niedziela, 6 października 2013

Guardiola ulepsza bawarską maszynę

Doczekaliśmy się. Potwór z Monachium z poprzedniego sezonu znów o sobie przypomniał. Po dość bezbarwnym początku rozgrywek Bayern pokazał, że w tym sezonie również może być nie do powstrzymania.

Guardiola do wpojenia swojej taktyki piłkarzom Bayernu potrzebował trzech miesięcy. Pierwsze mecze w sezonie w wykonaniu Bawarczyków mogły cieszyć ich największych przeciwników. Bayern, mimo że regularnie punktował, to w żaden sposób nie przekonywał. Gra zdobywców potrójnej korony wydawała się koszmarnie nudna i mało widowiskowa. Najbardziej uszczypliwi twierdzili, że Bawarczycy będą grali równie bezradnie jak Barcelona w wielu spotkaniach minionego sezonu. Mnóstwo podań z których nic nie wynika - tak miał wyglądać Bayern Guardioli. Jednak do zmiany optyki na "nowy" Bayern wystarczyło tylko kilka spotkań w których Bawarczycy znów przestraszyli całą piłkarską Europę...

Ciężko było oczekiwać, że rekordowy mistrz Niemiec po tak doskonałym sezonie będzie znów zachwycać od początku nowych rozgrywek. Guardiola, zarząd klubu i sami piłkarze zapowiadali, że do dojścia do optymalnej formy potrzeba czasu. Jak pokazały ostatnie tygodnie nie oszukiwali. Bayern w meczach z CSKA, Schalke, City czy z Bayerem udowodnił, że opinie o "najlepszej drużynie świata" są jak najbardziej na miejscu. Bayern zachwycił i to w stylu swojego nowego trenera - pełna kontrola i dominacja połączona z grą niezwykle efektowną i efekty..i tutaj należy ugryźć się w język. Jedyne czego Bawarczykom nadal brakuje to skuteczności, bo jak inaczej wytłumaczyć remis w Leverkusen po tak jednostronnym spotkaniu?

Gra Bayernu na Etihad Stadium, Veltins Arena czy BayArena musiała zrobić na wszystkich wrażenie. Tak pewnego, dominującego i cieszącego sie grą Bayernu nie widzieliśmy od spotkań półfinałowych z Barceloną. Bawarczycy pokazali swą moc, ba, niektórzy twierdzą, że to co Bayern zademonstrował w Manchesterze to futbol jeszcze lepszy niż ten z poprzedniego sezonu. Ja nie ukrywam, że z tą opinią jak najbardziej się zgadzam. 79 minut w Manchesterze to był najlepszy okres Bayernu w tym roku. Zabrakło jednego - skuteczności. Śmiało można powiedzieć, że do straty bramki Bawarczycy mogli i powinni prowadzić przynajmniej 0:5. Do spotkania idealnego zabrakło koncentracji w ostatnich minutach. Trzeba jednak jasno powiedzieć - Bayern absolutnie zdominował i zniszczył jeden z najlepszych angielskich klubów, który kilka dni wcześniej rozbił na swoim stadionie mistrza Anglii. Przepaść? Było ją widać na murawie.

Sam Guardiola tonuje nastroje i zapowiada, że drużyna może i będzie grała jeszcze lepiej. - Początek października to nie jest najlepszy okres na takie pochwały dla zespołu - powiedział ostatnio hiszpański trener, który taką opinią wywołał tylko uśmiech na twarzy Matthiasa Sammera. Dyrektor sportowy Bayernu jeszcze kilka tygodni temu zarzucał zespołowi brak pasji i czerpania radości z gry.  Taka wypowiedź byłego trenera i piłkarza Borussii Dortmund spotkała się z dużą krytyką ze strony m.in. Uliego Hoenessa i Karla-Heinza Rummenigge. Sammer uzyskał jednak to czego chciał. Zespół swoją grą szybko odpowiedział na jego zarzuty i znów zachwyca.

Bayern Guardioli z tygodnia na tydzień ewidentnie nabiera rozpędu. Bawarscy piłkarze przekonują, że podoba im się styl gry nowego szkoleniowca i coraz lepiej wykonują jego polecenia. Potwierdzają to ostatnie występy. Można być przekonanym, że gra Bayernu będzie wyglądała jeszcze lepiej. A wtedy? Nikt w Monachium nie ukrywa, że powtórka z poprzedniego sezonu to nie marzenia, a cel drużyny. Z takim postępem jak ten w ostatnich tygodniach wszystko jest możliwe....

wtorek, 20 sierpnia 2013

Stevens postraszy Schalke?

Zbliżający się dwumecz z PAOKiem Saloniki to dla Schalke Gelsenkirchen najważniejsze wydarzenie sierpnia. Podopieczni Kellera po bardzo rozczarowującym początku sezonu muszą stoczyć bój o Ligę Mistrzów. Dla niemieckiej drużyny w grę wchodzi tylko jedna opcja - zwycięstwo.

Z perspektywy czasu można powiedzieć, że dobrze się stało, że przeciwnikiem Schalke będzie PAOK, a nie jak pierwotnie wylosowano Metalist Charków. Ukraińcy, którzy zamieszani są w aferę korupcyjną, zostali zdyskwalifikowani z rozgrywek UEFA. W ich miejsce wskoczyli Grecy, którzy w trzeciej rundzie el.LM przegrali z Metalistem w dwumeczu 1:3.

Pojedynek Schalke z PAOKiem będzie miał dodatkowy smaczek. Trenerem Greków jest doskonale znany w Gelsenkirchen Huub Stevens. Dla podopiecznych holenderskiego szkoleniowca mecz z Schalke to prawdziwa szansa. PAOK ma już zapewnioną grę w fazie grupowej LE, czego jeszcze tydzień temu nie mógł być pewny. Teraz przed Grekami po raz drugi otwierają się drzwi do prawdziwego raju, zwanym Ligą Mistrzów.

Grecy, którzy nie maja nic do stracenia, kontra Schalke, dla którego gra w Lidze Europejskiej byłaby prawdziwą katastrofą nie tylko wizerunkową, ale przede wszystkim finansową. Jeszcze kilka dni temu wydawałoby się, że niemiecka drużyna zmiecie Greków i pewnie awansuje do wymarzonej fazy grupowej LM. Druga kolejka Bundesliga mogła znacznie zweryfikować te poglądy...

Porażka 0:4 z odradzającym się Wolfsburgiem i kontuzja Klaasa-Jana Huntelaara spowodowały, że Jens Keller i kibice S04 nie mogą spać spokojnie. Aż trudno sobie wyobrazić co by się działo w Gelsenkirchen, gdyby kontuzja Juliana Draxlera z meczu z Hamburgiem okazała się poważniejsza. Na szczęście 19-letni gwiazdor Schalke będzie mógł pomóc swoim kolegom w środowej potyczce na Veltins Arena.

Dobrą informacją dla Schalke jest to, że Huntelaara nie będzie zastępował ktoś z pary Pukki-Marica, a Adam Szalai, który znacznie przewyższa umiejętnościami wspomnianą dwójką. Wydaje się, że kluczem do zwycięstwa w dwumeczu dla klubu z Zagłębia Ruhry jest zdecydowanie lepsza gra w defensywie. Siedem goli straconych w dwóch pierwszych kolejkach BL nie wystawiają dobrego świadectwa dla Hildebranda i spółki. Kibice Schalke liczą również, że wreszcie odpali Jefferson Farfan, który nie gra dotychczas na miarę swoich możliwości.

Kto wie, czy ewentualna katastrofa i blamaż Schalke w pojedynku z PAOKiem nie spowoduje tego, że ze stanowiskiem trenera S04 bardzo szybko pożegna się Jens Keller. Trudno jednak snuć taki scenariusz, zwłaszcza, że w Gelsenkirchen nikt nie bierze do głowy ewentualnej porażki z drużyną z Grecji.

Gra w Lidze Mistrzów to dla Schalke mus. Kibice z Gelsenkirchen nie wyobrażają sobie innego rozstrzygnięcia jak załatwienie sprawy awansu już w pierwszym meczu na Veltins Arena. Z drugiej strony jest PAOK, który może zagrać na totalnym luzie i sprawić ogromną niespodziankę. Dodatkowym atutem Greków jest niewątpliwie Huub Stevens, który zna Schalke jak mało kto. Czy holenderski trener postraszy swoich byłych podopiecznych? Początek spotkania już w najbliższą środę o 20:45.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Debiut Guardioli, efektowny Aubameyang i męczarnie w Brunszwiku, pierwsza kolejka BL za nami

Po wielu tygodniach wyczekiwania kibice Bundesligi mogli odetchnąć z ulgą. Pierwsza kolejka nie zawiodła, a można wręcz powiedzieć, że zrobiła lidze niemieckiej znakomitą reklamę. Czyż tym, co kochają wszyscy kibice futbolu na świecie nie są bramki? W pierwszych dziewięciu meczach Bundesligi oglądaliśmy ich aż 37.

Festiwal strzelecki na niemieckich boiskach rozpoczęły drużyny Bayernu Monachium i Borussii M'gladbach. Mistrzowie Niemiec zwyciężyli 3:1 jednak pozostawili po sobie nienajlepsze wrażenie. O ile gra w ofensywie Bawarczyków była znakomita, to praca zespołu w defensywie w żadnym stopniu nie przypominała machiny Juppa Heynckesa.

Podopiecznym Pepa Guardioli można taką dyspozycję jednak wybaczyć, zwłaszcza, że nowe ustawienie 1-4-1-4-1 jest doskonalone dopiero od niecałego miesiąca. Mecz na Allianz Arena pokazał również, że nowy sezon może być bardzo dobry w wykonaniu M'gladbach. Piłkarze Luciena Favra dzielnie walczyli ze zdobywcami potrójnej korony i potwierdzili, że są gotowi na walkę o powrót do europejskich pucharów.

Sobota w Bundeslidze była niemal idealna. Niemal. bo kompletną klapą okazał się mecz o 18:30 pomiędzy Eintrachtem Brunszwik, a Werderem Brema. Do niego, niestety, wrócę jeszcze później.

Od mocnego uderzenia rozpoczęła Borussia Dortmund, a zwłaszcza Pierre-Emerick Aubameyang. Gabończyk w meczu z Augsburgiem popisał się hattrickiem , czym wlał sporo niepokoju w serca fanów polskiej trójki z Dortmundu. Kuba Błaszczykowski, który musiał usiąść na ławce, już wie, że czeka go niezwykle ciężka rywalizacja o miejsce w składzie. 4:0 na wyjeździe z Augsburgiem musi robić wrażenie. Wyścig Borussii i Bayernu można zatem uznać za oficjalnie rozpoczęty.

Największa niespodzianka kolejki miała miejsce w Berlinie. "Stara Dama", która po raz kolejny wróciła do Bundesligi, rozpoczęła sezon w sposób spektakularny. 6:1 z Eintrachtem Frankfurt, rewelacją poprzednich rozgrywek. Nikt się tego nie spodziewał. Hertha i jej kibice mogą jeszcze bardziej uwierzyć w to, że klub ze stolicy Niemiec pozostanie w Bundeslidze tym razem na dłużej niż jeden sezon.

Martwić musi dyspozycja Eintrachtu. Podopiecznych Armina Veha czeka w weekend arcytrudny pojedynek z Bayernem, a tuż po nim rywalizacja w czwartej rundzie eliminacji Ligi Europejskiej. Blamażu być nie powinno, bo Eintracht trafił bardzo dobrze. Przeciwnikiem piłkarzy z Frankfurtu będzie pogromca polskich klubów Karabach Agdam.

Ciekawie było też w Leverkusen. Bayer mierzył się z wysprzedanym Freiburgiem. "Aptekarze" pokazali dobry futbol i jak najbardziej zasłużenie wygrali 3:1. Trenera i kibiców Bayeru musi cieszyć zwłaszcza dyspozycja ofensywnej trójki Son-Kiessling-Sam. Wszyscy trzej zaliczyli po golu i pokazali się z bardzo dobrej strony. Wydaje się, że 20-letni Koreańczyk może sprawić, że w Bayerze szybko zapomną o Andre Schuerrle.

Mimo porażki w Hanowerze z dobrej strony pokazali się tez piłkarze Wolfsburga, którzy kończyli mecz w dziewiątkę. Wydaję się, że "Wilki" po kilku słabych sezonach znów mogą wrócić do górnej części tabeli. Osobiście typuję ekipę Dietera Heckinga na jedną z rewelacji nowego sezonu. Ewentualny transfer Luiza Gustavo tylko zwiększy moje oczekiwania do tej drużyny. A co u podopiecznych Mirko Slomki? Dla nich najważniejszy mecz pierwszej części sezonu trwa od dłuższego czasu. To walka o pozostanie w drużynie Mame Dioufa.

Jedyny remis w sobotę padł w Sinsheim. Piłkarze Hoffenheim prowadząc 2:0 potrafili w trzy minuty stracić dwie bramki i oddać Norymberze jeden punkcik. Gra piłkarzy trenera Gisdola wskazuje jednak na to, że ciężko będzie o powtórkę horroru z poprzedniego sezonu.

Zdecydowanie najgorsze spotkanie pierwszej kolejki Bundesligi mogliśmy obejrzeć w Brunszwiku. Miejscowy Eintracht, który po wielu latach wrócił do najwyższej klasy rozgrywkowej w Niemczech, mierzył się z Werderem Brema. Spotkanie można określić krótko - typowy mecz walki, w którym obu ekipom brakowało jakość czysto piłkarskiej. Męczarnie w Brunszwiku zakończyły się zwycięstwem gości, jednak z przebiegu spotkania taki wynik mógł być też spokojnie w drugą stronę. Wnioski po tym meczu są dla mnie bardzo proste: Eintracht może utrzymać się w Bundeslidze tylko dzięki pomocy sił nadprzyrodzonych, natomiast Werder czeka kolejny sezon w środku tabeli.

Niedziela zapowiadała się w Bundeslidze bardzo ciekawie. O 15:30 na boisko wyszli piłkarze FSV Mainz i VfB Stuttgart. Podopieczni Thomasa Tuchela zwyciężyli 3:2 i pokazali, że warto czekać na ich kolejne spotkania. Dla trenera Bruno Labbadii najważniejsze informacje są takie, że na najbliższych treningach trzeba skupić się na grze w defensywie. Być może więcej do roboty będzie miał też Fredi Bobić, który przy kontuzjach Georga Niedermeiera i Serdara Tasciego, będzie musiał poszukać nowego środkowego obrońcę.

Pierwszą kolejkę Bundesligi znakomicie podsumował mecz w Gelsenkirchen. Schalke zremisowało z Hamburgiem 3:3. Mecz był niezwykle ciekawy i emocjonujący. Wielkim pechowcem okazał się Joel Matip, który najpierw nieszczęśliwie dotknął piłkę ręką w polu karnym, a pod koniec meczu przy wyniku 3:3 zmarnował dwie bardzo dobre sytuacje. Najważniejszy moment meczu miał miejsce jednak na samym początku spotkania. Kontuzji doznał Julian Draxler, który musiał opuścić boisko. 19-letni gwiazdor Schalke będzie na szczęście gotowy na bój o Ligę Mistrzów z Metalistem Charków.

Po przerwie na mecze towarzyskie reprezentacji piłkarze Bundesligi wrócą na boisko w najbliższą sobotę, która zapowiada się arcyciekawie. Oto co nasz czeka:
sobota, 15:30
Eintracht - Bayern
Wolfsburg - Schalke
Freiburg - Mainz
Werder - Augsburg
Stuttgart - Leverkusen
HSV - Hoffenheim
18:30
M'gladbach - Hannover
niedziela, 15:30
Norymberga - Hertha
Dortmund - Brunszwik

niedziela, 23 czerwca 2013

Servus Pep! Czyli początek ery Guardioli w Monachium!

Kibice Bayernu Monachium nie mogą narzekać na brak atrakcji w tym roku. Najpierw ich ulubieńcy przez kilka miesięcy lali wszystkich w Europie, a teraz przed nimi najciekawszy okres przygotowawczy w historii.

Już w poniedziałek 24 czerwca rozpocznie się nowa era w Bayernie Monachium. Po raz pierwszy w tym roku w stolicy Bawarii pojawi się Pep Guardiola, który stawi się na oficjalnej konferencji prasowej na której zostanie przedstawiony jako nowy trener rekordowego mistrza Niemiec. To właśnie w najbliższy poniedziałek dziennikarze będą mieli szansę po raz pierwszy spytać Hiszpana o wszystko czego zapragną.

O tym, że Guardiola będzie nowym trenerem Bayernu dowiedzieliśmy się już w połowie stycznia. Hiszpan nie pojawił się jednak w Monachium, ba, nawet nie można było znaleźć żadnej jego wypowiedzi na temat wyboru nowego klubu. Tak też pozostało do dzisiaj. Powód dla takiej sytuacji jest bardzo prosty. Guardiola, ze względu na wielki szacunek do Juppa Heynckesa, nie chciał w żaden sposób przeszkadzać mu w prowadzeniu zespołu w trakcie sezonu.

Hiszpan pozostał w swojej posiadłości w Nowym Jorku, gdzie bardzo pilnie uczył się języka niemieckiego. Efekty nauki będziemy mogli poznać już w poniedziałek. Były trener Barcelony chce podczas konferencji prasowej posługiwać się językiem naszych zachodnich sąsiadów. - Pep cały czas uczy się niemieckiego, to jak obsesja. Cztery godziny dziennie, jak szaleniec! - mówił kilka tygodniu temu brat Pepa, Pere, w wywiadzie dla "Der Spiegel".

Poniedziałek to jednak tylko początek. Środa i czwartek to dwa pierwsze treningi Bayernu pod okiem nowego szkoleniowca. Oba odbędą się na Allianz Arena. Zainteresowanie kibiców jest ogromne. Wszyscy spodziewają się, że zarówno w środę i czwartek, na trybunach zasiądzie 25.000 kibiców (tyle jest dostępnych miejsc). Bilet na te wydarzenie kosztują 5 euro. Suma pieniędzy ze sprzedaży wejściówek zostanie przekazana na rzecz ofiar powodzi.

Prawdziwa "Guardiolomania" w Niemczech trwa już od kilku dni. Niemieckie serwisy zasypują kibiców ciekawostkami na temat nowego trenera Bayernu. Liczne wywiady z byłymi współpracownikami, znajomymi czy piłkarzami Pepa to rzecz na porządku dziennym w mediach. Prawdziwe szaleństwo ma jednak dopiero nadejść.

Oprócz suchych informacji na temat Hiszpania nie brakuje również analiz. Można śmiało powiedzieć, że na temat Guardioli w Bayernie wypowiedzieli się już wszyscy. Co zmieni Pep? Jak będzie wyglądał Bayern? Czy Hiszpan będzie potrafił udoskonalić maszynę zbudowaną przez Juppa Heynckesa? Pytań jest mnóstwo, a odpowiedzi tak naprawdę brak. O wiele mądrzejsi możemy być już po poniedziałkowej konferencji..

Na początku trzeba zająć się samym wyborem Hiszpana na stanowisko trenera Bayernu Monachium. Wielu kibiców uważa, że po tak fenomenalnym sezonie jak ten miniony, dalej drużynę powinien prowadzić Jupp Heynckes. Trzeba sobie jednak szczerze powiedzieć, że wątpliwym jest to, że najwięksi bossowie Bayernu Monachium spodziewali się, że 68-latek będzie potrafił osiągnąć ze swoimi piłkarzami tak niewiarygodny sukces. O ile zdobycie dubletu na krajowym podwórku było do przewidzenia, to triumf w Lidze Mistrzów w tak niezwykłym stylu był naprawdę ciężki do prorokowania. O tym najlepiej świadczą słowa Uliego Hoenessa. - Wygramy Ligę Mistrzów w ciągu najbliższych pięciu lat - mówił prezydent Bayernu, który zapewne miał tu na myśli triumf z Pepem Guardiolą na ławce trenerskiej.

Osobiście uważam, że wybór Guardioli to fantastyczna sprawa dla Bawarczyków. Za rok lub dwa bardzo ciężko byłoby Bayernowi znaleźć godnego następcę Juppa Heynckesa. W osobie Hiszpana do Monachium trafia niezwykle głośne nazwisko o którym marzyły inne największe kluby świata. 42-latek, mimo ogromnych sukcesów z Barceloną, ma jeszcze wiele do udowodnienia piłkarskiemu światu. Wielu uważa, że filozofia Guardioli pasuje tylko do jego rodzinnej Katalonii. Teraz w Bayernie będzie miał szanse potwierdzić swoje nieprzeciętne umiejętności trenerskie. Okazja jest ogromna, w końcu będzie prowadził obecnie najlepszy klub w Europie! I nikt nie może powiedzieć, że hiszpański trener przychodzi na gotowe. Pamiętajmy, że łatwiej wejść na szczyt niż się na nim utrzymać, a Guardiola ma do wykonania te drugie zadanie.

Mimo, że Hiszpana w Monachium jeszcze nie było, to podjął on już kilka ważnych decyzji. Z Bayernem pożegna się Mario Gomez, który nie pasuje Guardioli do stylu grania jaki będzie chciał stosować. Może oznaczać to, że nowy trener Bawarczyków będzie próbował grać z tak zwaną fałszywą dziewiątką. Taką rolę pełnić może nowa gwiazda Bayernu Mario Goetze lub Thomas Mueller.

Wiadomo już, że w Monachium pozostanie Arjen Robben. Wielu ekspertów i kibiców przewidywało, że Holender nie znajdzie miejsca w kadrze Guardioli. Ostatecznie odejście bohatera finału Ligi Mistrzów na Wembley jest niemożliwe. Hiszpan widzi w osobie 29-latka ważną postać swojej drużyny.

Niemieckie i szwajcarskie media przewidują, że Guardiola może być prawdziwą "trampoliną" dla kariery Xherdana Shaqiriego. Niezwykle dynamiczny i silny Szwajcar może pod okiem hiszpańskiego trenera stać się kluczową postacią Bayernu. Wielu porównuje Shaqiriego do Messiego. Oczywiście 21-latkowi jeszcze sporo brakuje, jednak widać w nim ogromny potencjał. To właśnie on ma być następcą w Bayernie Francka Ribery'ego.

Guardiola nie planuje żadnej zmiany jeżeli chodzi o trzon drużyny. Neuer, Lahm, Schweinsteiger i Ribery nadal pozostaną niepodważalnymi jednostkami w jedenastce Bawarczyków. Kluczem do sukcesów dla Hiszpana ma być Bastian Schweinsteiger. Jeden z najlepszych defensywnych pomocników świata bardzo imponuje 42-letniemu trenerowi. To właśnie "Basti" ma być najważniejszym piłkarzem w układance hiszpańskiego trenera.

Niewiele wiemy jeszcze na temat planów transferowych byłego trenera Barcelony. Prezydent Bayernu Uli Hoeness ujawnił kilka tygodni temu, że jednym z celów Guardioli był Neymar. Na takie rozwiązanie nie zgodzili się jednak działacze rekordowego mistrza Niemiec, którym młode talenty z Ameryki Południowej nie kojarzą się najlepiej. Zastępcą, i pewniejszym wyborem, stał się Mario Goetze o którym Hoeness pochlebnie wypowiadał się już dwa lata temu. Nie jest tajemnicą, że jedną z głównych zasad filozofii budowania kadry Bayernu jest ściąganie do siebie najlepszych niemieckich zawodników. 21-letni Goetze idealnie wkomponowuje się w taki styl pracy Bawarczyków.

Nadal nie wiadomo jak potoczy się sprawa Roberta Lewandowskiego. Polak jest jednym z głównych celów Guardioli, jednak już dziś wiadomo, że do Monachium tego lata najprawdopodobniej nie trafi. Jego ewentualny transfer do klubu zagranicznego może spowodować, że hiszpański trener będzie chciał sprowadzić kogoś innego. Jednym z kandydatów jest Luis Suarez.

Do wzmocnień może dojść też w linii obrony. Bardzo ciężka kontuzja Holgera Badstubera powoduje, że Guardiola może zdecydować się na transfer nowego środkowego obrońcy. W tej sprawie kluczowa może okazać się dyspozycja Jana Kirchhoffa, który trafił do Bayernu na zasadzie wolnego transferu z FSV Mainz. Jeżeli 22-latek dobrze będzie prezentował się podczas treningów to kto wie, czy Guardiola nie zrezygnuje z pozyskania nowego defensora.

Bardzo ciężko przewidywać w jakim stopniu Guardiola będzie chciał zmienić styl Bayernu. Rewolucji w grze Bawarczyków nie będzie, jednak na pewno można spodziewać się, że Hiszpan będzie chciał odcisnąć swoje piętno na zespole. Jeżeli ktoś w Europie gra podobnie do Barcelony to jest to właśnie Bayern. Dominacja i zdecydowana przewaga jeżeli chodzi o posiadanie piłki nad przeciwnikiem to coś, co na pewno łączy oba zespoły. Przyjście Guardioli może spowodować, że te style mogą być jeszcze bardziej zbliżone.

Jednak czy w Monachium zobaczymy słynną katalońską "tiki-takę"? Nie ma na to szans, o czym mówią sami Bawarczycy. - Mia san Mia to nasza własna tożsamość z której możemy być dumni - odpowiadał Bastian Schweinsteiger na spekulacje, które dotyczyły wprowadzania filozofii gry Barcelony przez Pepa Guardiolę w styl Bayernu Monachium.

Jak więc będzie wyglądał Bayern prowadzony przez Pepa Guardiolę? Tego naprawdę ciężko się spodziewać. Jako sympatyk Bawarczyków jedyne czego mogę sobie i hiszpańskiemu trenerowi życzyć jest to, żeby wszystkim piłkarzom rekordowego mistrza Niemiec nie zabrakło głodu sukcesów i ogromnego zaangażowania, które prezentowali w minionym, perfekcyjnym sezonie. Jeżeli te warunki będą spełnione, to kto wie, czy przepowiednie o erze Bayernu nie staną się faktem.

piątek, 24 maja 2013

Kto wygra i dlaczego Bayern?


Przed nami już tylko godziny do wielkiego finału na Wembley. Bayern czy Borussia? Borussia czy Bayern? Ja jestem przekonany, że podopieczni Juppa Heynckesa nie zafundują znów swoim kibicom kolejnego dramatu. Czas na wielkie zwycięstwo i triumf! A poniżej przedstawiam kilka czynników, które mogą zadecydować o końcowym sukcesie bawarskiej ekipy.


UMIEJĘTNOŚCI

Porównując Bayern Monachium i Borussię Dortmund nie da się nie zauważyć, że umiejętności czysto piłkarskie są atutem Bawarczyków. Jedyną formacją w której wydaje się, że Borussia może mieć lekką przewagą jest napastnik. Wiadomo już dzisiaj, że barwach mistrza Niemiec zobaczymy w sobotę Mario Mandzukicia. Chorwat jest bardzo ważną częścią zespołu, jednak to od Roberta Lewandowskiego zależy znacznie więcej w kontekście gry ofensywnej swojej drużyny.

Szybkie porównanie jedenastek w stylu niemieckiego "Bilda":
Neuer - Wiedenfeller 1:1
Lahm - Piszczek 2:1
Boateng - Subotić 3:2
Dante - Hummels 4:2
Alaba - Schmelzer 5:2
Martinez - Bender 6:2
Schweinsteiger - Gundogan 7:2
Robben - Błaszczykowski 8:2
Mueller - Reus 9:3
Ribery - Grosskreutz 10:3
Mandzukić - Lewandowski 10:4

Największą różnicę na plus dla Bayernu widać w bocznych strefach boiska. Pary Alaba-Ribery i Lahm-Robben to obecnie najlepsze skrzydła świata. Imponująco może wyglądać zwłaszcza współpraca austriacko-francuska i to nie tylko ze względu na genialną formę i umiejętności Francuza. 20-letni Alaba gra niesamowicie i śmiało można umieścić go w czołówce lewych obrońców świata, ba, niektórzy widzą w nim już tego najlepszego. Jako ciekawostkę można podać, że Kuba Błaszczykowski jeszcze nigdy nie wygrał z Austriakiem pojedynku jeden na jeden, a okazji do tego miał już sporo.

Równie imponująco prezentuje się bawarska prawa strona. Będący w równie dobrej formie jak Ribery Arjen Robben i od lat najlepszy prawy obrońca świata Philipp Lahm tworzą niezwykle groźny duet. Dużym atutem współpracy holendersko-niemieckiej jest zgranie. Możemy być pewni, że w meczu finałowym na Wembley nie raz zobaczymy jak Robben podaje (jeżeli kogoś to dziwi to nadal naiwnie wierzy w słowa "ekspertów" którzy widzą w Holendrze tylko samoluba) do wbiegającego za plecy Lahma. 29-letni Niemiec dzięki m.in. takim akcjom ma już na koncie 17 asyst.

DOŚWIADCZENIE

Jeżeli kogoś ma przerosnąć stawka tego meczu to jest to tylko i wyłącznie Borussia Dortmund. Niemal każdy zawodnik Bayernu ma na swoim koncie już jeden lub dwa finały Ligi Mistrzów. Do tego dochodzi kilkukrotne uczestnictwo w Mistrzostwach Europy i Świata. Podobną różnicę widać u trenerów. Dla Juppa Heynckesa będzie to już trzeci finał Ligi Mistrzów, natomiast dla Jurgena Kloppa dopiero pierwszy (i zapewne nie ostatni).

To, że piłkarze Borussii nie potrafią wytrzymać presji widzieliśmy w Madrycie i w rewanżowym spotkaniu z Malagą. Pierwsze dwadzieścia minut na Santiago Bernabeu to była ogromna i przytłaczająca przewaga gospodarzy, którzy w sposób jasny tylko sobie nie zdobyli jednej czy też dwóch bramek. Podobnie było z Malagą, gdzie Borussia miała postawić tylko kropkę nad i i dobić osłabionego rywala. Nic z tych rzeczy. Piłkarze BVB zagrali przestraszeni rangą spotkania i tylko cud w ostatnich minutach pozwolił im na awans do półfinału.

Presja wynikała oczywiście z tego powodu, że podopieczni Kloppa w obu tych spotkaniach mieli więcej do stracania niż zyskania. Śmieszą mnie opinie, że Borussia podejdzie do meczu na Wembley zrelaksowana i mająca tylko coś do ugrania. Moje zdanie jest proste - jeżeli ktoś jest już w finale Ligi Mistrzów to może stracić i to bardzo wiele. Ten fakt na pewno jest w głowach piłkarzy Borussii.

