czwartek, 25 kwietnia 2013

Spokojna środa? Nic z tych rzeczy

Bayern Monachium pokonał FC Barcelona 4:0 w pierwszym spotkaniu półfinału Ligi Mistrzów. Rozpocząłem banalnie i pewnie tak by było gdybym napisał jeszcze, że jestem niesamowicie zadowolony i rewanż w Hiszpanii będzie tylko formalnością. Niestety tak nie będzie...

O ile zdenerwowanie przed wtorkowym spotkaniem mogło być naprawdę spore, to mogę zapewnić, że te w przyszłym tygodniu będzie na podobnym poziomie. Trudno obawiać się, że "Barca" zmieni swój styl o 180 stopni i że Bayern z pędzącego pociągu zamieni się w niebieskie Seicento. Odpadnięcie Bayernu po takim wyniku pierwszego spotkania byłoby czymś niezrozumiałym. Chociaż, jak przypomni się finał z zeszłego roku...Nie wspominajmy o tym. Bawarczycy muszą awansować i tyle. W czym więc jest problem?

Philipp Lahm, Dante, Bastian Schweinsteiger, Javi Martinez, Luiz Gustavo i Mario Gomez - co łączy tych piłkarzy? Każdy z nich może nie zagrać w finałowym spotkaniu na Wembley z powodu żółtych kartek. Głupi faul taktyczny, gra aktorska kogoś z "Barcy" (jakże to prawdopodobne) i któreś z ważnych ogniw Bayernu nie zagra w w maju w Londynie. Bez "Bastiego" czy kapitana Lahma w finale LM? Ciężko to sobie wyobrazić, nawet przy tak szerokiej kadrze zespołu Juppa Heynckesa.

Równie ciężko znaleźć dobre rozwiązanie w tej sytuacji. Przeczytałem ostatnio bardzo dobry pomysł jednego z forumowiczów, który zaproponował oddać walkowera. Pomysł genialny. Barcelona wygrywa 3:0, ale w kontekście awansu nic jej to nie daje, a wszyscy piłkarze Bayernu bez stresu o kartki są w finale. Szkoda, że to niemożliwe..

Na Camp Nou trzeba zagrać i to trzeba zagrać bardzo dobrze i z wielkim zaangażowaniem. Szybki strzelony gol przez Messiego i spółkę może obudzić w Katalonii jakiś promyk nadziei. Bayern nie może do tego dopuścić. Bramka dla Bawarczyków oznacza niemal koniec rywalizacji. Do tego trzeba dążyć. Wszystko wydawałoby się tak proste i przyjemne do zrealizowania, ale gdzieś z tyłu głowy kilku piłkarzy będzie to, że mały błąd, głupi faul i marzenia o grze na Wembley któregoś z nich prysną.

Co więc ma zrobić Jupp Heynckes? Trudno cokolwiek wymyślić. Z jednej strony trzeba pamiętać, że czeka Bayern arcytrudny mecz na Camp Nou, a z drugiej wynik jest tak doskonały, że trudno sobie wyobrazić, że mistrzowie Niemiec mogą jeszcze odpaść. Zdania wśród kibiców są podzielone.

Osobiście jestem za wystawieniem możliwe jak najlepszej jedenastki (z Lahmem, Dante, "Bastim" i Javim). Cała czwórka gwarantuje najwyższy poziom i pewny awans do kolejnej rundy, ale...No właśnie. Każdy z nich musi mieć świadomość, że trzeba grać możliwie jak najczyściej, co przy niezwykle szybkich i znakomitych technicznie piłkarzach "Barcy"może być trudne.

Jak zminimalizować ryzyko dostania żółtej kartki? Sposób jest prosty, a w tekście była już o nim mowa. Możliwie jak najszybszciej strzelony gol zakończy już na dobre rywalizację. Wtedy Jupp Heynckes będzie mógł przeprowadzić pierwsze zmiany (jak dla mnie nie ma innej możliwości, jak ściągnięcie z boiska Schweinsteigera i Martineza, którzy są absolutnie genialnym duetem, obecnie najlepszym na świecie jeżeli chodzi o pozycję defensywnych pomocników).

Na koniec nie da się nie wspomnieć o wyczynie Borussii Dortmund, który mógł zszokować wielu. Ukłony przed Robertem Lewandowskim, który został absolutną gwiazdą piłki nożnej tego tygodnia na całym świecie. Polscy kibice mogą się cieszyć, że skończyły się czasy, kiedy każdy czekał na to, czy w Olympiakosie Pireus zagra Michał Żewłakow, albo czy Kamil Kosowski wystąpi przez kilka minut w APOELu Nikozja (mowa o rozgrywkach LM). "Lewy" strzela w BVB od dawna. Ale dopiero ten rok, ta edycja Ligi Mistrzów musi uświadomić wszystkim jedno - na naszych oczach tworzy (a raczej odradza) się nowy klub, który może być postrachem dla największych w Europie. Mnie najbardziej cieszy fakt, że to zespół z Bundesligi.

I dla porównania. W zespole Borussii Dortmund, prawdopodobnego finalisty, zagrożony ewentualnym zawieszeniem jest rezerwowy Kevin Grosskreutz, jakiej klasy to piłkarz, nie muszę nikomu opowiadać. Niemiecki finał w Londynie? Anglicy pewnie niezwykle się cieszą.... Nie El Classico, a der Klassiker, czyż to nie lepiej brzmi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz