Mowa oczywiście o Mario Mandzukiciu, który swoim transferem do Bayernu Monachium zrealizował pewnie jedno ze swoich marzeń. Chorwat nie osiadł na laurach i nie zamierzył cieszyć się tylko z tego, że jest w kadrze rekordowego mistrza Niemiec. Bałkański temperament napastnika reprezentacji Chorwacji widać było od pierwszych spotkań. Swoim golem przeciwko Borussii Dortmund w meczu o Superpuchar Niemiec od razu wkupił się w serca bawarskich kibiców. Ale to co pokazał przeciwko podopiecznym Kloppa to nie tylko strzelona bramka. Chorwat biegał po boisku jak oszalały, od prawej do lewej, od Weidenfellera do Neuera. Był wszędzie. Jak się później okazało, to umiejętność, którą zachwyca wszystkich do dzisiaj.
Mandzukić przywiózł do Monachium ze sobą wszystko to co znaliśmy u innego chorwackiego napastnika - Ivicy Olicia. Popularne ,,jeżdżenie na tyłku", ogromna ambicja i zaangażowanie to cechy, które rzadko wymienia się w pierwszej kolejności u napastników. O ile Olić potrafił wszystkich zadziwiać swoją walecznością to Mandzukić robi to jeszcze ze zdwojoną siłą. Mario II w meczach częściej imponuje swoją grą w obronie niż w ofensywie, co w przypadku napastnika jest wręcz niezrozumiałe. Każdy kto oglądał kilka razy Chorwata w tym sezonie wie, że jeżeli straci on piłkę to będzie biegł za przeciwnikiem choćby do własnego pola karnego. Nie ma miejsca na bezradne rozkładanie rąk i inne pokazy irytacji. Dla Chorwata strata piłki przez Bayern to sygnał do powrotu na pełnym gazie. Ileż to razy widzieliśmy już Mandzukicia jako prawego, lewego obrońcę, czy też przejmującego rolę defensywnego pomocnika?
Oglądając Chorwata można mieć wrażenie, że on nie wie co to zmęczenie. W swoich działaniach na boisku może przypominać kenijskiego maratończyka, który na pełnym luzie biegnie w stronę mety. Nie ma wątpliwości, że wraz z Mandzukiciem do Bayernu przyszła nowa jakość. Gomez w przodzie gwarantował zimną krew i niezwykłą skuteczność w polu karnym. Najlepiej niech świadczy o tym fakt, który miał miejsce podczas EURO 2012. Gomez w trzech meczach grupowych miał piłkę przy nodze przez 23 sekundy i zdołał strzelić trzy bramki. Ale czy ktoś wyobraża sobie Niemca biegającego przez 90 minut po całym boisku i asekurującego defensywnych piłkarzy swojej drużyny? Ja nie.
A ten gest Mandzukicia zapadł na długo w głowach kibiców Bayernu. Spokojnie, to żadne nazistowskie pozdrowienie :). |
Chorwat w Bundeslidze strzelił 15 bramek. Do liderującego w klasyfikacji strzelców Roberta Lewandowskiego traci już 5 goli. Ciężko wyobrazić sobie, że Mandzukić zdoła przegonić Polaka, ale trudno tu mówić o jakiejś wyższości "Lewego" nad napastnikiem Bayernu. Zawodnik BVB rozegrał aż o ponad 500 minut więcej od Mario II. Gdyby nie ta dysproporcja i udział Chorwata w takich meczach jak choćby ten ostatni z HSV to jestem pewien, że królem strzelców zostałby właśnie napastnik urodzony w Chorwacji.
No właśnie, czy Chorwat sprawdza się w Lidze Mistrzów? Wtorkowe spotkanie Bayernu z Juventusem było najlepsze w wykonaniu mistrzów Niemiec (tu nie ma żadnej pomyłki) w tej edycji tych rozgrywek, a Chorwat zagrał kapitalnie. Podobnie było w Londynie, gdzie wszyscy byli zachwyceni grą Bawarczyków. Tam również Mandzukić zagrał bardzo dobrze, pokazując zwłaszcza niebywałe umiejętności gry w destrukcji.
Podsumowując można napisać, że dopóki Bayern będzie wygrywał, nawet bez bramek chorwackiego napastnika, to nikomu to nie będzie przeszkadzało. Każdy będzie miał w głowie te niesamowite zaangażowanie i walkę Mandzukicia, które niewątpliwie ułatwiają grę jego partnerom z drużyny. A gole? Gomez w poprzedniej edycji strzelał je jak na zawołanie, a w finale? No właśnie, a w finale...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz