z pary Pukki-Marica, a Adam Szalai, który znacznie przewyższa umiejętnościami wspomnianą dwójką. Wydaje się, że kluczem do zwycięstwa w dwumeczu dla klubu z Zagłębia Ruhry jest zdecydowanie lepsza gra w defensywie. Siedem goli straconych w dwóch pierwszych kolejkach BL nie wystawiają dobrego świadectwa dla Hildebranda i spółki. Kibice Schalke liczą również, że wreszcie odpali Jefferson Farfan, który nie gra dotychczas na miarę swoich możliwości.
Kto wie, czy ewentualna katastrofa i blamaż Schalke w pojedynku z PAOKiem nie spowoduje tego, że ze stanowiskiem trenera S04 bardzo szybko pożegna się Jens Keller. Trudno jednak snuć taki scenariusz, zwłaszcza, że w Gelsenkirchen nikt nie bierze do głowy ewentualnej porażki z drużyną z Grecji.
Gra w Lidze Mistrzów to dla Schalke mus. Kibice z Gelsenkirchen nie wyobrażają sobie innego rozstrzygnięcia jak załatwienie sprawy awansu już w pierwszym meczu na Veltins Arena. Z drugiej strony jest PAOK, który może zagrać na totalnym luzie i sprawić ogromną niespodziankę. Dodatkowym atutem Greków jest niewątpliwie Huub Stevens, który zna Schalke jak mało kto. Czy holenderski trener postraszy swoich byłych podopiecznych? Początek spotkania już w najbliższą środę o 20:45.
wtorek, 13 sierpnia 2013
Debiut Guardioli, efektowny Aubameyang i męczarnie w Brunszwiku, pierwsza kolejka BL za nami
Po wielu tygodniach wyczekiwania kibice Bundesligi mogli odetchnąć z ulgą. Pierwsza kolejka nie zawiodła, a można wręcz powiedzieć, że zrobiła lidze niemieckiej znakomitą reklamę. Czyż tym, co kochają wszyscy kibice futbolu na świecie nie są bramki? W pierwszych dziewięciu meczach Bundesligi oglądaliśmy ich aż 37.
Festiwal strzelecki na niemieckich boiskach rozpoczęły drużyny Bayernu Monachium i Borussii M'gladbach. Mistrzowie Niemiec zwyciężyli 3:1 jednak pozostawili po sobie nienajlepsze wrażenie. O ile gra w ofensywie Bawarczyków była znakomita, to praca zespołu w defensywie w żadnym stopniu nie przypominała machiny Juppa Heynckesa.
Podopiecznym Pepa Guardioli można taką dyspozycję jednak wybaczyć, zwłaszcza, że nowe ustawienie 1-4-1-4-1 jest doskonalone dopiero od niecałego miesiąca. Mecz na Allianz Arena pokazał również, że nowy sezon może być bardzo dobry w wykonaniu M'gladbach. Piłkarze Luciena Favra dzielnie walczyli ze zdobywcami potrójnej korony i potwierdzili, że są gotowi na walkę o powrót do europejskich pucharów.
Sobota w Bundeslidze była niemal idealna. Niemal. bo kompletną klapą okazał się mecz o 18:30 pomiędzy Eintrachtem Brunszwik, a Werderem Brema. Do niego, niestety, wrócę jeszcze później.
Od mocnego uderzenia rozpoczęła Borussia Dortmund, a zwłaszcza Pierre-Emerick Aubameyang. Gabończyk w meczu z Augsburgiem popisał się hattrickiem , czym wlał sporo niepokoju w serca fanów polskiej trójki z Dortmundu. Kuba Błaszczykowski, który musiał usiąść na ławce, już wie, że czeka go niezwykle ciężka rywalizacja o miejsce w składzie. 4:0 na wyjeździe z Augsburgiem musi robić wrażenie. Wyścig Borussii i Bayernu można zatem uznać za oficjalnie rozpoczęty.
Największa niespodzianka kolejki miała miejsce w Berlinie. "Stara Dama", która po raz kolejny wróciła do Bundesligi, rozpoczęła sezon w sposób spektakularny. 6:1 z Eintrachtem Frankfurt, rewelacją poprzednich rozgrywek. Nikt się tego nie spodziewał. Hertha i jej kibice mogą jeszcze bardziej uwierzyć w to, że klub ze stolicy Niemiec pozostanie w Bundeslidze tym razem na dłużej niż jeden sezon.
Martwić musi dyspozycja Eintrachtu. Podopiecznych Armina Veha czeka w weekend arcytrudny pojedynek z Bayernem, a tuż po nim rywalizacja w czwartej rundzie eliminacji Ligi Europejskiej. Blamażu być nie powinno, bo Eintracht trafił bardzo dobrze. Przeciwnikiem piłkarzy z Frankfurtu będzie pogromca polskich klubów Karabach Agdam.
Ciekawie było też w Leverkusen. Bayer mierzył się z wysprzedanym Freiburgiem. "Aptekarze" pokazali dobry futbol i jak najbardziej zasłużenie wygrali 3:1. Trenera i kibiców Bayeru musi cieszyć zwłaszcza dyspozycja ofensywnej trójki Son-Kiessling-Sam. Wszyscy trzej zaliczyli po golu i pokazali się z bardzo dobrej strony. Wydaje się, że 20-letni Koreańczyk może sprawić, że w Bayerze szybko zapomną o Andre Schuerrle.
Mimo porażki w Hanowerze z dobrej strony pokazali się tez piłkarze Wolfsburga, którzy kończyli mecz w dziewiątkę. Wydaję się, że "Wilki" po kilku słabych sezonach znów mogą wrócić do górnej części tabeli. Osobiście typuję ekipę Dietera Heckinga na jedną z rewelacji nowego sezonu. Ewentualny transfer Luiza Gustavo tylko zwiększy moje oczekiwania do tej drużyny. A co u podopiecznych Mirko Slomki? Dla nich najważniejszy mecz pierwszej części sezonu trwa od dłuższego czasu. To walka o pozostanie w drużynie Mame Dioufa.
Jedyny remis w sobotę padł w Sinsheim. Piłkarze Hoffenheim prowadząc 2:0 potrafili w trzy minuty stracić dwie bramki i oddać Norymberze jeden punkcik. Gra piłkarzy trenera Gisdola wskazuje jednak na to, że ciężko będzie o powtórkę horroru z poprzedniego sezonu.
Zdecydowanie najgorsze spotkanie pierwszej kolejki Bundesligi mogliśmy obejrzeć w Brunszwiku. Miejscowy Eintracht, który po wielu latach wrócił do najwyższej klasy rozgrywkowej w Niemczech, mierzył się z Werderem Brema. Spotkanie można określić krótko - typowy mecz walki, w którym obu ekipom brakowało jakość czysto piłkarskiej. Męczarnie w Brunszwiku zakończyły się zwycięstwem gości, jednak z przebiegu spotkania taki wynik mógł być też spokojnie w drugą stronę. Wnioski po tym meczu są dla mnie bardzo proste: Eintracht może utrzymać się w Bundeslidze tylko dzięki pomocy sił nadprzyrodzonych, natomiast Werder czeka kolejny sezon w środku tabeli.
Niedziela zapowiadała się w Bundeslidze bardzo ciekawie. O 15:30 na boisko wyszli piłkarze FSV Mainz i VfB Stuttgart. Podopieczni Thomasa Tuchela zwyciężyli 3:2 i pokazali, że warto czekać na ich kolejne spotkania. Dla trenera Bruno Labbadii najważniejsze informacje są takie, że na najbliższych treningach trzeba skupić się na grze w defensywie. Być może więcej do roboty będzie miał też Fredi Bobić, który przy kontuzjach Georga Niedermeiera i Serdara Tasciego, będzie musiał poszukać nowego środkowego obrońcę.
Pierwszą kolejkę Bundesligi znakomicie podsumował mecz w Gelsenkirchen. Schalke zremisowało z Hamburgiem 3:3. Mecz był niezwykle ciekawy i emocjonujący. Wielkim pechowcem okazał się Joel Matip, który najpierw nieszczęśliwie dotknął piłkę ręką w polu karnym, a pod koniec meczu przy wyniku 3:3 zmarnował dwie bardzo dobre sytuacje. Najważniejszy moment meczu miał miejsce jednak na samym początku spotkania. Kontuzji doznał Julian Draxler, który musiał opuścić boisko. 19-letni gwiazdor Schalke będzie na szczęście gotowy na bój o Ligę Mistrzów z Metalistem Charków.
Po przerwie na mecze towarzyskie reprezentacji piłkarze Bundesligi wrócą na boisko w najbliższą sobotę, która zapowiada się arcyciekawie. Oto co nasz czeka:
sobota, 15:30
Eintracht - Bayern
Wolfsburg - Schalke
Freiburg - Mainz
Werder - Augsburg
Stuttgart - Leverkusen
HSV - Hoffenheim
18:30
M'gladbach - Hannover
niedziela, 15:30
Norymberga - Hertha
Dortmund - Brunszwik
Festiwal strzelecki na niemieckich boiskach rozpoczęły drużyny Bayernu Monachium i Borussii M'gladbach. Mistrzowie Niemiec zwyciężyli 3:1 jednak pozostawili po sobie nienajlepsze wrażenie. O ile gra w ofensywie Bawarczyków była znakomita, to praca zespołu w defensywie w żadnym stopniu nie przypominała machiny Juppa Heynckesa.
Podopiecznym Pepa Guardioli można taką dyspozycję jednak wybaczyć, zwłaszcza, że nowe ustawienie 1-4-1-4-1 jest doskonalone dopiero od niecałego miesiąca. Mecz na Allianz Arena pokazał również, że nowy sezon może być bardzo dobry w wykonaniu M'gladbach. Piłkarze Luciena Favra dzielnie walczyli ze zdobywcami potrójnej korony i potwierdzili, że są gotowi na walkę o powrót do europejskich pucharów.
Sobota w Bundeslidze była niemal idealna. Niemal. bo kompletną klapą okazał się mecz o 18:30 pomiędzy Eintrachtem Brunszwik, a Werderem Brema. Do niego, niestety, wrócę jeszcze później.
Od mocnego uderzenia rozpoczęła Borussia Dortmund, a zwłaszcza Pierre-Emerick Aubameyang. Gabończyk w meczu z Augsburgiem popisał się hattrickiem , czym wlał sporo niepokoju w serca fanów polskiej trójki z Dortmundu. Kuba Błaszczykowski, który musiał usiąść na ławce, już wie, że czeka go niezwykle ciężka rywalizacja o miejsce w składzie. 4:0 na wyjeździe z Augsburgiem musi robić wrażenie. Wyścig Borussii i Bayernu można zatem uznać za oficjalnie rozpoczęty.
Największa niespodzianka kolejki miała miejsce w Berlinie. "Stara Dama", która po raz kolejny wróciła do Bundesligi, rozpoczęła sezon w sposób spektakularny. 6:1 z Eintrachtem Frankfurt, rewelacją poprzednich rozgrywek. Nikt się tego nie spodziewał. Hertha i jej kibice mogą jeszcze bardziej uwierzyć w to, że klub ze stolicy Niemiec pozostanie w Bundeslidze tym razem na dłużej niż jeden sezon.
Martwić musi dyspozycja Eintrachtu. Podopiecznych Armina Veha czeka w weekend arcytrudny pojedynek z Bayernem, a tuż po nim rywalizacja w czwartej rundzie eliminacji Ligi Europejskiej. Blamażu być nie powinno, bo Eintracht trafił bardzo dobrze. Przeciwnikiem piłkarzy z Frankfurtu będzie pogromca polskich klubów Karabach Agdam.
Ciekawie było też w Leverkusen. Bayer mierzył się z wysprzedanym Freiburgiem. "Aptekarze" pokazali dobry futbol i jak najbardziej zasłużenie wygrali 3:1. Trenera i kibiców Bayeru musi cieszyć zwłaszcza dyspozycja ofensywnej trójki Son-Kiessling-Sam. Wszyscy trzej zaliczyli po golu i pokazali się z bardzo dobrej strony. Wydaje się, że 20-letni Koreańczyk może sprawić, że w Bayerze szybko zapomną o Andre Schuerrle.
Mimo porażki w Hanowerze z dobrej strony pokazali się tez piłkarze Wolfsburga, którzy kończyli mecz w dziewiątkę. Wydaję się, że "Wilki" po kilku słabych sezonach znów mogą wrócić do górnej części tabeli. Osobiście typuję ekipę Dietera Heckinga na jedną z rewelacji nowego sezonu. Ewentualny transfer Luiza Gustavo tylko zwiększy moje oczekiwania do tej drużyny. A co u podopiecznych Mirko Slomki? Dla nich najważniejszy mecz pierwszej części sezonu trwa od dłuższego czasu. To walka o pozostanie w drużynie Mame Dioufa.
Jedyny remis w sobotę padł w Sinsheim. Piłkarze Hoffenheim prowadząc 2:0 potrafili w trzy minuty stracić dwie bramki i oddać Norymberze jeden punkcik. Gra piłkarzy trenera Gisdola wskazuje jednak na to, że ciężko będzie o powtórkę horroru z poprzedniego sezonu.
Zdecydowanie najgorsze spotkanie pierwszej kolejki Bundesligi mogliśmy obejrzeć w Brunszwiku. Miejscowy Eintracht, który po wielu latach wrócił do najwyższej klasy rozgrywkowej w Niemczech, mierzył się z Werderem Brema. Spotkanie można określić krótko - typowy mecz walki, w którym obu ekipom brakowało jakość czysto piłkarskiej. Męczarnie w Brunszwiku zakończyły się zwycięstwem gości, jednak z przebiegu spotkania taki wynik mógł być też spokojnie w drugą stronę. Wnioski po tym meczu są dla mnie bardzo proste: Eintracht może utrzymać się w Bundeslidze tylko dzięki pomocy sił nadprzyrodzonych, natomiast Werder czeka kolejny sezon w środku tabeli.
Niedziela zapowiadała się w Bundeslidze bardzo ciekawie. O 15:30 na boisko wyszli piłkarze FSV Mainz i VfB Stuttgart. Podopieczni Thomasa Tuchela zwyciężyli 3:2 i pokazali, że warto czekać na ich kolejne spotkania. Dla trenera Bruno Labbadii najważniejsze informacje są takie, że na najbliższych treningach trzeba skupić się na grze w defensywie. Być może więcej do roboty będzie miał też Fredi Bobić, który przy kontuzjach Georga Niedermeiera i Serdara Tasciego, będzie musiał poszukać nowego środkowego obrońcę.
Pierwszą kolejkę Bundesligi znakomicie podsumował mecz w Gelsenkirchen. Schalke zremisowało z Hamburgiem 3:3. Mecz był niezwykle ciekawy i emocjonujący. Wielkim pechowcem okazał się Joel Matip, który najpierw nieszczęśliwie dotknął piłkę ręką w polu karnym, a pod koniec meczu przy wyniku 3:3 zmarnował dwie bardzo dobre sytuacje. Najważniejszy moment meczu miał miejsce jednak na samym początku spotkania. Kontuzji doznał Julian Draxler, który musiał opuścić boisko. 19-letni gwiazdor Schalke będzie na szczęście gotowy na bój o Ligę Mistrzów z Metalistem Charków.
Po przerwie na mecze towarzyskie reprezentacji piłkarze Bundesligi wrócą na boisko w najbliższą sobotę, która zapowiada się arcyciekawie. Oto co nasz czeka:
sobota, 15:30
Eintracht - Bayern
Wolfsburg - Schalke
Freiburg - Mainz
Werder - Augsburg
Stuttgart - Leverkusen
HSV - Hoffenheim
18:30
M'gladbach - Hannover
niedziela, 15:30
Norymberga - Hertha
Dortmund - Brunszwik
niedziela, 23 czerwca 2013
Servus Pep! Czyli początek ery Guardioli w Monachium!
Kibice Bayernu Monachium nie mogą narzekać na brak atrakcji w tym roku. Najpierw ich ulubieńcy przez kilka miesięcy lali wszystkich w Europie, a teraz przed nimi najciekawszy okres przygotowawczy w historii.
Już w poniedziałek 24 czerwca rozpocznie się nowa era w Bayernie Monachium. Po raz pierwszy w tym roku w stolicy Bawarii pojawi się Pep Guardiola, który stawi się na oficjalnej konferencji prasowej na której zostanie przedstawiony jako nowy trener rekordowego mistrza Niemiec. To właśnie w najbliższy poniedziałek dziennikarze będą mieli szansę po raz pierwszy spytać Hiszpana o wszystko czego zapragną.
O tym, że Guardiola będzie nowym trenerem Bayernu dowiedzieliśmy się już w połowie stycznia. Hiszpan nie pojawił się jednak w Monachium, ba, nawet nie można było znaleźć żadnej jego wypowiedzi na temat wyboru nowego klubu. Tak też pozostało do dzisiaj. Powód dla takiej sytuacji jest bardzo prosty. Guardiola, ze względu na wielki szacunek do Juppa Heynckesa, nie chciał w żaden sposób przeszkadzać mu w prowadzeniu zespołu w trakcie sezonu.
Hiszpan pozostał w swojej posiadłości w Nowym Jorku, gdzie bardzo pilnie uczył się języka niemieckiego. Efekty nauki będziemy mogli poznać już w poniedziałek. Były trener Barcelony chce podczas konferencji prasowej posługiwać się językiem naszych zachodnich sąsiadów. - Pep cały czas uczy się niemieckiego, to jak obsesja. Cztery godziny dziennie, jak szaleniec! - mówił kilka tygodniu temu brat Pepa, Pere, w wywiadzie dla "Der Spiegel".
Poniedziałek to jednak tylko początek. Środa i czwartek to dwa pierwsze treningi Bayernu pod okiem nowego szkoleniowca. Oba odbędą się na Allianz Arena. Zainteresowanie kibiców jest ogromne. Wszyscy spodziewają się, że zarówno w środę i czwartek, na trybunach zasiądzie 25.000 kibiców (tyle jest dostępnych miejsc). Bilet na te wydarzenie kosztują 5 euro. Suma pieniędzy ze sprzedaży wejściówek zostanie przekazana na rzecz ofiar powodzi.
Prawdziwa "Guardiolomania" w Niemczech trwa już od kilku dni. Niemieckie serwisy zasypują kibiców ciekawostkami na temat nowego trenera Bayernu. Liczne wywiady z byłymi współpracownikami, znajomymi czy piłkarzami Pepa to rzecz na porządku dziennym w mediach. Prawdziwe szaleństwo ma jednak dopiero nadejść.
Oprócz suchych informacji na temat Hiszpania nie brakuje również analiz. Można śmiało powiedzieć, że na temat Guardioli w Bayernie wypowiedzieli się już wszyscy. Co zmieni Pep? Jak będzie wyglądał Bayern? Czy Hiszpan będzie potrafił udoskonalić maszynę zbudowaną przez Juppa Heynckesa? Pytań jest mnóstwo, a odpowiedzi tak naprawdę brak. O wiele mądrzejsi możemy być już po poniedziałkowej konferencji..
Na początku trzeba zająć się samym wyborem Hiszpana na stanowisko trenera Bayernu Monachium. Wielu kibiców uważa, że po tak fenomenalnym sezonie jak ten miniony, dalej drużynę powinien prowadzić Jupp Heynckes. Trzeba sobie jednak szczerze powiedzieć, że wątpliwym jest to, że najwięksi bossowie Bayernu Monachium spodziewali się, że 68-latek będzie potrafił osiągnąć ze swoimi piłkarzami tak niewiarygodny sukces. O ile zdobycie dubletu na krajowym podwórku było do przewidzenia, to triumf w Lidze Mistrzów w tak niezwykłym stylu był naprawdę ciężki do prorokowania. O tym najlepiej świadczą słowa Uliego Hoenessa. - Wygramy Ligę Mistrzów w ciągu najbliższych pięciu lat - mówił prezydent Bayernu, który zapewne miał tu na myśli triumf z Pepem Guardiolą na ławce trenerskiej.
Osobiście uważam, że wybór Guardioli to fantastyczna sprawa dla Bawarczyków. Za rok lub dwa bardzo ciężko byłoby Bayernowi znaleźć godnego następcę Juppa Heynckesa. W osobie Hiszpana do Monachium trafia niezwykle głośne nazwisko o którym marzyły inne największe kluby świata. 42-latek, mimo ogromnych sukcesów z Barceloną, ma jeszcze wiele do udowodnienia piłkarskiemu światu. Wielu uważa, że filozofia Guardioli pasuje tylko do jego rodzinnej Katalonii. Teraz w Bayernie będzie miał szanse potwierdzić swoje nieprzeciętne umiejętności trenerskie. Okazja jest ogromna, w końcu będzie prowadził obecnie najlepszy klub w Europie! I nikt nie może powiedzieć, że hiszpański trener przychodzi na gotowe. Pamiętajmy, że łatwiej wejść na szczyt niż się na nim utrzymać, a Guardiola ma do wykonania te drugie zadanie.
Mimo, że Hiszpana w Monachium jeszcze nie było, to podjął on już kilka ważnych decyzji. Z Bayernem pożegna się Mario Gomez, który nie pasuje Guardioli do stylu grania jaki będzie chciał stosować. Może oznaczać to, że nowy trener Bawarczyków będzie próbował grać z tak zwaną fałszywą dziewiątką. Taką rolę pełnić może nowa gwiazda Bayernu Mario Goetze lub Thomas Mueller.
Wiadomo już, że w Monachium pozostanie Arjen Robben. Wielu ekspertów i kibiców przewidywało, że Holender nie znajdzie miejsca w kadrze Guardioli. Ostatecznie odejście bohatera finału Ligi Mistrzów na Wembley jest niemożliwe. Hiszpan widzi w osobie 29-latka ważną postać swojej drużyny.
Niemieckie i szwajcarskie media przewidują, że Guardiola może być prawdziwą "trampoliną" dla kariery Xherdana Shaqiriego. Niezwykle dynamiczny i silny Szwajcar może pod okiem hiszpańskiego trenera stać się kluczową postacią Bayernu. Wielu porównuje Shaqiriego do Messiego. Oczywiście 21-latkowi jeszcze sporo brakuje, jednak widać w nim ogromny potencjał. To właśnie on ma być następcą w Bayernie Francka Ribery'ego.
Guardiola nie planuje żadnej zmiany jeżeli chodzi o trzon drużyny. Neuer, Lahm, Schweinsteiger i Ribery nadal pozostaną niepodważalnymi jednostkami w jedenastce Bawarczyków. Kluczem do sukcesów dla Hiszpana ma być Bastian Schweinsteiger. Jeden z najlepszych defensywnych pomocników świata bardzo imponuje 42-letniemu trenerowi. To właśnie "Basti" ma być najważniejszym piłkarzem w układance hiszpańskiego trenera.
Niewiele wiemy jeszcze na temat planów transferowych byłego trenera Barcelony. Prezydent Bayernu Uli Hoeness ujawnił kilka tygodni temu, że jednym z celów Guardioli był Neymar. Na takie rozwiązanie nie zgodzili się jednak działacze rekordowego mistrza Niemiec, którym młode talenty z Ameryki Południowej nie kojarzą się najlepiej. Zastępcą, i pewniejszym wyborem, stał się Mario Goetze o którym Hoeness pochlebnie wypowiadał się już dwa lata temu. Nie jest tajemnicą, że jedną z głównych zasad filozofii budowania kadry Bayernu jest ściąganie do siebie najlepszych niemieckich zawodników. 21-letni Goetze idealnie wkomponowuje się w taki styl pracy Bawarczyków.
Nadal nie wiadomo jak potoczy się sprawa Roberta Lewandowskiego. Polak jest jednym z głównych celów Guardioli, jednak już dziś wiadomo, że do Monachium tego lata najprawdopodobniej nie trafi. Jego ewentualny transfer do klubu zagranicznego może spowodować, że hiszpański trener będzie chciał sprowadzić kogoś innego. Jednym z kandydatów jest Luis Suarez.
Do wzmocnień może dojść też w linii obrony. Bardzo ciężka kontuzja Holgera Badstubera powoduje, że Guardiola może zdecydować się na transfer nowego środkowego obrońcy. W tej sprawie kluczowa może okazać się dyspozycja Jana Kirchhoffa, który trafił do Bayernu na zasadzie wolnego transferu z FSV Mainz. Jeżeli 22-latek dobrze będzie prezentował się podczas treningów to kto wie, czy Guardiola nie zrezygnuje z pozyskania nowego defensora.
Bardzo ciężko przewidywać w jakim stopniu Guardiola będzie chciał zmienić styl Bayernu. Rewolucji w grze Bawarczyków nie będzie, jednak na pewno można spodziewać się, że Hiszpan będzie chciał odcisnąć swoje piętno na zespole. Jeżeli ktoś w Europie gra podobnie do Barcelony to jest to właśnie Bayern. Dominacja i zdecydowana przewaga jeżeli chodzi o posiadanie piłki nad przeciwnikiem to coś, co na pewno łączy oba zespoły. Przyjście Guardioli może spowodować, że te style mogą być jeszcze bardziej zbliżone.
Jednak czy w Monachium zobaczymy słynną katalońską "tiki-takę"? Nie ma na to szans, o czym mówią sami Bawarczycy. - Mia san Mia to nasza własna tożsamość z której możemy być dumni - odpowiadał Bastian Schweinsteiger na spekulacje, które dotyczyły wprowadzania filozofii gry Barcelony przez Pepa Guardiolę w styl Bayernu Monachium.
Jak więc będzie wyglądał Bayern prowadzony przez Pepa Guardiolę? Tego naprawdę ciężko się spodziewać. Jako sympatyk Bawarczyków jedyne czego mogę sobie i hiszpańskiemu trenerowi życzyć jest to, żeby wszystkim piłkarzom rekordowego mistrza Niemiec nie zabrakło głodu sukcesów i ogromnego zaangażowania, które prezentowali w minionym, perfekcyjnym sezonie. Jeżeli te warunki będą spełnione, to kto wie, czy przepowiednie o erze Bayernu nie staną się faktem.
Już w poniedziałek 24 czerwca rozpocznie się nowa era w Bayernie Monachium. Po raz pierwszy w tym roku w stolicy Bawarii pojawi się Pep Guardiola, który stawi się na oficjalnej konferencji prasowej na której zostanie przedstawiony jako nowy trener rekordowego mistrza Niemiec. To właśnie w najbliższy poniedziałek dziennikarze będą mieli szansę po raz pierwszy spytać Hiszpana o wszystko czego zapragną.
O tym, że Guardiola będzie nowym trenerem Bayernu dowiedzieliśmy się już w połowie stycznia. Hiszpan nie pojawił się jednak w Monachium, ba, nawet nie można było znaleźć żadnej jego wypowiedzi na temat wyboru nowego klubu. Tak też pozostało do dzisiaj. Powód dla takiej sytuacji jest bardzo prosty. Guardiola, ze względu na wielki szacunek do Juppa Heynckesa, nie chciał w żaden sposób przeszkadzać mu w prowadzeniu zespołu w trakcie sezonu.
Hiszpan pozostał w swojej posiadłości w Nowym Jorku, gdzie bardzo pilnie uczył się języka niemieckiego. Efekty nauki będziemy mogli poznać już w poniedziałek. Były trener Barcelony chce podczas konferencji prasowej posługiwać się językiem naszych zachodnich sąsiadów. - Pep cały czas uczy się niemieckiego, to jak obsesja. Cztery godziny dziennie, jak szaleniec! - mówił kilka tygodniu temu brat Pepa, Pere, w wywiadzie dla "Der Spiegel".
Poniedziałek to jednak tylko początek. Środa i czwartek to dwa pierwsze treningi Bayernu pod okiem nowego szkoleniowca. Oba odbędą się na Allianz Arena. Zainteresowanie kibiców jest ogromne. Wszyscy spodziewają się, że zarówno w środę i czwartek, na trybunach zasiądzie 25.000 kibiców (tyle jest dostępnych miejsc). Bilet na te wydarzenie kosztują 5 euro. Suma pieniędzy ze sprzedaży wejściówek zostanie przekazana na rzecz ofiar powodzi.
Prawdziwa "Guardiolomania" w Niemczech trwa już od kilku dni. Niemieckie serwisy zasypują kibiców ciekawostkami na temat nowego trenera Bayernu. Liczne wywiady z byłymi współpracownikami, znajomymi czy piłkarzami Pepa to rzecz na porządku dziennym w mediach. Prawdziwe szaleństwo ma jednak dopiero nadejść.
Oprócz suchych informacji na temat Hiszpania nie brakuje również analiz. Można śmiało powiedzieć, że na temat Guardioli w Bayernie wypowiedzieli się już wszyscy. Co zmieni Pep? Jak będzie wyglądał Bayern? Czy Hiszpan będzie potrafił udoskonalić maszynę zbudowaną przez Juppa Heynckesa? Pytań jest mnóstwo, a odpowiedzi tak naprawdę brak. O wiele mądrzejsi możemy być już po poniedziałkowej konferencji..
Na początku trzeba zająć się samym wyborem Hiszpana na stanowisko trenera Bayernu Monachium. Wielu kibiców uważa, że po tak fenomenalnym sezonie jak ten miniony, dalej drużynę powinien prowadzić Jupp Heynckes. Trzeba sobie jednak szczerze powiedzieć, że wątpliwym jest to, że najwięksi bossowie Bayernu Monachium spodziewali się, że 68-latek będzie potrafił osiągnąć ze swoimi piłkarzami tak niewiarygodny sukces. O ile zdobycie dubletu na krajowym podwórku było do przewidzenia, to triumf w Lidze Mistrzów w tak niezwykłym stylu był naprawdę ciężki do prorokowania. O tym najlepiej świadczą słowa Uliego Hoenessa. - Wygramy Ligę Mistrzów w ciągu najbliższych pięciu lat - mówił prezydent Bayernu, który zapewne miał tu na myśli triumf z Pepem Guardiolą na ławce trenerskiej.
Osobiście uważam, że wybór Guardioli to fantastyczna sprawa dla Bawarczyków. Za rok lub dwa bardzo ciężko byłoby Bayernowi znaleźć godnego następcę Juppa Heynckesa. W osobie Hiszpana do Monachium trafia niezwykle głośne nazwisko o którym marzyły inne największe kluby świata. 42-latek, mimo ogromnych sukcesów z Barceloną, ma jeszcze wiele do udowodnienia piłkarskiemu światu. Wielu uważa, że filozofia Guardioli pasuje tylko do jego rodzinnej Katalonii. Teraz w Bayernie będzie miał szanse potwierdzić swoje nieprzeciętne umiejętności trenerskie. Okazja jest ogromna, w końcu będzie prowadził obecnie najlepszy klub w Europie! I nikt nie może powiedzieć, że hiszpański trener przychodzi na gotowe. Pamiętajmy, że łatwiej wejść na szczyt niż się na nim utrzymać, a Guardiola ma do wykonania te drugie zadanie.
Mimo, że Hiszpana w Monachium jeszcze nie było, to podjął on już kilka ważnych decyzji. Z Bayernem pożegna się Mario Gomez, który nie pasuje Guardioli do stylu grania jaki będzie chciał stosować. Może oznaczać to, że nowy trener Bawarczyków będzie próbował grać z tak zwaną fałszywą dziewiątką. Taką rolę pełnić może nowa gwiazda Bayernu Mario Goetze lub Thomas Mueller.
Wiadomo już, że w Monachium pozostanie Arjen Robben. Wielu ekspertów i kibiców przewidywało, że Holender nie znajdzie miejsca w kadrze Guardioli. Ostatecznie odejście bohatera finału Ligi Mistrzów na Wembley jest niemożliwe. Hiszpan widzi w osobie 29-latka ważną postać swojej drużyny.
Niemieckie i szwajcarskie media przewidują, że Guardiola może być prawdziwą "trampoliną" dla kariery Xherdana Shaqiriego. Niezwykle dynamiczny i silny Szwajcar może pod okiem hiszpańskiego trenera stać się kluczową postacią Bayernu. Wielu porównuje Shaqiriego do Messiego. Oczywiście 21-latkowi jeszcze sporo brakuje, jednak widać w nim ogromny potencjał. To właśnie on ma być następcą w Bayernie Francka Ribery'ego.
Guardiola nie planuje żadnej zmiany jeżeli chodzi o trzon drużyny. Neuer, Lahm, Schweinsteiger i Ribery nadal pozostaną niepodważalnymi jednostkami w jedenastce Bawarczyków. Kluczem do sukcesów dla Hiszpana ma być Bastian Schweinsteiger. Jeden z najlepszych defensywnych pomocników świata bardzo imponuje 42-letniemu trenerowi. To właśnie "Basti" ma być najważniejszym piłkarzem w układance hiszpańskiego trenera.
Niewiele wiemy jeszcze na temat planów transferowych byłego trenera Barcelony. Prezydent Bayernu Uli Hoeness ujawnił kilka tygodni temu, że jednym z celów Guardioli był Neymar. Na takie rozwiązanie nie zgodzili się jednak działacze rekordowego mistrza Niemiec, którym młode talenty z Ameryki Południowej nie kojarzą się najlepiej. Zastępcą, i pewniejszym wyborem, stał się Mario Goetze o którym Hoeness pochlebnie wypowiadał się już dwa lata temu. Nie jest tajemnicą, że jedną z głównych zasad filozofii budowania kadry Bayernu jest ściąganie do siebie najlepszych niemieckich zawodników. 21-letni Goetze idealnie wkomponowuje się w taki styl pracy Bawarczyków.
Nadal nie wiadomo jak potoczy się sprawa Roberta Lewandowskiego. Polak jest jednym z głównych celów Guardioli, jednak już dziś wiadomo, że do Monachium tego lata najprawdopodobniej nie trafi. Jego ewentualny transfer do klubu zagranicznego może spowodować, że hiszpański trener będzie chciał sprowadzić kogoś innego. Jednym z kandydatów jest Luis Suarez.
Do wzmocnień może dojść też w linii obrony. Bardzo ciężka kontuzja Holgera Badstubera powoduje, że Guardiola może zdecydować się na transfer nowego środkowego obrońcy. W tej sprawie kluczowa może okazać się dyspozycja Jana Kirchhoffa, który trafił do Bayernu na zasadzie wolnego transferu z FSV Mainz. Jeżeli 22-latek dobrze będzie prezentował się podczas treningów to kto wie, czy Guardiola nie zrezygnuje z pozyskania nowego defensora.
Bardzo ciężko przewidywać w jakim stopniu Guardiola będzie chciał zmienić styl Bayernu. Rewolucji w grze Bawarczyków nie będzie, jednak na pewno można spodziewać się, że Hiszpan będzie chciał odcisnąć swoje piętno na zespole. Jeżeli ktoś w Europie gra podobnie do Barcelony to jest to właśnie Bayern. Dominacja i zdecydowana przewaga jeżeli chodzi o posiadanie piłki nad przeciwnikiem to coś, co na pewno łączy oba zespoły. Przyjście Guardioli może spowodować, że te style mogą być jeszcze bardziej zbliżone.
Jednak czy w Monachium zobaczymy słynną katalońską "tiki-takę"? Nie ma na to szans, o czym mówią sami Bawarczycy. - Mia san Mia to nasza własna tożsamość z której możemy być dumni - odpowiadał Bastian Schweinsteiger na spekulacje, które dotyczyły wprowadzania filozofii gry Barcelony przez Pepa Guardiolę w styl Bayernu Monachium.
Jak więc będzie wyglądał Bayern prowadzony przez Pepa Guardiolę? Tego naprawdę ciężko się spodziewać. Jako sympatyk Bawarczyków jedyne czego mogę sobie i hiszpańskiemu trenerowi życzyć jest to, żeby wszystkim piłkarzom rekordowego mistrza Niemiec nie zabrakło głodu sukcesów i ogromnego zaangażowania, które prezentowali w minionym, perfekcyjnym sezonie. Jeżeli te warunki będą spełnione, to kto wie, czy przepowiednie o erze Bayernu nie staną się faktem.
piątek, 24 maja 2013
Kto wygra i dlaczego Bayern?
Przed nami już tylko godziny do wielkiego finału na Wembley. Bayern czy Borussia? Borussia czy Bayern? Ja jestem przekonany, że podopieczni Juppa Heynckesa nie zafundują znów swoim kibicom kolejnego dramatu. Czas na wielkie zwycięstwo i triumf! A poniżej przedstawiam kilka czynników, które mogą zadecydować o końcowym sukcesie bawarskiej ekipy.
UMIEJĘTNOŚCI
Porównując Bayern Monachium i Borussię Dortmund nie da się nie zauważyć, że umiejętności czysto piłkarskie są atutem Bawarczyków. Jedyną formacją w której wydaje się, że Borussia może mieć lekką przewagą jest napastnik. Wiadomo już dzisiaj, że barwach mistrza Niemiec zobaczymy w sobotę Mario Mandzukicia. Chorwat jest bardzo ważną częścią zespołu, jednak to od Roberta Lewandowskiego zależy znacznie więcej w kontekście gry ofensywnej swojej drużyny.
Szybkie porównanie jedenastek w stylu niemieckiego "Bilda":
Neuer - Wiedenfeller 1:1
Lahm - Piszczek 2:1
Boateng - Subotić 3:2
Dante - Hummels 4:2
Alaba - Schmelzer 5:2
Martinez - Bender 6:2
Schweinsteiger - Gundogan 7:2
Robben - Błaszczykowski 8:2
Mueller - Reus 9:3
Ribery - Grosskreutz 10:3
Mandzukić - Lewandowski 10:4
Największą różnicę na plus dla Bayernu widać w bocznych strefach boiska. Pary Alaba-Ribery i Lahm-Robben to obecnie najlepsze skrzydła świata. Imponująco może wyglądać zwłaszcza współpraca austriacko-francuska i to nie tylko ze względu na genialną formę i umiejętności Francuza. 20-letni Alaba gra niesamowicie i śmiało można umieścić go w czołówce lewych obrońców świata, ba, niektórzy widzą w nim już tego najlepszego. Jako ciekawostkę można podać, że Kuba Błaszczykowski jeszcze nigdy nie wygrał z Austriakiem pojedynku jeden na jeden, a okazji do tego miał już sporo.
Równie imponująco prezentuje się bawarska prawa strona. Będący w równie dobrej formie jak Ribery Arjen Robben i od lat najlepszy prawy obrońca świata Philipp Lahm tworzą niezwykle groźny duet. Dużym atutem współpracy holendersko-niemieckiej jest zgranie. Możemy być pewni, że w meczu finałowym na Wembley nie raz zobaczymy jak Robben podaje (jeżeli kogoś to dziwi to nadal naiwnie wierzy w słowa "ekspertów" którzy widzą w Holendrze tylko samoluba) do wbiegającego za plecy Lahma. 29-letni Niemiec dzięki m.in. takim akcjom ma już na koncie 17 asyst.
DOŚWIADCZENIE
Jeżeli kogoś ma przerosnąć stawka tego meczu to jest to tylko i wyłącznie Borussia Dortmund. Niemal każdy zawodnik Bayernu ma na swoim koncie już jeden lub dwa finały Ligi Mistrzów. Do tego dochodzi kilkukrotne uczestnictwo w Mistrzostwach Europy i Świata. Podobną różnicę widać u trenerów. Dla Juppa Heynckesa będzie to już trzeci finał Ligi Mistrzów, natomiast dla Jurgena Kloppa dopiero pierwszy (i zapewne nie ostatni).
To, że piłkarze Borussii nie potrafią wytrzymać presji widzieliśmy w Madrycie i w rewanżowym spotkaniu z Malagą. Pierwsze dwadzieścia minut na Santiago Bernabeu to była ogromna i przytłaczająca przewaga gospodarzy, którzy w sposób jasny tylko sobie nie zdobyli jednej czy też dwóch bramek. Podobnie było z Malagą, gdzie Borussia miała postawić tylko kropkę nad i i dobić osłabionego rywala. Nic z tych rzeczy. Piłkarze BVB zagrali przestraszeni rangą spotkania i tylko cud w ostatnich minutach pozwolił im na awans do półfinału.
Presja wynikała oczywiście z tego powodu, że podopieczni Kloppa w obu tych spotkaniach mieli więcej do stracania niż zyskania. Śmieszą mnie opinie, że Borussia podejdzie do meczu na Wembley zrelaksowana i mająca tylko coś do ugrania. Moje zdanie jest proste - jeżeli ktoś jest już w finale Ligi Mistrzów to może stracić i to bardzo wiele. Ten fakt na pewno jest w głowach piłkarzy Borussii.
MOTYWACJA
Jeżeli ktoś pamięta Michaela Ballacka to pewnie wie, że był on symbolem generacji niemieckich piłkarzy, którzy wiecznie byli drudzy (mowa o arenie międzynarodowej). Ilość przegranych finałów, czy półfinałów w wykonaniu byłego piłkarza Bayernu Monachium, Bayeru Leverkusen czy Chelsea Londyn jest ogromna. Do tej generacji należą też m.in. Bastian Schweinsteiger czy Philipp Lahm, a śmiało można by dodać do nich Francuza Riberyego i Holendra Robbena. Dla wszystkich piłkarzy Bayernu finał na Wembley to kolejna wielka szansa na sukces na arenie międzynarodowej.
"Endlich" (wreszcie, w końcu) to niemieckie słówko, którego bardzo często używają ostatnio piłkarze, kibice, trenerzy i włodarze Bayern Monachium. Chodzi oczywiście o końcowe zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Finał na Wembley będzie dla Bawarczyków trzecią szansą w ciągu czterech ostatnich lat na spełnienie tego marzenia.
To wszystko sprawiło, że od sierpnia widzimy Bayern głodny, zmotywowany i pragnący sukcesów. To właśnie dzięki tej wielkiej ambicji Bawarczycy pobili niezliczoną ilość rekordów w Bundeslidze, przejechali się jak walec po wszystkich rywalach w Lidze Mistrzów i awansowali do finału Pucharu Niemiec. Te okropne dla Bayernu dwa ostatnie sezony spowdowały, że w Monachium urodził się prawdziwy potwór, który pragnie tylko jednego - pucharów.
Mamy koniec maja, a ten stwór dalej idzie po swoje i nie jest nawet lekko naruszony. Do potrójnej korony pozostały ekipie Heynckesa już tylko dwa spotkania. Jeżeli ktoś liczy, że Bayern odpuści na finiszu, albo że poczuje się zbyt pewny siebie to musi wiedzieć, że na takie coś nie ma szans. A jeżeli ktoś dalej się łudzi to musi pamiętać, że w Bayernie jest pewien człowiek, który na pewno do tego nie dopuści. Nazywa się on Matthias Sammer.
BRAK GÖTZE
Brak Mario Götze to ogromne osłabienie linii ofensywnej Borussii Dortmund. O nieobecności 20-latka i jego transferze do Bayernu można by napisać bardzo dużo. Najważniejszy fakt przed finałem jest jednak taki, że ten największy talent stulecia w Niemczech w barwach BVB na Wembley nie zagra. Dla BVB to bardzo zła wiadomość ponieważ trener Klopp nie ma żadnego wartościowego zmiennika. W miejsce młodego Niemca zobaczymy najprawdopodobniej Kevina Grosskreutza, któremu ambicji i woli walki odmówić na pewno nie można, jednak z umiejętnościami czysto piłkarskimi sytuacja wygląda już znacznie gorzej.
BAYERN WYGRAŁ Z BARCELONĄ
Każdy kto chciał w ostatnich latach wygrać Ligę Mistrzów musiał pokonać najlepszy klub XXI wieku. Bayern boleśnie się o tym przekonał. Najpierw porażka w finale z Interem, który w półfinale pokonał Katalończyków, a rok temu klęska z Chelsea, która też w półfinale pokonała Barcę. Teraz przed taką szansą stoją Bawarczycy, którzy Barcelonę zdemolowali jak nikt inny - 7:0, to był prawdziwy pogrom.
wtorek, 21 maja 2013
"50+1 Regel", czyli dlaczego w Niemczech nie ma egzotycznych właścicieli
Egzotyczni właściciele klubów to rzecz coraz bardziej powszechna. Obecność multimiliarderów w Anglii, Francji i Hiszpanii nikogo już nie dziwi. Pewnie wielu z Was zastanawia się, czemu nie ma ich w Niemczech. Odpowiedź jest prosta - 50+1!
Władze niemieckiej piłki w porę zdążyły zareagować na coraz śmielsze inwestowanie bogaczy w europejskie kluby. Chelsea Londyn, Manchester City, Paris-Saint Germain, Malaga CF, Portsmouth FC czy AS Monaco to przykłady klubów, które zarządzane są przez prywatnego właściciela. Wśród takich drużyn nie ma szans na znalezienie niemieckiej nazwy. A wszystko dzięki zasadzie 50+1.
Zasada 50+1 cieszy się wśród niemieckich kibiców dużą popularnością |
Podstawowym celem tej reguły jest chronienie interesów klubów sportowych. Niemieckie władze nie chcą dopuścić, aby duże przedsiębiorstwa lub prywatni inwestorzy mogli przejąć całkowitą kontrolę nad klubami. Zasada jest więc jasna i klarowna - jeżeli klub chce dostać licencję na grę w niemieckiej lidze to jego udziały w całej spółce muszą wynosić minimum 51%.
Nie oznacza to jednak, że nie mamy w Niemczech wyjatków. Chodzi tu o dwa kluby pierwszej Bundesligi - Bayer Leverkusen i VfL Wolfsburg. "Aptekarze" to klub, który w całości należy do znanej na całym świecie firmy farmaceutycznej. Podobnie jest z drużyną z Wolfsburga, która należy do Volkswagena. Oba kluby zostały jednak dopuszczone do rozgrywek przez DFB ze względu na to, że obie firmy już od wielu lat są w absolutnym posiadaniu drużyn. Dzisiaj przejęcie przez jakąkolwiek firmę któregoś z klubów Bundesligi na takich samych zasadach jak robią to Bayer i Volkswagen jest niemożliwe.
Nie oznacza to jednak, że zasada 50+1 nie jest bez wad. Przykładem może być TSG 1899 Hoffenheim, którego kapitał całej spółki jest w 96% dostarczany przez Dietmera Hoppa. Nie zmienia to jednak faktu, że 51% udziałów należy do klubu, natomiast cała reszta do prywatnego inwestora. Podobnie ma się sprawa z TSV 1860 Monachium, którego 60% inwestycji pochodzi od jordańskiego bogacza Hasana Ismaika. Ismaik, podobnie jak Hopp, posiada jednak tylko 49% udziałów w całej spółce.
Wzorem finansowym, a ostatnio też sportowym, dla wielu klubów na świecie jest Bayern Monachium. Rekordowy mistrz Niemiec to prawdziwa maszynka do zarabiania pieniędzy. Gigant z Bawarii od wielu lat notuje dodatnie bilanse finansowe, co powoduje, że jest nie tylko potężnym klubem, ale i przedsiębiorstwem. Udział klubu w całej spółce jaką jest Bayern wynosi 81,8%, resztą po połowie dzielą się dwaj główni sponsorzy Bawarczyków Audi i Adidas.
Przykład Bayernu różni się od wielu innych niemieckich drużyn. Warto zaznaczyć, że zdecydowana większość klubów posiada 100% udziałów. Na podobnych zasadach jak Bawarczycy działa chociażby Eintracht Frankfurt (68%) czy FC Ingolstadt (81%).
Bundesliga to obecnie najzdrowsza liga świata pod względem finansowym. Problemy z wypłatami jakie mają miejsce choćby w Hiszpanii to w Niemczech rzecz nie do pomyślenia. Jednym z powodów dla takiego stanu rzeczy jest na pewno zasada 50+1. Nie możemy zapominać również o wpływach z praw telewizyjnych, które w Niemczech dzielone są jak najbardziej solidarnie i sprawiedliwie. Oczywistym jest, że Bayern czy Borussia dostają takowych pieniędzy najwięcej, jednak dysproporcja między tymi największymi a najmniejszymi jest zdecydowanie mniejsza niż choćby ta jaka ma miejsce w Anglii czy Hiszpanii.
Sprawa prywatnych inwestorów w europejskich klubach jest wielkim polem do dyskusji. Z jednej strony mamy wzory prowadzenia takich drużyn jak Manchester City czy Chelsea Londyn. Z drugiej należy pamiętać, że w takich wypadkach kluby są "zabawką" w rękach bogaczy o czym boleśnie przekonała się hiszpańska Malaga czy Portsmouth.
I to właśnie powyższe przykłady są idealną reklamą dla zasady 50+1. W Niemczech nie ma szans, że klub stanie na skraju bankructwa tylko dlatego, że właściciel zrezygnuje z finansowania. Dodatkowym atutem reguły jest fakt, iż w Bundeslidze panuje zdrowa konkurencja. Na sukces każdy klub musi ciężko zapracować, a nie liczyć, że ktoś z zewnątrz da niewyobrażalną sumę pieniędzy i z miejsca rozpocznie szturm o czołowe miejsce w rozgrywkach ligowych i międzynarodowych (AS Monaco czy PSG).
poniedziałek, 13 maja 2013
Piłkarska emerytura - menadżer, trener, agent? A może zawodnik Jiu-Jitsu?
Każdy szanujący się kibic piłki nożnej powinien znać postać Bixentego Lizarazu. Legenda reprezentacji Francji i Bayernu Monachium to osoba niezwykła nie tylko ze względu na swoje wielkie sukcesy. Francuz po zakończeniu kariery piłkarskiej zdecydował się zostać zawodnikiem brazylijskiego Jiu-Jitsu.
Lizarazu to postać barwna. Już na początku swojej kariery dokonał czegoś spektakularnego. Francuz może do dziś chwalić się, że był pierwszym obcokrajowcem w Atleticu Bilbao od czasów pierwszej wojny światowej. Niewątpliwy wpływ na angaż Lizarazu w drużynie z Bilbao miał fakt, że posiada on baskijskie korzenie.
Lizarazu z pucharem Ligi Mistrzów w 2001 roku |
Kolejne lata to wielkie sukcesy piłkarskie, zarówno w reprezentacji, jak i w Bayernie Monachium. Liczba tytułów zdobytych przez 43-letniego Francuza jest imponująca: sześciokrotny mistrz Niemiec, pięciokrotny zdobywa pucharu Niemiec, mistrz świata z 1998 roku i mistrz Europy z 2000 roku. Do tej długiej listy sukcesów sportowych Francuz dopisał w 2009 roku kolejny, kompletnie niepasujący do reszty. Lizarazu jest mistrzem Europy w brazylijskim Jiu-Jitsu.
Wówczas 39-letni Francuz w walce finałowej o mistrzostwo Europy w brazylijskim Jiu-Jitsu |
- Jiu-Jitsu? Dzięki tej dyscyplinie sportu zebrałem wspaniałe doświadczenie. Walka jeden na jeden. Bez przyjaciół za plecami, jak to miało miejsce w piłce. To ma coś w sobie z walki o przetrwanie. Dzięki Jiu-Jitsu niewątpliwie wzrosła moja pewność siebie. Czasami sobie myślę, że fajnie by było rozpocząć karierę piłkarską mając już takie doświadczenie. Praca jako trener? To nie dla mnie. Menadżer? Może. Mogę to sobie kiedyś wyobrazić - mówi mistrz Europy w Jiu-Jitsu z 2009 roku w kategorii lekkiej dla zawodników powyżej 35 roku życia.
Duża część kibiców może pamiętać Francuza z pewnego ciekawego oświadczenia. Francuskie media informowały, że w przypadku awansu do Ligue 1 zespołu Evian Thonon Gaillard Lizarazu przebiegnie nago ulicami tego miasta. Oczywiście rewelacje francuskich dziennikarzy mijały się z prawdą, jednak nie tak bardzo jak mogłoby się wydawać. - Dziennikarzy zmienili moje słowa. Podczas jednego z wywiadów powiedziałem im, że jesli Evian awansuje to przespaceruje się nago po hotelu w którym robiliśmy wywiad. Oni oczywiście troszkę podkoloryzwali i wyszła z tego głupia plotka. Wtedy Evian było czwarte albo piąte, zbytnio w to nie wierzyłem. Ostatecznie awansowaliśmy, a ja wypełniłem swój zakład i przeszedłem po hotelu rozebrany, ale oczywiście niecałkowicie - opowiadał Francuz w 2011 roku.
Obecnie Lizarazu współpracuje ze swoim byłym klubem Bayernem Monachium. 43-latek był ostatnio reprezentantem bawarskiego klubu podczas losowania par półfinałowych Ligi Mistrzów. Zjawił się również podczas świętowania 23. mistrzostwa Niemiec. Znając jednak francuskiego Baska możemy oczekiwać, że już niedługo zaskoczy nas kolejnym oryginalnym pomysłem.
czwartek, 2 maja 2013
Bayern Monachium - najlepszy klub świata
Bayern Monachium to obecnie najlepszy klub świata. Z takim stwierdzeniem nie zgodzą się chyba tylko ignoranci, czy też po prostu idioci. 7:0 w dwumeczu z FC Barcelona to tylko jedno z kolejnych potwierdzeń siły Bawarczyków, którą obserwujemy od samego początku sezonu.
Jeżeli ktoś liczył, że podopieczni Juppa Heynckesa zwolnią i przestaną seryjnie wygrywać to bardzo się zawiódł. Bayern idzie jak burza od pierwszego ważnego spotkania, które miało miejsce 12 sierpnia 2012 roku. Wówczas Bawarczycy pokonali na własnym stadionie w meczu o Superpuchar Niemiec Borussię Dortmund 2:1. Od tamtej pory zniszczeni psychicznie poprzednim sezonem piłkarze rekordowego mistrza Niemiec rozpoczęli swój marsz po potrójną koronę. Mamy już maj i nikt nie może ich powstrzymać.
Pierwszym łupem nowych mistrzów Niemiec jest Bundesliga. Bayern od pierwszej do ostatniej kolejki jest na czele tych rozgrywek. Czy liga niemiecka jest taka słaba? Nie, to oczywiste, że nie. To Bawarczycy są tacy potężni.
Trzeci finał Ligi Mistrzów w ciągu czterech lat to coś wielkiego. OK - dwa poprzednie były przegrane, ale czy sam fakt dojścia do nich nie jest czymś niesamowitym? Kto wie, być może właśnie przez te dwie niezasłużone porażki z Interem i Chelsea Bawarczycy są teraz tacy mocni? Głód sukcesów, wielka motywacja i zaangażowanie, to widać w praktycznie każdym spotkaniu Bayernu w tym sezonie. Jeżeli do tego dołożymy wielkie umiejętności jakie drzemią w piłkarzach mistrza Niemiec to musi powstać mieszanka wybuchowa.
Nie można zapomnieć też o Juppa Heynckesie, którego dwa mecze dzielą od nagrody trenera roku. Zwycięstwa w Londynie i Berlinie zapewnią 68-latkowi wspaniały koniec kariery, kto wie, czy nie najwspanialszy w historii piłki. (nie wierzę, że po takim sezonie Pan Jupp przejmie jeszcze jakąś drużynę).
Heynckes po PRAWIE doskonałym poprzednim sezonie potrafił wyciągnąć wnioski i na tyle wzmocnić drużynę, że tą teraz zachwyca się cały świat. Odnalazł w sobie i w swoich piłkarzach niesamowitą motywację do tego, żeby razem przeżyć coś niesamowitego. To trwa i miejmy nadzieję, że trwać będzie do pierwszego czerwca, kiedy to zwycięzcy Ligi Mistrzów wzniosą do góry Puchar Niemiec.
Jeżeli ktoś liczył, że podopieczni Juppa Heynckesa zwolnią i przestaną seryjnie wygrywać to bardzo się zawiódł. Bayern idzie jak burza od pierwszego ważnego spotkania, które miało miejsce 12 sierpnia 2012 roku. Wówczas Bawarczycy pokonali na własnym stadionie w meczu o Superpuchar Niemiec Borussię Dortmund 2:1. Od tamtej pory zniszczeni psychicznie poprzednim sezonem piłkarze rekordowego mistrza Niemiec rozpoczęli swój marsz po potrójną koronę. Mamy już maj i nikt nie może ich powstrzymać.
Pierwszym łupem nowych mistrzów Niemiec jest Bundesliga. Bayern od pierwszej do ostatniej kolejki jest na czele tych rozgrywek. Czy liga niemiecka jest taka słaba? Nie, to oczywiste, że nie. To Bawarczycy są tacy potężni.
Trzeci finał Ligi Mistrzów w ciągu czterech lat to coś wielkiego. OK - dwa poprzednie były przegrane, ale czy sam fakt dojścia do nich nie jest czymś niesamowitym? Kto wie, być może właśnie przez te dwie niezasłużone porażki z Interem i Chelsea Bawarczycy są teraz tacy mocni? Głód sukcesów, wielka motywacja i zaangażowanie, to widać w praktycznie każdym spotkaniu Bayernu w tym sezonie. Jeżeli do tego dołożymy wielkie umiejętności jakie drzemią w piłkarzach mistrza Niemiec to musi powstać mieszanka wybuchowa.
Nie można zapomnieć też o Juppa Heynckesie, którego dwa mecze dzielą od nagrody trenera roku. Zwycięstwa w Londynie i Berlinie zapewnią 68-latkowi wspaniały koniec kariery, kto wie, czy nie najwspanialszy w historii piłki. (nie wierzę, że po takim sezonie Pan Jupp przejmie jeszcze jakąś drużynę).
Heynckes po PRAWIE doskonałym poprzednim sezonie potrafił wyciągnąć wnioski i na tyle wzmocnić drużynę, że tą teraz zachwyca się cały świat. Odnalazł w sobie i w swoich piłkarzach niesamowitą motywację do tego, żeby razem przeżyć coś niesamowitego. To trwa i miejmy nadzieję, że trwać będzie do pierwszego czerwca, kiedy to zwycięzcy Ligi Mistrzów wzniosą do góry Puchar Niemiec.
czwartek, 25 kwietnia 2013
Spokojna środa? Nic z tych rzeczy
Bayern Monachium pokonał FC Barcelona 4:0 w pierwszym spotkaniu półfinału Ligi Mistrzów. Rozpocząłem banalnie i pewnie tak by było gdybym napisał jeszcze, że jestem niesamowicie zadowolony i rewanż w Hiszpanii będzie tylko formalnością. Niestety tak nie będzie...
O ile zdenerwowanie przed wtorkowym spotkaniem mogło być naprawdę spore, to mogę zapewnić, że te w przyszłym tygodniu będzie na podobnym poziomie. Trudno obawiać się, że "Barca" zmieni swój styl o 180 stopni i że Bayern z pędzącego pociągu zamieni się w niebieskie Seicento. Odpadnięcie Bayernu po takim wyniku pierwszego spotkania byłoby czymś niezrozumiałym. Chociaż, jak przypomni się finał z zeszłego roku...Nie wspominajmy o tym. Bawarczycy muszą awansować i tyle. W czym więc jest problem?
Philipp Lahm, Dante, Bastian Schweinsteiger, Javi Martinez, Luiz Gustavo i Mario Gomez - co łączy tych piłkarzy? Każdy z nich może nie zagrać w finałowym spotkaniu na Wembley z powodu żółtych kartek. Głupi faul taktyczny, gra aktorska kogoś z "Barcy" (jakże to prawdopodobne) i któreś z ważnych ogniw Bayernu nie zagra w w maju w Londynie. Bez "Bastiego" czy kapitana Lahma w finale LM? Ciężko to sobie wyobrazić, nawet przy tak szerokiej kadrze zespołu Juppa Heynckesa.
Równie ciężko znaleźć dobre rozwiązanie w tej sytuacji. Przeczytałem ostatnio bardzo dobry pomysł jednego z forumowiczów, który zaproponował oddać walkowera. Pomysł genialny. Barcelona wygrywa 3:0, ale w kontekście awansu nic jej to nie daje, a wszyscy piłkarze Bayernu bez stresu o kartki są w finale. Szkoda, że to niemożliwe..
Na Camp Nou trzeba zagrać i to trzeba zagrać bardzo dobrze i z wielkim zaangażowaniem. Szybki strzelony gol przez Messiego i spółkę może obudzić w Katalonii jakiś promyk nadziei. Bayern nie może do tego dopuścić. Bramka dla Bawarczyków oznacza niemal koniec rywalizacji. Do tego trzeba dążyć. Wszystko wydawałoby się tak proste i przyjemne do zrealizowania, ale gdzieś z tyłu głowy kilku piłkarzy będzie to, że mały błąd, głupi faul i marzenia o grze na Wembley któregoś z nich prysną.
Co więc ma zrobić Jupp Heynckes? Trudno cokolwiek wymyślić. Z jednej strony trzeba pamiętać, że czeka Bayern arcytrudny mecz na Camp Nou, a z drugiej wynik jest tak doskonały, że trudno sobie wyobrazić, że mistrzowie Niemiec mogą jeszcze odpaść. Zdania wśród kibiców są podzielone.
Osobiście jestem za wystawieniem możliwe jak najlepszej jedenastki (z Lahmem, Dante, "Bastim" i Javim). Cała czwórka gwarantuje najwyższy poziom i pewny awans do kolejnej rundy, ale...No właśnie. Każdy z nich musi mieć świadomość, że trzeba grać możliwie jak najczyściej, co przy niezwykle szybkich i znakomitych technicznie piłkarzach "Barcy"może być trudne.
Jak zminimalizować ryzyko dostania żółtej kartki? Sposób jest prosty, a w tekście była już o nim mowa. Możliwie jak najszybszciej strzelony gol zakończy już na dobre rywalizację. Wtedy Jupp Heynckes będzie mógł przeprowadzić pierwsze zmiany (jak dla mnie nie ma innej możliwości, jak ściągnięcie z boiska Schweinsteigera i Martineza, którzy są absolutnie genialnym duetem, obecnie najlepszym na świecie jeżeli chodzi o pozycję defensywnych pomocników).
Na koniec nie da się nie wspomnieć o wyczynie Borussii Dortmund, który mógł zszokować wielu. Ukłony przed Robertem Lewandowskim, który został absolutną gwiazdą piłki nożnej tego tygodnia na całym świecie. Polscy kibice mogą się cieszyć, że skończyły się czasy, kiedy każdy czekał na to, czy w Olympiakosie Pireus zagra Michał Żewłakow, albo czy Kamil Kosowski wystąpi przez kilka minut w APOELu Nikozja (mowa o rozgrywkach LM). "Lewy" strzela w BVB od dawna. Ale dopiero ten rok, ta edycja Ligi Mistrzów musi uświadomić wszystkim jedno - na naszych oczach tworzy (a raczej odradza) się nowy klub, który może być postrachem dla największych w Europie. Mnie najbardziej cieszy fakt, że to zespół z Bundesligi.
I dla porównania. W zespole Borussii Dortmund, prawdopodobnego finalisty, zagrożony ewentualnym zawieszeniem jest rezerwowy Kevin Grosskreutz, jakiej klasy to piłkarz, nie muszę nikomu opowiadać. Niemiecki finał w Londynie? Anglicy pewnie niezwykle się cieszą.... Nie El Classico, a der Klassiker, czyż to nie lepiej brzmi?
O ile zdenerwowanie przed wtorkowym spotkaniem mogło być naprawdę spore, to mogę zapewnić, że te w przyszłym tygodniu będzie na podobnym poziomie. Trudno obawiać się, że "Barca" zmieni swój styl o 180 stopni i że Bayern z pędzącego pociągu zamieni się w niebieskie Seicento. Odpadnięcie Bayernu po takim wyniku pierwszego spotkania byłoby czymś niezrozumiałym. Chociaż, jak przypomni się finał z zeszłego roku...Nie wspominajmy o tym. Bawarczycy muszą awansować i tyle. W czym więc jest problem?
Philipp Lahm, Dante, Bastian Schweinsteiger, Javi Martinez, Luiz Gustavo i Mario Gomez - co łączy tych piłkarzy? Każdy z nich może nie zagrać w finałowym spotkaniu na Wembley z powodu żółtych kartek. Głupi faul taktyczny, gra aktorska kogoś z "Barcy" (jakże to prawdopodobne) i któreś z ważnych ogniw Bayernu nie zagra w w maju w Londynie. Bez "Bastiego" czy kapitana Lahma w finale LM? Ciężko to sobie wyobrazić, nawet przy tak szerokiej kadrze zespołu Juppa Heynckesa.
Równie ciężko znaleźć dobre rozwiązanie w tej sytuacji. Przeczytałem ostatnio bardzo dobry pomysł jednego z forumowiczów, który zaproponował oddać walkowera. Pomysł genialny. Barcelona wygrywa 3:0, ale w kontekście awansu nic jej to nie daje, a wszyscy piłkarze Bayernu bez stresu o kartki są w finale. Szkoda, że to niemożliwe..
Na Camp Nou trzeba zagrać i to trzeba zagrać bardzo dobrze i z wielkim zaangażowaniem. Szybki strzelony gol przez Messiego i spółkę może obudzić w Katalonii jakiś promyk nadziei. Bayern nie może do tego dopuścić. Bramka dla Bawarczyków oznacza niemal koniec rywalizacji. Do tego trzeba dążyć. Wszystko wydawałoby się tak proste i przyjemne do zrealizowania, ale gdzieś z tyłu głowy kilku piłkarzy będzie to, że mały błąd, głupi faul i marzenia o grze na Wembley któregoś z nich prysną.
Co więc ma zrobić Jupp Heynckes? Trudno cokolwiek wymyślić. Z jednej strony trzeba pamiętać, że czeka Bayern arcytrudny mecz na Camp Nou, a z drugiej wynik jest tak doskonały, że trudno sobie wyobrazić, że mistrzowie Niemiec mogą jeszcze odpaść. Zdania wśród kibiców są podzielone.
Osobiście jestem za wystawieniem możliwe jak najlepszej jedenastki (z Lahmem, Dante, "Bastim" i Javim). Cała czwórka gwarantuje najwyższy poziom i pewny awans do kolejnej rundy, ale...No właśnie. Każdy z nich musi mieć świadomość, że trzeba grać możliwie jak najczyściej, co przy niezwykle szybkich i znakomitych technicznie piłkarzach "Barcy"może być trudne.
Jak zminimalizować ryzyko dostania żółtej kartki? Sposób jest prosty, a w tekście była już o nim mowa. Możliwie jak najszybszciej strzelony gol zakończy już na dobre rywalizację. Wtedy Jupp Heynckes będzie mógł przeprowadzić pierwsze zmiany (jak dla mnie nie ma innej możliwości, jak ściągnięcie z boiska Schweinsteigera i Martineza, którzy są absolutnie genialnym duetem, obecnie najlepszym na świecie jeżeli chodzi o pozycję defensywnych pomocników).
Na koniec nie da się nie wspomnieć o wyczynie Borussii Dortmund, który mógł zszokować wielu. Ukłony przed Robertem Lewandowskim, który został absolutną gwiazdą piłki nożnej tego tygodnia na całym świecie. Polscy kibice mogą się cieszyć, że skończyły się czasy, kiedy każdy czekał na to, czy w Olympiakosie Pireus zagra Michał Żewłakow, albo czy Kamil Kosowski wystąpi przez kilka minut w APOELu Nikozja (mowa o rozgrywkach LM). "Lewy" strzela w BVB od dawna. Ale dopiero ten rok, ta edycja Ligi Mistrzów musi uświadomić wszystkim jedno - na naszych oczach tworzy (a raczej odradza) się nowy klub, który może być postrachem dla największych w Europie. Mnie najbardziej cieszy fakt, że to zespół z Bundesligi.
I dla porównania. W zespole Borussii Dortmund, prawdopodobnego finalisty, zagrożony ewentualnym zawieszeniem jest rezerwowy Kevin Grosskreutz, jakiej klasy to piłkarz, nie muszę nikomu opowiadać. Niemiecki finał w Londynie? Anglicy pewnie niezwykle się cieszą.... Nie El Classico, a der Klassiker, czyż to nie lepiej brzmi?
czwartek, 11 kwietnia 2013
Co to będą za półfinały!
Bayern Monachium, Borussia Dortmund, FC Barcelona i Real Madryt. Jakich par z tej czwórki byśmy nie stworzyli to czekają nas kapitalne cztery mecze półfinałowe. Piątkowe losowanie niczego nie zmieni i nie zepsuje. Już w kwietniu cały piłkarski świat będzie zachwycał się pojedynkami czterech najlepszych zespołów Europy.
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że w tej czwórce półfinałowej mamy trzy drużyny zdecydowanie najmocniejsze i najlepsze na Starym Kontynencie. Mowa oczywiście o Bayernie Monachium, FC Barcelona i Realu Madryt. Są to ekipy, które od początku były stawiane w roli największych faworytów tegorocznej Ligi Mistrzów. Nikt się nie pomylił - wszystkie są dalej w grze, co oznacza, że na Wembley zobaczymy najprawdopodobniej starcie prawdziwych gigantów.
Obok wielkich faworytów jest Borussia Dortmund, czyli czarny koń całego turnieju. Ekipa Kloppa wydaje się być najsłabsza w stawce, ale to powoduje, że będzie jeszcze bardziej niebezpieczna i nieprzewidywalna. BVB uwielbia grać z teoretycznie mocniejszym przeciwnikiem. Borussia pokazała w meczach z Bayernem, czy tych grupowych z Realem i City, że w pojedynkach z faworytami czuje się doskonale i to w takich spotkaniach pokazuje pełnie swoich możliwości. Teraz nie będzie inaczej. Kto trafi na Borussię ten musi być przygotowany na bardzo trudne zadanie.
Ciężko wyciągać wnioski z meczu z Malagą. Borussia była faworytem, Borussia musiała i na Borussię każdy stawiał. Presja na piłkarzach Kloppa była ogromna i było to widać od pierwszej minuty spotkania. BVB szczęśliwie, ale jest w półfinale. Piękny sen BVB trwa dalej i teraz ten zespół nie ma już nic do stracenia. Warto podkreślić to jeszcze raz - Borussia grająca z rywalem teoretycznie mocniejszym (a tak na pewno będzie w półfinale) będzie zespołem szalenie niebezpiecznym.
Zestaw drużyn w półfinale Ligi Mistrzów nie może nikogo dziwić. Obecność dwóch drużyn z Niemiec i Hiszpanii doskonale obrazuje nam siłę obu reprezentacji tych krajów, które są obecnie najmocniejsze na świecie. Reprezentacja naszych zachodnich sąsiadów oparta jest w zdecydowanej większości na piłkarzach Bayernu i Borussii. Podobnie jest z Hiszpanami i Realem i FC Barcelona.
Rzeczą, która może niepokoić wszystkich kibiców są sędziowie, którzy w fazie pucharowej Ligi Mistrzów popełniają niesamowitą ilość błędów, które często wypaczają wynik spotkania. Miejmy nadzieję, że do takich sytuacji nie dojdzie w półfinałach i finale. Obawiam się niestety, że to tylko moje pobożne życzenie.
A kto wygra Ligę Mistrzów? Liczę na to, że mecz o puchar Uliego Hoenessa będzie szansą rewanżu dla FC Barcelona za przegrany finał CL. Natomiast mecz o Superpuchar Europy niech będzie powtórką finału z Allianz Arena....
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że w tej czwórce półfinałowej mamy trzy drużyny zdecydowanie najmocniejsze i najlepsze na Starym Kontynencie. Mowa oczywiście o Bayernie Monachium, FC Barcelona i Realu Madryt. Są to ekipy, które od początku były stawiane w roli największych faworytów tegorocznej Ligi Mistrzów. Nikt się nie pomylił - wszystkie są dalej w grze, co oznacza, że na Wembley zobaczymy najprawdopodobniej starcie prawdziwych gigantów.
Obok wielkich faworytów jest Borussia Dortmund, czyli czarny koń całego turnieju. Ekipa Kloppa wydaje się być najsłabsza w stawce, ale to powoduje, że będzie jeszcze bardziej niebezpieczna i nieprzewidywalna. BVB uwielbia grać z teoretycznie mocniejszym przeciwnikiem. Borussia pokazała w meczach z Bayernem, czy tych grupowych z Realem i City, że w pojedynkach z faworytami czuje się doskonale i to w takich spotkaniach pokazuje pełnie swoich możliwości. Teraz nie będzie inaczej. Kto trafi na Borussię ten musi być przygotowany na bardzo trudne zadanie.
Ciężko wyciągać wnioski z meczu z Malagą. Borussia była faworytem, Borussia musiała i na Borussię każdy stawiał. Presja na piłkarzach Kloppa była ogromna i było to widać od pierwszej minuty spotkania. BVB szczęśliwie, ale jest w półfinale. Piękny sen BVB trwa dalej i teraz ten zespół nie ma już nic do stracenia. Warto podkreślić to jeszcze raz - Borussia grająca z rywalem teoretycznie mocniejszym (a tak na pewno będzie w półfinale) będzie zespołem szalenie niebezpiecznym.
Zestaw drużyn w półfinale Ligi Mistrzów nie może nikogo dziwić. Obecność dwóch drużyn z Niemiec i Hiszpanii doskonale obrazuje nam siłę obu reprezentacji tych krajów, które są obecnie najmocniejsze na świecie. Reprezentacja naszych zachodnich sąsiadów oparta jest w zdecydowanej większości na piłkarzach Bayernu i Borussii. Podobnie jest z Hiszpanami i Realem i FC Barcelona.
Rzeczą, która może niepokoić wszystkich kibiców są sędziowie, którzy w fazie pucharowej Ligi Mistrzów popełniają niesamowitą ilość błędów, które często wypaczają wynik spotkania. Miejmy nadzieję, że do takich sytuacji nie dojdzie w półfinałach i finale. Obawiam się niestety, że to tylko moje pobożne życzenie.
A kto wygra Ligę Mistrzów? Liczę na to, że mecz o puchar Uliego Hoenessa będzie szansą rewanżu dla FC Barcelona za przegrany finał CL. Natomiast mecz o Superpuchar Europy niech będzie powtórką finału z Allianz Arena....
środa, 3 kwietnia 2013
Defensywny napastnik
Przyszedł do Bayernu po dobrym występie na EURO 2012. Wielu w niego nie wierzyło, a on sam miał pełnić rolę zmiennika Mario Gomeza. Jego szanse na grę w pierwszym składzie miały przychodzić tylko wtedy, gdy gwiazdor reprezentacji Niemiec będzie odpoczywał przed kluczowymi spotkaniami.
Mowa oczywiście o Mario Mandzukiciu, który swoim transferem do Bayernu Monachium zrealizował pewnie jedno ze swoich marzeń. Chorwat nie osiadł na laurach i nie zamierzył cieszyć się tylko z tego, że jest w kadrze rekordowego mistrza Niemiec. Bałkański temperament napastnika reprezentacji Chorwacji widać było od pierwszych spotkań. Swoim golem przeciwko Borussii Dortmund w meczu o Superpuchar Niemiec od razu wkupił się w serca bawarskich kibiców. Ale to co pokazał przeciwko podopiecznym Kloppa to nie tylko strzelona bramka. Chorwat biegał po boisku jak oszalały, od prawej do lewej, od Weidenfellera do Neuera. Był wszędzie. Jak się później okazało, to umiejętność, którą zachwyca wszystkich do dzisiaj.
Mandzukić przywiózł do Monachium ze sobą wszystko to co znaliśmy u innego chorwackiego napastnika - Ivicy Olicia. Popularne ,,jeżdżenie na tyłku", ogromna ambicja i zaangażowanie to cechy, które rzadko wymienia się w pierwszej kolejności u napastników. O ile Olić potrafił wszystkich zadziwiać swoją walecznością to Mandzukić robi to jeszcze ze zdwojoną siłą. Mario II w meczach częściej imponuje swoją grą w obronie niż w ofensywie, co w przypadku napastnika jest wręcz niezrozumiałe. Każdy kto oglądał kilka razy Chorwata w tym sezonie wie, że jeżeli straci on piłkę to będzie biegł za przeciwnikiem choćby do własnego pola karnego. Nie ma miejsca na bezradne rozkładanie rąk i inne pokazy irytacji. Dla Chorwata strata piłki przez Bayern to sygnał do powrotu na pełnym gazie. Ileż to razy widzieliśmy już Mandzukicia jako prawego, lewego obrońcę, czy też przejmującego rolę defensywnego pomocnika?
Oglądając Chorwata można mieć wrażenie, że on nie wie co to zmęczenie. W swoich działaniach na boisku może przypominać kenijskiego maratończyka, który na pełnym luzie biegnie w stronę mety. Nie ma wątpliwości, że wraz z Mandzukiciem do Bayernu przyszła nowa jakość. Gomez w przodzie gwarantował zimną krew i niezwykłą skuteczność w polu karnym. Najlepiej niech świadczy o tym fakt, który miał miejsce podczas EURO 2012. Gomez w trzech meczach grupowych miał piłkę przy nodze przez 23 sekundy i zdołał strzelić trzy bramki. Ale czy ktoś wyobraża sobie Niemca biegającego przez 90 minut po całym boisku i asekurującego defensywnych piłkarzy swojej drużyny? Ja nie.
Zachwycając się umiejętnościami gry w defensywie Mandzukicia nie można zapominać o jego atutach w przodzie. Bardzo dobra gra w powietrzu i niezła skuteczność powodują, że Chorwat jest od miesięcy podstawowym napastnikiem Juppa Heynckesa. Środkowi obrońcy grający przeciwko Mario II muszą być gotowi na niezliczoną ilość nieprzyjemnych pojedynków, które bardzo często kończą się żółtymi kartkami dla...Mandzukicia. Chorwat w tym sezonie złapał już siedem takich upomnień. Dla porównania tyle samo ma ich środkowy obrońca Dante, który rozegrał o wiele więcej minut od napastnika Bayernu. Jeszcze lepiej obrazuje to porównanie go z Davidem Alabą. Podstawowy lewy obrońca Bawarczyków złapał dotychczas zaledwie dwa żółte kartoniki.
Chorwat w Bundeslidze strzelił 15 bramek. Do liderującego w klasyfikacji strzelców Roberta Lewandowskiego traci już 5 goli. Ciężko wyobrazić sobie, że Mandzukić zdoła przegonić Polaka, ale trudno tu mówić o jakiejś wyższości "Lewego" nad napastnikiem Bayernu. Zawodnik BVB rozegrał aż o ponad 500 minut więcej od Mario II. Gdyby nie ta dysproporcja i udział Chorwata w takich meczach jak choćby ten ostatni z HSV to jestem pewien, że królem strzelców zostałby właśnie napastnik urodzony w Chorwacji.
No właśnie, czy Chorwat sprawdza się w Lidze Mistrzów? Wtorkowe spotkanie Bayernu z Juventusem było najlepsze w wykonaniu mistrzów Niemiec (tu nie ma żadnej pomyłki) w tej edycji tych rozgrywek, a Chorwat zagrał kapitalnie. Podobnie było w Londynie, gdzie wszyscy byli zachwyceni grą Bawarczyków. Tam również Mandzukić zagrał bardzo dobrze, pokazując zwłaszcza niebywałe umiejętności gry w destrukcji.
Podsumowując można napisać, że dopóki Bayern będzie wygrywał, nawet bez bramek chorwackiego napastnika, to nikomu to nie będzie przeszkadzało. Każdy będzie miał w głowie te niesamowite zaangażowanie i walkę Mandzukicia, które niewątpliwie ułatwiają grę jego partnerom z drużyny. A gole? Gomez w poprzedniej edycji strzelał je jak na zawołanie, a w finale? No właśnie, a w finale...
Mowa oczywiście o Mario Mandzukiciu, który swoim transferem do Bayernu Monachium zrealizował pewnie jedno ze swoich marzeń. Chorwat nie osiadł na laurach i nie zamierzył cieszyć się tylko z tego, że jest w kadrze rekordowego mistrza Niemiec. Bałkański temperament napastnika reprezentacji Chorwacji widać było od pierwszych spotkań. Swoim golem przeciwko Borussii Dortmund w meczu o Superpuchar Niemiec od razu wkupił się w serca bawarskich kibiców. Ale to co pokazał przeciwko podopiecznym Kloppa to nie tylko strzelona bramka. Chorwat biegał po boisku jak oszalały, od prawej do lewej, od Weidenfellera do Neuera. Był wszędzie. Jak się później okazało, to umiejętność, którą zachwyca wszystkich do dzisiaj.
Mandzukić przywiózł do Monachium ze sobą wszystko to co znaliśmy u innego chorwackiego napastnika - Ivicy Olicia. Popularne ,,jeżdżenie na tyłku", ogromna ambicja i zaangażowanie to cechy, które rzadko wymienia się w pierwszej kolejności u napastników. O ile Olić potrafił wszystkich zadziwiać swoją walecznością to Mandzukić robi to jeszcze ze zdwojoną siłą. Mario II w meczach częściej imponuje swoją grą w obronie niż w ofensywie, co w przypadku napastnika jest wręcz niezrozumiałe. Każdy kto oglądał kilka razy Chorwata w tym sezonie wie, że jeżeli straci on piłkę to będzie biegł za przeciwnikiem choćby do własnego pola karnego. Nie ma miejsca na bezradne rozkładanie rąk i inne pokazy irytacji. Dla Chorwata strata piłki przez Bayern to sygnał do powrotu na pełnym gazie. Ileż to razy widzieliśmy już Mandzukicia jako prawego, lewego obrońcę, czy też przejmującego rolę defensywnego pomocnika?
Oglądając Chorwata można mieć wrażenie, że on nie wie co to zmęczenie. W swoich działaniach na boisku może przypominać kenijskiego maratończyka, który na pełnym luzie biegnie w stronę mety. Nie ma wątpliwości, że wraz z Mandzukiciem do Bayernu przyszła nowa jakość. Gomez w przodzie gwarantował zimną krew i niezwykłą skuteczność w polu karnym. Najlepiej niech świadczy o tym fakt, który miał miejsce podczas EURO 2012. Gomez w trzech meczach grupowych miał piłkę przy nodze przez 23 sekundy i zdołał strzelić trzy bramki. Ale czy ktoś wyobraża sobie Niemca biegającego przez 90 minut po całym boisku i asekurującego defensywnych piłkarzy swojej drużyny? Ja nie.
A ten gest Mandzukicia zapadł na długo w głowach kibiców Bayernu. Spokojnie, to żadne nazistowskie pozdrowienie :). |
Chorwat w Bundeslidze strzelił 15 bramek. Do liderującego w klasyfikacji strzelców Roberta Lewandowskiego traci już 5 goli. Ciężko wyobrazić sobie, że Mandzukić zdoła przegonić Polaka, ale trudno tu mówić o jakiejś wyższości "Lewego" nad napastnikiem Bayernu. Zawodnik BVB rozegrał aż o ponad 500 minut więcej od Mario II. Gdyby nie ta dysproporcja i udział Chorwata w takich meczach jak choćby ten ostatni z HSV to jestem pewien, że królem strzelców zostałby właśnie napastnik urodzony w Chorwacji.
No właśnie, czy Chorwat sprawdza się w Lidze Mistrzów? Wtorkowe spotkanie Bayernu z Juventusem było najlepsze w wykonaniu mistrzów Niemiec (tu nie ma żadnej pomyłki) w tej edycji tych rozgrywek, a Chorwat zagrał kapitalnie. Podobnie było w Londynie, gdzie wszyscy byli zachwyceni grą Bawarczyków. Tam również Mandzukić zagrał bardzo dobrze, pokazując zwłaszcza niebywałe umiejętności gry w destrukcji.
Podsumowując można napisać, że dopóki Bayern będzie wygrywał, nawet bez bramek chorwackiego napastnika, to nikomu to nie będzie przeszkadzało. Każdy będzie miał w głowie te niesamowite zaangażowanie i walkę Mandzukicia, które niewątpliwie ułatwiają grę jego partnerom z drużyny. A gole? Gomez w poprzedniej edycji strzelał je jak na zawołanie, a w finale? No właśnie, a w finale...
czwartek, 21 marca 2013
Niemcy znów bez typowego napastnika?
Przed reprezentacją Niemiec kolejne mecze eliminacji Mistrzostw Świata. Nasi zachodni sąsiedzi dwukrotnie zmierzą się z Kazachstanem. Nie zdobycie kompletu punktów przez podopiecznych Joachima Loewa w tych meczach będzie wielką niespodzianką.
Niemcy to obok Hiszpanów najwięksi faworyci zbliżającego się Mundialu w Brazylii. Trener Loew ma mnóstwo fantastycznych piłkarzy, co powoduje u niego niemały ból głowy przed każdym spotkaniem. Problem bogactwa to prawdziwy luksus, jednak powoduje on, że w kadrze zawsze znajdą się niezadowolone jednostki.
Pewniakiem w niemieckiej bramce jest Manuel Neuer. Golkiper Bayernu podczas ostatniego zgrupowania reprezentacji dał wyraz swojej irytacji przy okazji meczu z Francją. W podstawowym składzie Neuera zastąpił Rene Adler, który miał szansę pokazać się niemieckim kibicom po swojej długiej nieobecności w drużynie narodowej. Doskonała forma bramkarza HSV zaprocentowała kolejnym powołaniem i Adler pojawił się w kadrze na mecze z Kazachstanem. Trudno sobie jednak wyobrazić, że będzie on potrafił wygryźć ze składu Neuera, który od dłuższego czasu jest "jedynką" w składzie Loewa. Trzecim bramkarzem na zgrupowaniu jest Ron-Robert Zieler, ale o bilet do Brazylii walczyć będzie również Marc-Andre ter Stegen.
W meczu z Kazachstanem nie zobaczymy dwóch podstawowych stoperów reprezentacji Niemiec - Matsa Hummelsa i Holgera Badstubera. Piłkarz Borussii ma problemy zdrowotne i musi pauzować przez kilka tygodni, natomiast Bawarczyk walczy z ciężką kontuzją i najprawdopodobniej nie zobaczymy już go w tym sezonie na boisku. Parę stoperów tworzyć będą zapewne Per Mertesacker i Jerome Boateng.
To co cieszy kibiców reprezentacji Niemiec to fakt, iż Loew wreszcie znalazł drugiego podstawowego bocznego obrońcę. Pewniakiem od lat jest kapitan Philipp Lahm, który często z konieczności musiał grywać na lewej stronie. Po EURO 2012 problem znikł, bo selekcjoner niemieckiej kadry zdecydował się postawić na Marcela Schmelzera, który nie zawodzi. Wydaje się, że piłkarz Borussii na dobre zadomowił się na tej pozycji i to on jest teraz podstawowym lewym obrońcą reprezentacji Niemiec.
Loew nie będzie miał na pewno problemu z ustawieniem dwóch defensywnych pomocników. Tutaj pewniakami są Sami Khedira i Bastian Schweinsteiger. Obaj piłkarze mają również wspaniałego zastępcę na ławce w postaci Ilkaya Gundogana, który w obecnym sezonie pokazuje wielką klasę. Przy braku problemów zdrowotnych wydaje się, że to właśnie taki układ może mieć niemiecki środek pola w Brazylii. Para Khedira-Schweinsteiger jako te podstawowe płuca i mózgi zespołu, mające na ławce wysokiej klasy zmiennika.
Zdecydowanie największe pole manewru ma niemiecki trener w ofensywie. Thomas Mueller, Mario Goetze, Marco Reus, Toni Kroos, Mesut Oezil, Lukas Podolski, Andre Schuerrle, Mario Gomez, Miroslav Klose, Julian Draxler. Tylu wspaniałych zawodników, a tylko cztery pozycje do obsadzenia.
Wiele wskazuje na to, że w meczach z Kazachstanem będzie po raz kolejny sprawdzane tzw. "hiszpańskie ustawienie", czyli bez typowego napastnika. W marcowych meczach nie zobaczymy Miroslava Klose, który dopiero dzisiaj wznowił treningi po kontuzji. Daleko od swojej optymalnej dyspozycji jest rezerwowy w Bayernie Mario Gomez. Wszystko to powoduje, że na "szpicy" zobaczymy najprawdopodobniej Mario Goetze.
Za gwiazdą Borussii operował będzie Mesut Oezil. Prawa strona należeć będzie do rozgrywającego fantastyczny sezon Thomasa Muellera. Zagadką pozostaje lewe skrzydło. Na nim możemy zobaczyć kogoś z trójki Podolski, Schuerrle i Reus. Osobiście postawiłbym na tego ostatniego.
Skład na pierwszy mecz z Kazachstanem:
Neuer- Lahm, Boateng, Mertesacker, Schmelzer - Khedira, Schweinsteiger - Mueller, Oezil, Reus - Goetze
Kto wie, być może wysokie zwycięstwa i dobra gra spowoduje, że w Brazylii reprezentacja Niemiec będzie grała bez typowego napastnika? Z takiego faktu nie zadowoleni będą na pewno Miroslav Klose i Mario Gomez. Napastnik Bayernu już w jednym wywiadów powiedział: "Każdy drużyna potrzebuje killera". Czy słowa Gomeza się sprawdzą? Tego na pewno nie zweryfikują spotkania z rywalami pokroju Kazachstanu.
niedziela, 17 marca 2013
Bayern idzie na kolejny rekord
Wszyscy zadają sobie pytanie nie czy, a kiedy Bayern Monachium zostanie mistrzem Niemiec. Bardzo możliwe, że Bawarczycy będą świętowali mistrzostwo już 30 marca po domowym pojedynku z Hamburgerem SV. Byłby to prawdziwy rekord Bundesligi i to w jej jubileuszowym pięćdziesiątym sezonie.
Najszybciej zdobyte mistrzostwa Niemiec w historii Bundesligi miały miejsce sezonach 72/73 oraz 02/03 i oba były dziełem piłkarzy Bayernu Monachium. Wówczas Bawarczycy świętowali zdobycie mistrzowskiej patery na cztery kolejki przed końcem sezonu. W marcu 2013 roku mamy do czynienia z wydarzeniem bezprecedensowym w historii piłki niemieckiej. Gigant z Bawarii może zostać oficjalnym mistrzem Niemiec na SIEDEM kolejek przed końcem rozgrywek.
Przewaga Bayernu Monachium nad drugą w tabeli Borussią Dortmund wynosi obecnie 20 punktów. Obie ekipy mają za sobą 26 spotkań co oznacza, że przed nimi 8 meczów, czyli łącznie 24 oczka do zdobycia. W następnej kolejce Bayern Monachium będzie mierzył się na własnym stadionie z HSV Hamburg, a BVB zagra na wyjeździe z VfB Stuttgart. Zwycięstwo Bawarczyków nad klubem z północy Niemiec i ewentualna wpadka podopiecznych Kloppa (w grę wchodzi nawet remis) spowoduje, że Bayern przed dwumeczem z Juventusem Turyn będzie mógł już świętować zdobycie mistrzostwa Niemiec.
Zakładając, że zarówno piłkarze Heynckesa jak i BVB zwyciężą w swoich następnych spotkaniach to koronacja Bayernu zostanie przełożona na kolejną kolejkę. Ewentualne jedenaste zwycięstwo z rzędu w rundzie wiosennej w Bundeslidze we Frankfurcie z miejscowym Eintrachtem sprawi, że Bawarczycy na pewno zostaną oficjalnym mistrzem Niemiec bez oglądania się na wyniki swoich rywali.
Najprościej można napisać, że do dwudziestego trzeciego mistrzostwa Niemiec brakuje Bayernowi zaledwie pięciu punktów.
Najszybciej zdobyte mistrzostwa Niemiec w historii Bundesligi miały miejsce sezonach 72/73 oraz 02/03 i oba były dziełem piłkarzy Bayernu Monachium. Wówczas Bawarczycy świętowali zdobycie mistrzowskiej patery na cztery kolejki przed końcem sezonu. W marcu 2013 roku mamy do czynienia z wydarzeniem bezprecedensowym w historii piłki niemieckiej. Gigant z Bawarii może zostać oficjalnym mistrzem Niemiec na SIEDEM kolejek przed końcem rozgrywek.
Już niedługo kibice Bayernu będą mogli cieszyć się z takich obrazków. Na zdjęciu z paterą mistrzowską były kapitan FCB Mark van Bommel |
Zakładając, że zarówno piłkarze Heynckesa jak i BVB zwyciężą w swoich następnych spotkaniach to koronacja Bayernu zostanie przełożona na kolejną kolejkę. Ewentualne jedenaste zwycięstwo z rzędu w rundzie wiosennej w Bundeslidze we Frankfurcie z miejscowym Eintrachtem sprawi, że Bawarczycy na pewno zostaną oficjalnym mistrzem Niemiec bez oglądania się na wyniki swoich rywali.
Najprościej można napisać, że do dwudziestego trzeciego mistrzostwa Niemiec brakuje Bayernowi zaledwie pięciu punktów.
czwartek, 14 marca 2013
Wpadka bez konsekwencji
Wynik potyczki z Arsenalem to dla wszystkich kibiców Bayernu wielki szok. 13 marca Bawarczycy przegrali swój pierwszy mecz w 2013 roku. Czy to powód do niepokoju?
"Kanonierzy" wygrali w Monachium dwoma golami oddając na bramkę Neuera dwa celne strzały. Gdyby wyciąć obrazki z 3. i 86. minuty to mecz skończyłby się wynikiem 0:0, a kibice Bayernu byliby zniesmaczeni tylko faktem, iż ich drużyna mając tak dużą przewagę i tak wiele sytuacji nie zdołała zdobyć choćby jednej bramki. Środowy wieczór w Lidze Mistrzów bardzo przypominał ostatni bój Bayernu w Bundeslidze z Fortuną. Wówczas goście z Duesseldorfu, podobnie jak Ci z Londynu, oddali dwa celne strzały i zdobyli dwa gole. W sobotę również Bawarczycy zmarnowali niewiarygodną ilość sytuacji. Ewidentnie widać, że po fantastycznym początku roku do rekordowego mistrza Niemiec przyszedł mały kryzys.
Kubeł zimnej wody jaki został wylany na głowy trenera Heynckesa i jego piłkarzy nie mógł przyjść w lepszym momencie. Porażka z Arsenalem nie pociągnęła za sobą żadnych konsekwencji, a pozostawiła jedynie bardzo niskie wrażenie artystyczne. Wszyscy którzy myśleli, że Bayern będzie wygrywał wszystkie spotkania do końca sezonu mogą już się obudzić. Oby te słabsze mecze i porażki miały taki sam dobry timing jak ta środowa.
Doskonały sezon Bayernu trwa dalej. 20 punktów przewagi w Bundeslidze, awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów i półfinału Pucharu Niemiec - takie są fakty. Bawarczycy walczą na wszystkich frontach, a ich wielkim atutem przed kwietniowymi spotkaniami w pucharach jest fakt, iż ich pozycja w lidze jest niezagrożona.
Wtorek i środa pokazały jak życie w futbolu szybko się zmienia. Jeszcze w poniedziałek FC Barcelona była w wielkim kryzysie, a wtorkowy mecz miał być ich ostatnim w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Wygrana 4:0 nad najsłabszym Milanem od wielu lat sprawiła, że wszyscy upatrują w "Dumie Katalonii" największego faworyta do końcowego zwycięstwa. A Bayern? Bayern po pierwszej porażce w 2013 roku pokazał, że w jego drużynie też grają ludzie, a nie roboty, które zaprogramowane są tylko do wygrywania.
W najbliższy piątek losowanie par ćwierćfinałowych. Nie widzę możliwości, że w tej fazie rozgrywek nie będzie już przynajmniej dwóch hitowych spotkań. Ja mam nadzieję, że Bawarczycy trafią na kogoś z trójki PSG/Malaga/Galatasaray. Niech to będzie dla Bayernu handicap, jeżeli wielka forma nie zdąży wrócić na początek kwietnia.
Idealne losowanie par ćwierćfinałowych:
Bayern - Malaga
Borussia - Galatasaray
Barcelona - Real
PSG - Juventus
"Kanonierzy" wygrali w Monachium dwoma golami oddając na bramkę Neuera dwa celne strzały. Gdyby wyciąć obrazki z 3. i 86. minuty to mecz skończyłby się wynikiem 0:0, a kibice Bayernu byliby zniesmaczeni tylko faktem, iż ich drużyna mając tak dużą przewagę i tak wiele sytuacji nie zdołała zdobyć choćby jednej bramki. Środowy wieczór w Lidze Mistrzów bardzo przypominał ostatni bój Bayernu w Bundeslidze z Fortuną. Wówczas goście z Duesseldorfu, podobnie jak Ci z Londynu, oddali dwa celne strzały i zdobyli dwa gole. W sobotę również Bawarczycy zmarnowali niewiarygodną ilość sytuacji. Ewidentnie widać, że po fantastycznym początku roku do rekordowego mistrza Niemiec przyszedł mały kryzys.
Kubeł zimnej wody jaki został wylany na głowy trenera Heynckesa i jego piłkarzy nie mógł przyjść w lepszym momencie. Porażka z Arsenalem nie pociągnęła za sobą żadnych konsekwencji, a pozostawiła jedynie bardzo niskie wrażenie artystyczne. Wszyscy którzy myśleli, że Bayern będzie wygrywał wszystkie spotkania do końca sezonu mogą już się obudzić. Oby te słabsze mecze i porażki miały taki sam dobry timing jak ta środowa.
Doskonały sezon Bayernu trwa dalej. 20 punktów przewagi w Bundeslidze, awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów i półfinału Pucharu Niemiec - takie są fakty. Bawarczycy walczą na wszystkich frontach, a ich wielkim atutem przed kwietniowymi spotkaniami w pucharach jest fakt, iż ich pozycja w lidze jest niezagrożona.
Wtorek i środa pokazały jak życie w futbolu szybko się zmienia. Jeszcze w poniedziałek FC Barcelona była w wielkim kryzysie, a wtorkowy mecz miał być ich ostatnim w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Wygrana 4:0 nad najsłabszym Milanem od wielu lat sprawiła, że wszyscy upatrują w "Dumie Katalonii" największego faworyta do końcowego zwycięstwa. A Bayern? Bayern po pierwszej porażce w 2013 roku pokazał, że w jego drużynie też grają ludzie, a nie roboty, które zaprogramowane są tylko do wygrywania.
W najbliższy piątek losowanie par ćwierćfinałowych. Nie widzę możliwości, że w tej fazie rozgrywek nie będzie już przynajmniej dwóch hitowych spotkań. Ja mam nadzieję, że Bawarczycy trafią na kogoś z trójki PSG/Malaga/Galatasaray. Niech to będzie dla Bayernu handicap, jeżeli wielka forma nie zdąży wrócić na początek kwietnia.
Idealne losowanie par ćwierćfinałowych:
Bayern - Malaga
Borussia - Galatasaray
Barcelona - Real
PSG - Juventus
poniedziałek, 11 marca 2013
Pierwsze rozstrzygnięcia w Bundeslidze
Za nami już 25. kolejek Bundesligi. Mimo, że do końca rozgrywek każda drużyna rozegra jeszcze dziewięć spotkań to już możemy mówić o pierwszych rozstrzygnięciach. Wszystkie dotyczą klubów z Bawarii.
Mistrzem Niemiec w sezonie 2012/2013 będzie Bayern Monachium i już nic tego nie zmieni. O jednej z możliwości utracenia "majstra" przez Bawarczyków mówił legendarny Franz Beckenbauer, który stwierdził, że "tylko meteoryt może zabrać Bayernowi mistrzostwo". Ostatnia kolejka utwierdziła wszystkich w przekonaniu, że "Gwiazda Południa" jest w tym sezonie bezkonkurencyjna. Ekipa Heynckesa po emocjonującym spotkaniu pokonała na własnym stadionie Fortunę Duesseldorf 3:2 i zapisała na swoim koncie kolejne trzy punkty. Bilans Bayernu w tym roku jest NIEPRAWDOPODOBNY: 10 rozegranych oficjalnych spotkań i wszystkie wygrane. Po kolejnych wpadkach Borussii i Bayeru przewaga rekordowego mistrza Niemiec wzrosła do 20 punktów.
Bayern zdobędzie 23. mistrzostwo Niemiec! |
Całkowicie odmienne nastroje panują w oddalonym o około 150 kilometrów od Monachium Fuerth. Miejscowy Greuther przegrał w minioną sobotę mecz swojej ostatniej szansy z TSG 1899 Hoffenheim. Porażka 3:0 na własnym stadionie z przedostatnią drużyną Bundesligi oznacza dla biało-zielonych niemal pewny spadek do drugiej ligi.
O beznadziejności sytuacji klubu z Fuerth wypowiedział się prezydent tamtejszego klubu Helmut Hack: "Nasza jakość jest po prostu za mała. Od najbliższego poniedziałku rozpoczynamy przygotowania do 2.Bundesligi". Greuther w 25. kolejkach zgromadziło zaledwie 14 punktów i do miejsca, które gwarantuje grę w barażach traci aż siedem oczek.
Załamani piłkarze Greuther Fuerth po meczu z TSG Hoffenheim |
Bayern mistrzem, Greuther pierwszy spadkowiczem, a co z resztą? Niesamowita walka w kolejnych tygodniach stoczy się o miejsca premiowane grą w europejskich pucharach. O ile drugie i trzecie miejsce wydaje się być zarezerwowane dla Borussii i Bayeru to czwarta pozycja gwarantująca udział w eliminacjach do Ligi Mistrzów jest sprawą otwartą. Największym faworytem w wyścigu o te miejsce wydaje się być odradzające się Schalke, które nie wyobraża sobie gry w Lidze Europejskiej. Plany podopiecznych Kellera może pokrzyżować nawet sześć innych zespołów.
O wielkim ścisku w górnej części tabeli świadczy fakt, iż różnica między czwartym Schalke a dziesiątym Hannoverem 96 wynosi zaledwie pięć oczek. Walka o udział w Lidze Europejskiej zapowiada się naprawdę ciekawie. Istnieje możliwość, że nawet siódme miejsce w ligowej tabeli zagwarantuje awans do pucharów. Warunkiem dla takiego rozwiązania jest udział w finale Pucharu Niemiec drużyny Bayernu Monachium z przeciwnikiem, który zapewni sobie LE w rozgrywkach ligowych (pary półfinałowe PN: Bayern-VfL Wolfsburg oraz VfB Stuttgart-SC Freiburg).
Zielone - eliminacje Ligi Mistrzów, niebieski - Liga Europejska |
Mimo niemal przesądzonego już spadku drużyny Greuther Fuerh dalej ciekawie jest w dole tabeli. Wszystko za sprawą korespondencyjnego pojedynku między drużynami TSG 1899 Hoffenheim i FC Augsburg. Obie ekipy marzą o pozostaniu w Bundeslidze. Jedyną furtką dla nich wydaje się być szesnasta pozycja, która daje szanse gry w barażach z trzecią drużyną drugiej ligi.
Blisko wykonania swojego zadania na ten sezon są drużyny FC Nuernberg i Fortuny Duesseldorf. Oba kluby już niedługo zapewnią sobie utrzymanie w lidze. O wiele gorzej wygląda sytuacja w Stuttgarcie, gdzie miejscowe VfB gra poniżej oczekiwań i ciężko sobie wyobrazić, że będzie potrafiło awansować w tabeli na miejsca gwarantujące europejskie puchary. Sezon podopiecznych Labbadii może uratować Puchar Niemiec. Awans VfB i Bayernu do finału będzie oznaczał dla piłkarzy ze Stuttgartu udział w kolejnej edycji LE. Podobnie sytuacja ma się w Wolfsburgu, jednak "Wilki" czeka o wiele trudniejsze zadanie w półfinale PN.
Po 25. kolejkach można stwierdzić, że będzie to kolejny stracony sezon dla Werderu. Klub z Bremy przeżywa w ostatnich latach ogromny kryzys. Mało kto pamięta jeszcze, że Werder potrafił regularnie występować w europejskich pucharach i zawsze uważany był za drużynę z czołówki ligi niemieckiej. Kto wie, czy po kolejnym nieudanym sezonie z Bremy nie odejdzie prawdziwa legenda tego klubu Thomas Schaaf. Postawa jego piłkarzy wyraźnie wskazuje na to, że czas na poważne zmiany w tym klubie.
poniedziałek, 4 marca 2013
Mózg Bayernu
"Hasta la vista, Bayern finalista" krzyczał do mikrofonu jeden z najbardziej popularnych niemieckich komentatorów Wolf-Christoph Fuss po rzucie karnym wykonywanym przez Bastiana Schweinsteigera w Madrycie. Wielki triumf w stolicy Hiszpanii oznaczał dla wicekapitana Bayernu początek prawdziwego koszmaru.
Pierwszy, najmniej bolesny akt wielkich porażek Schweinsteigera miał miejsce w Berlinie w finale Pucharu Niemiec. Tydzień później, już w swoim ukochanym Monachium, 28-latek musiał przeżyć ogromny szok po "Finale Dahoam". Tragiczną serię zakończył półfinał Mistrzostw Europy w Warszawie, gdzie Niemcy przegrali z Włochami 1:2. Wielu myślało, że były to ciosy po których "Basti" już się nie podniesie.
Na szczęście dla kibiców Bayernu i reprezentacji Niemiec Schweinsteiger nie poddał się i wrócił jeszcze mocniejszy. Wychowanek bawarskiego giganta gra w obecnym sezonie bardzo dobrze, a jego występy w 2013 roku można określić mianem "fantastycznych". Swoją postawą na boisku w ostatnich tygodniach odpowiedział krytykom (Olaf Thon czy Gunter Netzer), którzy wątpili w jego przydatność dla "Die Nationalelf".
Oglądając ostatnie spotkania rekordowego mistrza Niemiec nie można nie zauważyć w jakiej kapitalnej formie jest obecnie Bastian Schweinsteiger. Tempomat, serce czy mózg zespołu to najlepsze określenia dla roli jaką pełni na boisku 28-letni Niemiec. Jego występami zachwycają się też niemieckie media, które piszą nawet o tym, że jest on obecnie w najlepszej dyspozycji w całej swojej karierze.
Jednym z głównych powodów dla takiej formy "Schweiniego" jest jego wewnętrzna mobilizacja. W wywiadach często podkreśla, że porażki z poprzedniego sezonu wzmocniły jego charakter i jeszcze bardziej zwiększyły apetyt na kolejne trofea. Wielkim marzeniem "Bastiego" jest triumf w Lidze Mistrzów. Po przedłużeniu swojego kontraktu z "Gwiazdą Południa" podkreślał, że końcowe zwycięstwo w tych elitarnych rozgrywkach da mu największą radość tylko wtedy, gdy wygra je w barwach Bayernu Monachium.
Innym ważnym aspektem dla dyspozycji Schweinsteigera jest obecność w drużynie Javiego Martineza. Hiszpan po kilku miesiącach adaptacji pokazuje, dlaczego Uli Hoeness i reszta bossów Bayernu zdecydowała się zapłacić za niego 40 milionów euro. Bask zachwyca swoją grą w destrukcji i w przeciwieństwie do Luiza Gustavo potrafi też dobrze rozegrać piłkę. Współpraca na linii Schwesinteiger-Martinez może się bardzo podobać. Obaj znakomicie się uzupełniają, co potwierdza duża przewaga Bawarczyków w środku pola niemal w każdym spotkaniu. Nieprzypadkowo wysoka forma Hiszpana przyszła w tym samym czasie co genialne występy "Bastiego".
Na duży szacunek kibiców nie zasługuje tylko forma piłkarska 28-latka. Schweinsteiger nie jest już młodzieńcem z pofarbowanymi włosami na blond, który do Olivera Kahna zwracał się per Pan. Mimo, że "Schweini" jest tylko wicekapitanem drużyny to widać, że to on jest prawdziwym liderem zespołu. Potrafi krzyknąć i zmotywować kolegów. O porównywanie go do legendy Bayernu Kahna ciężko, jednak można przytoczyć tu słynny wywiad "Tytana", którzy stwierdził: "jaj, potrzebujemy jaj". Wydaje się, że jest ich w obecnej drużynie Bayernu coraz więcej, m.in. dzięki Schweinstegierowi.
Przyjście Pepa Guardioli może spowodować, że "Basti" stanie się jeszcze lepszym piłkarzem. W jednym z wywiadów 28-latek zaznaczył jednak, że nie wyobraża sobie, że hiszpański trener będzie chciał wprowadzać w Bayernie podobny styl, jaki stosował w FC Barcelonie. "Mia san Mia to nasza własna tożsamość z której możemy być dumni" mówi wychowanek rekordowego mistrza Niemiec.
W obecnym sezonie Bastian kroczy po swoje szóste mistrzostwo Bundesligi. Bardzo realny wydaje się też szósty Puchar Niemiec. Jednak jeśli "Schweini" chce stać się prawdziwą legendą niemieckiej piłki to musi wygrać coś jeszcze na arenie międzynarodowej. Rosnąca potęga Bayernu i ogromna siła reprezentacji Niemiec pozwala mu realnie myśleć o wielkich trofeach. Kto wie, może 2014 rok będzie należał właśnie do niego?
czwartek, 28 lutego 2013
Dziękujemy Borussii!
"Zrobiliśmy wiele, żeby znowu być najlepszymi w Niemczech. Dla nas to dobrze, że jest w naszym kraju taki klub jak Borussia. Oni spowodowali, że gramy na innym poziomie" tak skomentował nie tylko ostatnie spotkanie, ale i wiele ostatnich miesięcy prezydent Bayernu Uli Hoeness. Ciężko się z nim nie zgodzić.
Poziom Bundesligi wzrasta w bardzo szybkim tempie i muszą to zauważyć nawet najwięksi przeciwnicy niemieckiego futbolu. Fantastyczna infrastruktura, stadiony wypełnione po brzegi, kapitalny system szkolenia młodzieży i bardzo dobra sytuacja finansowa całych rozgrywek to tylko kilka z wielu atutów niemieckiej piłki. Nie bez kozery mówi się o Bundeslidze, że to najzdrowsza liga na świecie.
Borussia Dortmund pokazała, że nie trzeba wielkich pieniędzy aby stworzyć klub, który liczy się nie tylko w Niemczech, ale i w całej europejskiej piłce. To co nie udało się gigantowi ligi angielskiej - Manchesterowi City, zrobili piłkarze Borussii. Dwa sezony w Lidze Mistrzów i dwukrotny blamaż obecnych Mistrzów Anglii pokazał, że trzeba mieć w dzisiejszej piłce coś więcej niż tylko pieniądze. Ekipa Kloppa w fazie grupowej Ligi Mistrzów zaprezentowała to, czym przez dwa poprzednie sezony zachwycała w Bundeslidze. Awans z pierwszego miejsca z "grupy śmierci" potwierdził, że BVB to drużyna z którą musi się liczyć każdy klub w Europie. Takie, na pierwszy rzut oka, małe osiągnięcia w CL to dla stworzonego na podstawie petrodolarów giganta z niebieskiej części Manchesteru tylko marzenia.
Ten niewiarygodny skok do góry Borussii był zaskoczeniem dla wszystkich w Niemczech, a zwłaszcza dla Bayernu, który przez dwa lata był upokarzany przez drużynę z Dortmundu. Z perspektywy czasu trzeba jednak ocenić, że te dwa sezony bez tytułów były czymś, co pchnęło Bayern jeszcze bardziej do przodu. Potwierdzają to słowa Hoenessa, który ze względu na m.in. Borussię musiał jeszcze bardziej zainwestować w rozwój swojej potęgi. Dzisiaj prezydent Bayernu na pewno tego nie żałuje, bo jego klub pewnie kroczy po dwudzieste trzecie Mistrzostwo Niemiec i szesnasty Puchar Niemiec, a w Lidze Mistrzów po raz kolejny jest jednym z głównych faworytów do końcowego triumfu.
Ćwierćfinałowe spotkanie Bayernu z Borussią Dortmund pokazało obecną różnicę miedzy obiema drużynami. Bayern zdominował BVB, które nie potrafiło w żaden sposób zagrozić bramce Manuela Neuera. Z takim obrazem spotkania kibice z Monachium i Dortmundu podczas rywalizacji swoich klubów dawno się nie spotkali. Bawarczycy mogą tylko sobie "zawdzięczać", że mecz zakończył się tak niskim zwycięstwem. "Tym spotkaniem potwierdziliśmy swoją dominację w niemieckiej piłce" - mówi Hoeness.
Rozstrzygnięcie w Pucharze Niemiec i różnica w tabeli Bundesligi nie oznacza, że w następnym sezonie Bayern będzie w Niemczech znów bezkonkurencyjny. Borussia na pewno wyciągnie wnioski z obecnych rozgrywek i przede wszystkim wzmocni swoją ławkę rezerwowych. Brak szerokiej i wyrównanej kadry uniemożliwia Kloppowi walkę na wszystkich frontach.
Polityka przedłużania kontraktów BVB udała się niemal w 100%. Jedynym piłkarzem z pierwszego składu Borussii, który opuści Dortmund w najbliższym czasie jest Robert Lewandowski. Odejście Polaka nie będzie dla "Borussen" tak wielkim osłabieniem jak ewentualna sprzedaż Goetzego, Reusa czy Hummelsa. Zwłaszcza, że głośno mówi się o tym, że następcą "Lewego" może być była gwiazda VfL Wolfsburg Edin Dżeko. Osobiście uważam, że Bośniak może jeszcze tylko zwiększyć siłę ofensywną drużyny Kloppa.
Podsumowując można paradoksalnie napisać, że kibice Bayernu powinni być wdzięczni Borussii. To dzięki niej Bayern cały czas się rozwija, o czym świadczy choćby zatrudnienie Pepa Guardioli. Pojawienie się tak mocnego konkurenta w Bundeslidze powoduje, że rekordowy Mistrz Niemiec nie może choćby na chwilę spuścić z tonu. Taka sytuacja tylko zwiększa szanse na tak długo wyczekiwany w Monachium triumf w LM.
Poziom Bundesligi wzrasta w bardzo szybkim tempie i muszą to zauważyć nawet najwięksi przeciwnicy niemieckiego futbolu. Fantastyczna infrastruktura, stadiony wypełnione po brzegi, kapitalny system szkolenia młodzieży i bardzo dobra sytuacja finansowa całych rozgrywek to tylko kilka z wielu atutów niemieckiej piłki. Nie bez kozery mówi się o Bundeslidze, że to najzdrowsza liga na świecie.
Borussia Dortmund pokazała, że nie trzeba wielkich pieniędzy aby stworzyć klub, który liczy się nie tylko w Niemczech, ale i w całej europejskiej piłce. To co nie udało się gigantowi ligi angielskiej - Manchesterowi City, zrobili piłkarze Borussii. Dwa sezony w Lidze Mistrzów i dwukrotny blamaż obecnych Mistrzów Anglii pokazał, że trzeba mieć w dzisiejszej piłce coś więcej niż tylko pieniądze. Ekipa Kloppa w fazie grupowej Ligi Mistrzów zaprezentowała to, czym przez dwa poprzednie sezony zachwycała w Bundeslidze. Awans z pierwszego miejsca z "grupy śmierci" potwierdził, że BVB to drużyna z którą musi się liczyć każdy klub w Europie. Takie, na pierwszy rzut oka, małe osiągnięcia w CL to dla stworzonego na podstawie petrodolarów giganta z niebieskiej części Manchesteru tylko marzenia.
Ten niewiarygodny skok do góry Borussii był zaskoczeniem dla wszystkich w Niemczech, a zwłaszcza dla Bayernu, który przez dwa lata był upokarzany przez drużynę z Dortmundu. Z perspektywy czasu trzeba jednak ocenić, że te dwa sezony bez tytułów były czymś, co pchnęło Bayern jeszcze bardziej do przodu. Potwierdzają to słowa Hoenessa, który ze względu na m.in. Borussię musiał jeszcze bardziej zainwestować w rozwój swojej potęgi. Dzisiaj prezydent Bayernu na pewno tego nie żałuje, bo jego klub pewnie kroczy po dwudzieste trzecie Mistrzostwo Niemiec i szesnasty Puchar Niemiec, a w Lidze Mistrzów po raz kolejny jest jednym z głównych faworytów do końcowego triumfu.
Ćwierćfinałowe spotkanie Bayernu z Borussią Dortmund pokazało obecną różnicę miedzy obiema drużynami. Bayern zdominował BVB, które nie potrafiło w żaden sposób zagrozić bramce Manuela Neuera. Z takim obrazem spotkania kibice z Monachium i Dortmundu podczas rywalizacji swoich klubów dawno się nie spotkali. Bawarczycy mogą tylko sobie "zawdzięczać", że mecz zakończył się tak niskim zwycięstwem. "Tym spotkaniem potwierdziliśmy swoją dominację w niemieckiej piłce" - mówi Hoeness.
Rozstrzygnięcie w Pucharze Niemiec i różnica w tabeli Bundesligi nie oznacza, że w następnym sezonie Bayern będzie w Niemczech znów bezkonkurencyjny. Borussia na pewno wyciągnie wnioski z obecnych rozgrywek i przede wszystkim wzmocni swoją ławkę rezerwowych. Brak szerokiej i wyrównanej kadry uniemożliwia Kloppowi walkę na wszystkich frontach.
Polityka przedłużania kontraktów BVB udała się niemal w 100%. Jedynym piłkarzem z pierwszego składu Borussii, który opuści Dortmund w najbliższym czasie jest Robert Lewandowski. Odejście Polaka nie będzie dla "Borussen" tak wielkim osłabieniem jak ewentualna sprzedaż Goetzego, Reusa czy Hummelsa. Zwłaszcza, że głośno mówi się o tym, że następcą "Lewego" może być była gwiazda VfL Wolfsburg Edin Dżeko. Osobiście uważam, że Bośniak może jeszcze tylko zwiększyć siłę ofensywną drużyny Kloppa.
Podsumowując można paradoksalnie napisać, że kibice Bayernu powinni być wdzięczni Borussii. To dzięki niej Bayern cały czas się rozwija, o czym świadczy choćby zatrudnienie Pepa Guardioli. Pojawienie się tak mocnego konkurenta w Bundeslidze powoduje, że rekordowy Mistrz Niemiec nie może choćby na chwilę spuścić z tonu. Taka sytuacja tylko zwiększa szanse na tak długo wyczekiwany w Monachium triumf w LM.
poniedziałek, 25 lutego 2013
Hertha w drodze po kolejny awans
Wielkim wstydem dla mieszkańców Berlina jest fakt, iż ich miasto jest chyba jedyną stolicą w Europie, która nie posiada choćby jednego klubu w najwyższej klasie rozgrywek piłkarskich. Wszystko wskazuje na to, że Hertha zmaże tę plamę już za kilka miesięcy.
Prawdziwe problemy Herthy z grą w Bundeslidze rozpoczęły się w sezonie 2009/2010. To właśnie wtedy, po trzynastu latach gry w najwyższej klasie rozgrywkowej, "Stara Dama" spadła do drugiej ligi. W tamtym czasie w zespole z Berlina występowali min. Artur Wichniarek i Łukasz Piszczek. Wielka katastrofa, jakim był spadek, nie załamała działaczy i piłkarzy Herthy, która w kolejnym sezonie bardzo pewnie awansowała z powrotem do Bundesligi.
Berlińczycy niestety nie potrafili się utrzymać i koszmar sprzed dwóch lat znów się powtórzył. Przegrany dwumecz barażowy z Fortuną Duessledorf spowodował, że w obecnym sezonie Hertha po raz kolejny walczy o powrót do pierwszej ligi.
Zespół z Berlina do upragnionego awansu prowadzi holenderski trener Jos Luhukay, który potrafił najpierw awansować, a następnie utrzymać FC Augsburg w Bundeslidze, co patrząc na potencjał zespołu z Bawarii było zadaniem bardzo trudnym. Po udanej pracy w Augsburgu trener Luhukay zdecydował się przenieść do niższej ligi i walczyć z Herthą o awans.
Berlińczycy są na bardzo dobrej drodze, żeby po raz drugi w ciągu dwóch lat powrócić do Bundesligi. Hertha zajmuje obecnie drugą pozycję z dziesięcioma punktami przewagi nad trzecim K'lautern (z którym zmierzy się dzisiaj) i z zaledwie dwupunktową stratą do prowadzącego w tabeli Eintrachtu Brunszwik. Wydaje się, że tylko prawdziwa katastrofa może zabrać awans piłkarzom ze stolicy Niemiec.
Powrót Herthy do Bundesligi doda niewątpliwie wiele kolorytu całym rozgrywkom. Nie trzeba być wielkim ekspertem, żeby stwierdzić, że mecze z udziałem klubu ze stolicy Berliną będą cieszyły się większą popularnością niż te przeciwko takim ekipom jak Greuther Fuerth czy wspomniany wcześniej FC Augsburg. Powrót "Starej Damy" to także powrót do Bundesligi kolejnego pięknego i ogromnego stadionu.
Głód wielkiej piłki w Berlinie jest ogromny, co pokazały ostatnie derby z Unionem. Na Olympiastadion, na meczu drugiej Bundesligi, zjawił się komplet 74.244 widzów. Dla nas, Polaków, jak i dla zdecydowanej większości innych krajów, taka frekwencja na meczu nawet pierwszej ligi to czysta abstrakcja.
Prawdziwe problemy Herthy z grą w Bundeslidze rozpoczęły się w sezonie 2009/2010. To właśnie wtedy, po trzynastu latach gry w najwyższej klasie rozgrywkowej, "Stara Dama" spadła do drugiej ligi. W tamtym czasie w zespole z Berlina występowali min. Artur Wichniarek i Łukasz Piszczek. Wielka katastrofa, jakim był spadek, nie załamała działaczy i piłkarzy Herthy, która w kolejnym sezonie bardzo pewnie awansowała z powrotem do Bundesligi.
Berlińczycy niestety nie potrafili się utrzymać i koszmar sprzed dwóch lat znów się powtórzył. Przegrany dwumecz barażowy z Fortuną Duessledorf spowodował, że w obecnym sezonie Hertha po raz kolejny walczy o powrót do pierwszej ligi.
Jos Luhukay - trener Herthy Berlin |
Zespół z Berlina do upragnionego awansu prowadzi holenderski trener Jos Luhukay, który potrafił najpierw awansować, a następnie utrzymać FC Augsburg w Bundeslidze, co patrząc na potencjał zespołu z Bawarii było zadaniem bardzo trudnym. Po udanej pracy w Augsburgu trener Luhukay zdecydował się przenieść do niższej ligi i walczyć z Herthą o awans.
Berlińczycy są na bardzo dobrej drodze, żeby po raz drugi w ciągu dwóch lat powrócić do Bundesligi. Hertha zajmuje obecnie drugą pozycję z dziesięcioma punktami przewagi nad trzecim K'lautern (z którym zmierzy się dzisiaj) i z zaledwie dwupunktową stratą do prowadzącego w tabeli Eintrachtu Brunszwik. Wydaje się, że tylko prawdziwa katastrofa może zabrać awans piłkarzom ze stolicy Niemiec.
Fenomenalny Stadion Olimpijski w Berlinie |
Głód wielkiej piłki w Berlinie jest ogromny, co pokazały ostatnie derby z Unionem. Na Olympiastadion, na meczu drugiej Bundesligi, zjawił się komplet 74.244 widzów. Dla nas, Polaków, jak i dla zdecydowanej większości innych krajów, taka frekwencja na meczu nawet pierwszej ligi to czysta abstrakcja.
czwartek, 21 lutego 2013
Profesor van Buyten
"van Sosna", "van Drewno" czy "wspólnik G.Rasiaka" to tylko kilka z wielu określeń stworzonych przez kibiców Bayernu "na cześć" Daniela van Buytena. Na szczęście dla Bawarczyków rosły Belg nie poszedł za "głosem ludu" i nie pracuje na tartaku tylko dalej występuje w barwach rekordowego mistrza Niemiec.
Kibice Arsenalu przed meczem z Bayernem liczyli, że Daniel van Buyten będzie popełniał masakryczne błędy, a Theo Walcott dzięki swojej szybkości będzie mijał Belga przy każdej okazji. Wszyscy łudzący się, że 35-latek będzie kluczem do zwycięstwa nad machiną z Monachium, bardzo się rozczarowali.
O ile wygrywanie pojedynków główkowych z takimi piłkarzami jak wspomniany Walcott czy Santi Cazorla nie mogło być żadnym problemem dla mierzącego 197 cm obrońcy, to typowa gra jeden na jeden była sporym znakiem zapytania. Na szczęście van Buyten w żaden sposób nie zawiódł i był bardzo jasnym punktem dobrze radzącej sobie we wtorkowy wieczór bawarskiej defensywy. Belg doskonale przewidywał zagrania "Kanonierów", wyprzedzał napastników rywala i co ważne dobrze wprowadzał piłkę do przodu. Dodatkowym plusem jego występu był udział przy drugiej bramce dla Bayernu, kiedy to właśnie po jego strzale głową szanse na dobitkę miał Thomas Mueller. Można powiedzieć, że w Londynie zagrał po profesorsku.
Przy takiej formie van Buytena rodzi się wiele pytań. Czy po rewanżowym spotkaniu z "Kanonierami" to 35-latek dalej będzie podstawowym obrońcą Bayernu? Czy reprezentant Niemiec Jerome Boateng po swoim idiotycznym zagraniu w meczu szóstej kolejki fazy grupowej LM będzie pokutował przez kolejne tygodnie, a może nawet miesiące? I co z wygasającym po obecnym sezonie kontrakcie belgijskiego obrońcy?
Na pierwsze dwa pytania ciężko odpowiedzieć. Obserwując pracę Heynckesa w Monachium można dojść do wniosku, że dopóki Bayern będzie spisywał się jak dotychczas to Boateng może liczyć na występy w tylko mniej wymagających spotkaniach jak choćby te najbliższe z Werderem Brema.
Co do przedłużenia kontraktu van Buytena to sprawa nie jest jeszcze chyba przesądzona. Belg wielokrotnie w wywiadach podkreśla, że bardzo chciałby zostać w Monachium na kolejny rok. Problemem może być zakontraktowanie Jana Kirchhoffa z FSV Mainz, który wydaje się być naturalnym następcą reprezentanta Belgii. W tej sprawie decydujący głos zapewne będzie miał Pep Guardiola.
Kibice Arsenalu przed meczem z Bayernem liczyli, że Daniel van Buyten będzie popełniał masakryczne błędy, a Theo Walcott dzięki swojej szybkości będzie mijał Belga przy każdej okazji. Wszyscy łudzący się, że 35-latek będzie kluczem do zwycięstwa nad machiną z Monachium, bardzo się rozczarowali.
O ile wygrywanie pojedynków główkowych z takimi piłkarzami jak wspomniany Walcott czy Santi Cazorla nie mogło być żadnym problemem dla mierzącego 197 cm obrońcy, to typowa gra jeden na jeden była sporym znakiem zapytania. Na szczęście van Buyten w żaden sposób nie zawiódł i był bardzo jasnym punktem dobrze radzącej sobie we wtorkowy wieczór bawarskiej defensywy. Belg doskonale przewidywał zagrania "Kanonierów", wyprzedzał napastników rywala i co ważne dobrze wprowadzał piłkę do przodu. Dodatkowym plusem jego występu był udział przy drugiej bramce dla Bayernu, kiedy to właśnie po jego strzale głową szanse na dobitkę miał Thomas Mueller. Można powiedzieć, że w Londynie zagrał po profesorsku.
Van Buyten kontra Theo Wallcot |
Nie jest tajemnicą, że regularna gra van Buytena od początku rundy wiosennej jest spowodowana czerwoną kartką Jeroma Boatenga w meczu z BATE i ciężką kontuzją Holgera Badstubera. Jupp Heynckes musiał zacząć ogrywać swojego jedynego możliwego partnera dla Dantego na dwumecz z Arsenalem. Belg swoją szansę wykorzystał idealnie.
Przy takiej formie van Buytena rodzi się wiele pytań. Czy po rewanżowym spotkaniu z "Kanonierami" to 35-latek dalej będzie podstawowym obrońcą Bayernu? Czy reprezentant Niemiec Jerome Boateng po swoim idiotycznym zagraniu w meczu szóstej kolejki fazy grupowej LM będzie pokutował przez kolejne tygodnie, a może nawet miesiące? I co z wygasającym po obecnym sezonie kontrakcie belgijskiego obrońcy?
Na pierwsze dwa pytania ciężko odpowiedzieć. Obserwując pracę Heynckesa w Monachium można dojść do wniosku, że dopóki Bayern będzie spisywał się jak dotychczas to Boateng może liczyć na występy w tylko mniej wymagających spotkaniach jak choćby te najbliższe z Werderem Brema.
Daniel van Buyten występuje w Bayernie od czerwca 2006 roku |
Co do przedłużenia kontraktu van Buytena to sprawa nie jest jeszcze chyba przesądzona. Belg wielokrotnie w wywiadach podkreśla, że bardzo chciałby zostać w Monachium na kolejny rok. Problemem może być zakontraktowanie Jana Kirchhoffa z FSV Mainz, który wydaje się być naturalnym następcą reprezentanta Belgii. W tej sprawie decydujący głos zapewne będzie miał Pep Guardiola.
poniedziałek, 18 lutego 2013
Czas na monachijski walec
Przewaga Bayernu Monachium nad Arsenalem Londyn przed zbliżającym się dwumeczem jest niepodważalna w praktycznie każdym aspekcie. Forma sportowa, psychologiczna, jak i zwykła jakość "na papierze" wskazują na jednego, zdecydowanego faworyta tej rywalizacji.
Arsenal to dla mnie klub bardzo specyficzny. W kadrze ma zawsze wielu młodych i bardzo utalentowanych piłkarzy. "Przedszkole" Arsene Wengera potrafi zagrać kapitalne spotkania, jak i skompromitować się w sposób kompletnie niezrozumiały. "Kanonierzy" od 2006 roku nie zdobyli żadnego trofeum, nawet śmiesznego Pucharu Ligi. W tym roku podopiecznych francuskiego trenera można jednak wytłumaczyć z niepowodzeń w tych rozgrywkach. Arsenal odpadł przecież z finalistą tegoż pucharu. Czwartoligowym Bradford.
W sukces Arsenalu w Lidze Mistrzów nie wierzę. Nawet jeżeli będzie ich stać na sensacyjne wyeliminowanie Bayernu to i tak prędzej czy później polegną. Niestety dla kibiców Arsenalu w ostatni weekend stracili nadzieje na jakiekolwiek trofeum w obecnym sezonie. Na "Emirates Stadium" zjawiła się drugoligowa drużyna Blackburn Rovers, która oddając 6 strzałów zdobyła jedną bramkę (przy 24 Arsenalu) i awansowała do kolejnej rundy Pucharu Anglii. Marzenia prysły, a "Kanonierzy" na trofeum poczekają przynajmniej kolejny rok (nic mi nie wiadomo o organizacji w 2013 roku Audi Cup i zaproszeniu na niego Arsenalu, a w meczu o Puchar Paulanera raczej Podolskiego i spółki nie zobaczymy).
Takie troszkę ironiczne przedstawienie Arsenalu nie jest powodem mojej niechęci do tego klubu. Jest wręcz przeciwnie, bo po transferze "Poldiego" nabrałem do nich nawet maluteńkiej sympatii. Nie oznacza to jednak, że poczynania podopiecznych Arsene Wengera śledzę co tydzień. A co do Lukasa to mam nadzieję, że mój stosunek do niego nie zmieni się po najbliższym dwumeczu.
Osobiście Arsenalowi życzę zajęcia chociażby czwartego miejsca w lidze, które da szanse gry w następnej edycji Ligi Mistrzów. Mam nadzieję, że Bawarczycy im w tym pomogą i "wyrzucą" "Kanonierów" z elitarnej Champions League. Dzięki temu Arsene Wenger będzie mógł skupić się tylko i wyłącznie na Premiership.
Wśród wielu komentarzy kibiców Bayernu widzę obawę przed niektórymi piłkarzami Arsenalu. A to Walcott szybki (jak dla mnie "jeździec bez głowy"), a to Santi Cazorla wielka gwiazda ligi angielskiej (gdzie mu do Rooneya?), a to reprezentant Niemiec Lukas Podolski (jakby był taki rewelacyjny to dalej grałby w Bayernie). Panowie i Panie, spokojnie. Szacunek do rywala oczywiście jest, ale najważniejsze, żeby go mieli piłkarze i trener Heynckes. Kibice Bayernu niech skupią się na swoich gwiazdach, które robią troszkę inne wrażenie niż te z Londynu.
Jedyne czego sobie życzę to przełożenie formy z Bundesligi na Ligę Mistrzów. Starczy męczarni dla moich oczu, które były w Mińsku, Lille czy Walencji. Czas na monachijski walec, który przejedzie się poza granicami Niemiec.
Arsenal to dla mnie klub bardzo specyficzny. W kadrze ma zawsze wielu młodych i bardzo utalentowanych piłkarzy. "Przedszkole" Arsene Wengera potrafi zagrać kapitalne spotkania, jak i skompromitować się w sposób kompletnie niezrozumiały. "Kanonierzy" od 2006 roku nie zdobyli żadnego trofeum, nawet śmiesznego Pucharu Ligi. W tym roku podopiecznych francuskiego trenera można jednak wytłumaczyć z niepowodzeń w tych rozgrywkach. Arsenal odpadł przecież z finalistą tegoż pucharu. Czwartoligowym Bradford.
W sukces Arsenalu w Lidze Mistrzów nie wierzę. Nawet jeżeli będzie ich stać na sensacyjne wyeliminowanie Bayernu to i tak prędzej czy później polegną. Niestety dla kibiców Arsenalu w ostatni weekend stracili nadzieje na jakiekolwiek trofeum w obecnym sezonie. Na "Emirates Stadium" zjawiła się drugoligowa drużyna Blackburn Rovers, która oddając 6 strzałów zdobyła jedną bramkę (przy 24 Arsenalu) i awansowała do kolejnej rundy Pucharu Anglii. Marzenia prysły, a "Kanonierzy" na trofeum poczekają przynajmniej kolejny rok (nic mi nie wiadomo o organizacji w 2013 roku Audi Cup i zaproszeniu na niego Arsenalu, a w meczu o Puchar Paulanera raczej Podolskiego i spółki nie zobaczymy).
Takie troszkę ironiczne przedstawienie Arsenalu nie jest powodem mojej niechęci do tego klubu. Jest wręcz przeciwnie, bo po transferze "Poldiego" nabrałem do nich nawet maluteńkiej sympatii. Nie oznacza to jednak, że poczynania podopiecznych Arsene Wengera śledzę co tydzień. A co do Lukasa to mam nadzieję, że mój stosunek do niego nie zmieni się po najbliższym dwumeczu.
Osobiście Arsenalowi życzę zajęcia chociażby czwartego miejsca w lidze, które da szanse gry w następnej edycji Ligi Mistrzów. Mam nadzieję, że Bawarczycy im w tym pomogą i "wyrzucą" "Kanonierów" z elitarnej Champions League. Dzięki temu Arsene Wenger będzie mógł skupić się tylko i wyłącznie na Premiership.
Wśród wielu komentarzy kibiców Bayernu widzę obawę przed niektórymi piłkarzami Arsenalu. A to Walcott szybki (jak dla mnie "jeździec bez głowy"), a to Santi Cazorla wielka gwiazda ligi angielskiej (gdzie mu do Rooneya?), a to reprezentant Niemiec Lukas Podolski (jakby był taki rewelacyjny to dalej grałby w Bayernie). Panowie i Panie, spokojnie. Szacunek do rywala oczywiście jest, ale najważniejsze, żeby go mieli piłkarze i trener Heynckes. Kibice Bayernu niech skupią się na swoich gwiazdach, które robią troszkę inne wrażenie niż te z Londynu.
Jedyne czego sobie życzę to przełożenie formy z Bundesligi na Ligę Mistrzów. Starczy męczarni dla moich oczu, które były w Mińsku, Lille czy Walencji. Czas na monachijski walec, który przejedzie się poza granicami Niemiec.
czwartek, 14 lutego 2013
Troszkę o meczu z Wolfsburgiem, czyli czas na rotację
Dość nietypowo, bo w piątek piłkarze Bayernu Monachium zmierzą się z VfL Wolfsburg. Początek batalii o kolejne trzy ligowe punkty o godzinie 20:30.
O zespole z Wolfsburga dość krótko, jakby z musu przedstawienia sytuacji "Wilków", a więc: grają poniżej oczekiwań, od niedawna pracują w klubie dwie nowe, ważne osobistości Klaus Allofs i Dieter Hecking, na koncie mają 26 punktów i zajmują 12. pozycję. Liczą, że uda im się zagrać w przyszłym sezonie w Lidze Europejskiej. Tyle o VfL Wolfsburg, czyli najbliższym rywalu Bayernu Monachium.
Przychodzi właśnie czas, kiedy trener Heynckes będzie musiał zacząć korzystać ze swojej szerokiej, wyrównanej i niezwykle mocnej kadry. To właśnie teraz uśmiech na twarzy Arjena Robbena powinien pojawiać się coraz częściej, a swoje umiejętności na boisku będzie mógł prezentować w dłuższym wymiarze czasowym Jerome Boateng. Być może o nowy kontrakt walczyć będzie doświadczony Daniel van Buyten, który będzie podstawowym obrońcą w najbliższych dwóch meczach Bayernu w Lidze Mistrzów. Koniec lutego to też dobry czas, aby zaczął o sobie przypominać Mario Gomez, który jest obecnie w cieniu swojego imiennika z Chorwacji. Zaczął się okres, kiedy dotychczasowi rezerwowi mogą pokazać swoją wartość i przydatność dla drużyny. Do dzieła panowie-piłkarze!
Dużym plusem dla trenera Heynckesa jest fakt, iż przed wtorkowym spotkaniu w Lidze Mistrzów Bayern mecz ligowy gra w piątek, a nie jak to najczęściej bywa w sobotę. Da to oczywiście dłuższy czas na regeneracje wszystkich zawodników. Łatwo policzyć, że po zakończeniu spotkania w Wolsburgu piłkarze z Bawarii będą mieli około 90 godzin odpoczynku. Czy taka długa przerwa przekona "Don Juppa" do postawienia na swoje najlepsze armaty przeciwko "Wilkom"? Takie rozwiązanie ma duże prawdopodobieństwo, jednak...
..liczę, że skład Bayernu będzie wyglądał troszkę inaczej niż zwykle. Gdybym był trenerem Bayernu (ah te marzenia) to w piątkowym meczu z VfL dałbym odpocząć takim piłkarzom jak Philipp Lahm, David Alaba, Dante, Bastian Schweinsteiger i Franck Ribery. Niewątpliwie są to kluczowe postacie dzisiejszej potęgi bawarskiego klubu i to głównie na ich barkach będzie leżała odpowiedzialność za dobry wynik w Londynie. Ogromna przewaga w ligowej tabeli daje rekordowemu mistrzowi Niemiec duży komfort, który można wykorzystać min. przed ważnymi meczami w Lidze Mistrzów. A więc do rzeczy, jak według mnie jutro powinna wyglądać wyjściowa jedenastka na mecz z Wolfsburgiem...
O zespole z Wolfsburga dość krótko, jakby z musu przedstawienia sytuacji "Wilków", a więc: grają poniżej oczekiwań, od niedawna pracują w klubie dwie nowe, ważne osobistości Klaus Allofs i Dieter Hecking, na koncie mają 26 punktów i zajmują 12. pozycję. Liczą, że uda im się zagrać w przyszłym sezonie w Lidze Europejskiej. Tyle o VfL Wolfsburg, czyli najbliższym rywalu Bayernu Monachium.
Od lewej: nowy dyrektor sportowy VfL Klaus Allofs i nowy trener Dieter Hecking |
Myślę, że przed meczem w Wolfsburgu przede wszystkim trzeba się skupić na drużynie Bayernu Monachium. Wiemy już, że na pewno w piątek na boisku nie zobaczymy Javiego Martneza, który zmaga się z niegroźną kontuzją i na bój z Arsenalem powinien być już w 100% gotowy. Do dyspozycji trenera Heynckesa nie będzie również Claudio Pizarro, który zapewne i tak by nie dostał szansy pojawienia się na boisku.
Osobiście mam duża nadzieję, że "Don Jupp" w meczu z VfL zrobi kilka roszad w składzie i pozwoli swoim najlepszym zawodnikom odpocząć przed meczem w Londynie. Bayern ma aż 15 punków przewagi nad drugą Borussią Dortmund i wydaje się, że tylko katastrofa może odebrać Bawarczykom mistrzostwo Niemiec. Warto przypomnieć, że przed "Gwiazdą Południa" prawdziwy maraton, który rozpocznie się własnie w spotkaniu z VfL. Oprócz spotkań Bundesligi i dwumeczu z Arsenalem, jeszcze w lutym Bayern zmierzy się na swoim stadionie w rozgrywkach pucharu Niemiec z Borussią Dortmund. Przed nami emocjonujące i miejmy nadzieje, że radosne tygodnie!
Mario Gomez znów zacznie strzelać? |
Dużym plusem dla trenera Heynckesa jest fakt, iż przed wtorkowym spotkaniu w Lidze Mistrzów Bayern mecz ligowy gra w piątek, a nie jak to najczęściej bywa w sobotę. Da to oczywiście dłuższy czas na regeneracje wszystkich zawodników. Łatwo policzyć, że po zakończeniu spotkania w Wolsburgu piłkarze z Bawarii będą mieli około 90 godzin odpoczynku. Czy taka długa przerwa przekona "Don Juppa" do postawienia na swoje najlepsze armaty przeciwko "Wilkom"? Takie rozwiązanie ma duże prawdopodobieństwo, jednak...
..liczę, że skład Bayernu będzie wyglądał troszkę inaczej niż zwykle. Gdybym był trenerem Bayernu (ah te marzenia) to w piątkowym meczu z VfL dałbym odpocząć takim piłkarzom jak Philipp Lahm, David Alaba, Dante, Bastian Schweinsteiger i Franck Ribery. Niewątpliwie są to kluczowe postacie dzisiejszej potęgi bawarskiego klubu i to głównie na ich barkach będzie leżała odpowiedzialność za dobry wynik w Londynie. Ogromna przewaga w ligowej tabeli daje rekordowemu mistrzowi Niemiec duży komfort, który można wykorzystać min. przed ważnymi meczami w Lidze Mistrzów. A więc do rzeczy, jak według mnie jutro powinna wyglądać wyjściowa jedenastka na mecz z Wolfsburgiem...
środa, 13 lutego 2013
Skośnooki skarb z Hamburga
Son strzelił ostatnio dwie bramki na Signal Iduna Park. Jego HSV niespodziewanie pokonało mistrza Niemiec aż 1:4 |
Młody reprezentant Korei Południowej przyćmił w obecnym sezonie nawet samego Rafaela van der Vaarta, a przepiękne bramki i efektowne dryblingi stały się wizytówką napastnika Hamburgera SV. Chrapkę na Sona mają już takie kluby jak Borussia Dortmund, Chelsea Londyn czy Tottenham Hotspur. Kontrakt młodego Koreańczyka z drużyną z północy Niemiec wygasa w czerwcu 2014 roku. Czy gwiazda HSV zdecyduje się przedłużyć swoją umowę?
Kluczowym czynnikiem w walce o nowy kontrakt dla Sona będzie końcowy wynik Hamburgera SV w ligowej tabeli. Marzeniem wszystkich kibiców i działaczy z Hamburga jest miejsce premiowane grą w europejskich pucharach, co niewątpliwie pomoże podreperować budżet klubu.
Dla zespołu o takiej historii (słynne "Dinozaury Bundesligi") i potencjale gra o utrzymanie to zdecydowanie za mało. HSV w ostatnich latach grało bardzo słabo, czego efektem jest brak występów w europejskich pucharach co zdecydowanie obniżyło prestiż całej drużyny. Sam Uli Hoeness na pytanie kto może być długoterminowym rywalem w Bundeslidze dla Bayernu, pewnie nieco uszczypliwie, niegdyś odpowiedział: - Nie Borussia Dortmund, a HSV Hamburg. Mają duży potencjał, ale nie potrafią go wykorzystać .
Ruud van Nistelrooy w barwach Hamburgera SV |
Pewnie mało kto jeszcze pamięta, że niedawno w zespole z Hamburga występowały takie gwiazdy jak Ruud van Nistelrooy, Mladen Petrić, Joris Mathijsen czy Piotr Trochowski. Brak gry w europejskich pucharach i problemy finansowe klubu spowodowały, że HSV było zmuszone do sprzedaży wielu znanych nazwisk i postawienia na młodszych i dużo mniej znanych piłkarzy. Nadrzędnym celem Hamburczyków w trwającym obecnie sezonie jest powrót do rywalizacji w Europie w której nie brali udziału przez ostatnie dwa lata. - Mój cel jest jasny. Chcę żeby moja drużyna regularnie występowała w Lidze Europejskiej czy Lidze Mistrzów - potwierdza dyrektor sportowy HSV Frank Arnesen.
W podobnym tonie po swoim powrocie do Hamburga wypowiadał się Rafael van der Vaart: - Myślę, że mamy odpowiednią jakość, żeby w następnym sezonie grać w europejskich pucharach. Holender zabrał ostatnio również głos w sprawie przyszłości swojego klubowego kolegi Heung-Min Sona: - On musi tutaj dalej grać. Oczywiście jest to kuszące, gdy taki klub jak Liverpool FC pyta o niego i oferuje 20 milionów euro, ale tu, w Hamburgu, on ma zaufanie i gra regularnie. Heung-Min staje się dla nas bardzo ważnym piłkarzem.
W grę o przedłużenie kontraktu Sona mogą wchodzić nawet prywatni azjatyccy sponsorzy, którzy będą mogli pomóc HSV w utrzymaniu Koreańczyka w zespole. Frank Arnesen zapowiadał, że do pierwszych poważnych rozmów z agentem Sona może dojść już zimą. Jak na razie umowa 20-latka nie została przedłużona.
Wszystko wskazuje na to, że przyszłość Sona wyjaśni się dopiero po obecnym sezonie. Ewentualna gra w europejskich pucharach i nowe, wyższe zarobki mogą przekonać młodego gwiazdora HSV do prolongowania kontraktu o kolejne lata.
Subskrybuj:
Posty (Atom)