MOTYWACJA

Jeżeli ktoś pamięta Michaela Ballacka to pewnie wie, że był on symbolem generacji niemieckich piłkarzy, którzy wiecznie byli drudzy (mowa o arenie międzynarodowej). Ilość przegranych finałów, czy półfinałów w wykonaniu byłego piłkarza Bayernu Monachium, Bayeru Leverkusen czy Chelsea Londyn jest ogromna. Do tej generacji należą też m.in. Bastian Schweinsteiger czy Philipp Lahm, a śmiało można by dodać do nich Francuza Riberyego i Holendra Robbena. Dla wszystkich piłkarzy Bayernu finał na Wembley to kolejna wielka szansa na sukces na arenie międzynarodowej.

"Endlich" (wreszcie, w końcu) to niemieckie słówko, którego bardzo często używają ostatnio piłkarze, kibice, trenerzy i włodarze Bayern Monachium. Chodzi oczywiście o końcowe zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Finał na Wembley będzie dla Bawarczyków trzecią szansą w ciągu czterech ostatnich lat na spełnienie tego marzenia.

To wszystko sprawiło, że od sierpnia widzimy Bayern głodny, zmotywowany i pragnący sukcesów. To właśnie dzięki tej wielkiej ambicji Bawarczycy pobili niezliczoną ilość rekordów w Bundeslidze, przejechali się jak walec po wszystkich rywalach w Lidze Mistrzów i awansowali do finału Pucharu Niemiec. Te okropne dla Bayernu dwa ostatnie sezony spowdowały, że w Monachium urodził się prawdziwy potwór, który pragnie tylko jednego - pucharów.

Mamy koniec maja, a ten stwór dalej idzie po swoje i nie jest nawet lekko naruszony. Do potrójnej korony pozostały ekipie Heynckesa już tylko dwa spotkania. Jeżeli ktoś liczy, że Bayern odpuści na finiszu, albo że poczuje się zbyt pewny siebie to musi wiedzieć, że na takie coś nie ma szans. A jeżeli ktoś dalej się łudzi to musi pamiętać, że w Bayernie jest pewien człowiek, który na pewno do tego nie dopuści. Nazywa się on Matthias Sammer.

BRAK GÖTZE

Brak Mario Götze to ogromne osłabienie linii ofensywnej Borussii Dortmund. O nieobecności 20-latka i jego transferze do Bayernu można by napisać bardzo dużo. Najważniejszy fakt przed finałem jest jednak taki, że ten największy talent stulecia w Niemczech w barwach BVB na Wembley nie zagra. Dla BVB to bardzo zła wiadomość ponieważ trener Klopp nie ma żadnego wartościowego zmiennika. W miejsce młodego Niemca zobaczymy najprawdopodobniej Kevina Grosskreutza, któremu ambicji i woli walki odmówić na pewno nie można, jednak z umiejętnościami czysto piłkarskimi sytuacja wygląda już znacznie gorzej.

BAYERN WYGRAŁ Z BARCELONĄ

Każdy kto chciał w ostatnich latach wygrać Ligę Mistrzów musiał pokonać najlepszy klub XXI wieku. Bayern boleśnie się o tym przekonał. Najpierw porażka w finale z Interem, który w półfinale pokonał Katalończyków, a rok temu klęska z Chelsea, która też w półfinale pokonała Barcę. Teraz przed taką szansą stoją Bawarczycy, którzy Barcelonę zdemolowali jak nikt inny - 7:0, to był prawdziwy pogrom.

wtorek, 21 maja 2013

"50+1 Regel", czyli dlaczego w Niemczech nie ma egzotycznych właścicieli


Egzotyczni właściciele klubów to rzecz coraz bardziej powszechna. Obecność multimiliarderów w Anglii, Francji i Hiszpanii nikogo już nie dziwi. Pewnie wielu z Was zastanawia się, czemu nie ma ich w Niemczech. Odpowiedź jest prosta - 50+1!

Władze niemieckiej piłki w porę zdążyły zareagować na coraz śmielsze inwestowanie bogaczy w europejskie kluby. Chelsea Londyn, Manchester City, Paris-Saint Germain, Malaga CF, Portsmouth FC czy AS Monaco to przykłady klubów, które zarządzane są przez prywatnego właściciela. Wśród takich drużyn nie ma szans na znalezienie niemieckiej nazwy. A wszystko dzięki zasadzie 50+1.

Zasada 50+1 cieszy się wśród niemieckich kibiców dużą popularnością
Podstawowym celem tej reguły jest chronienie interesów klubów sportowych. Niemieckie władze nie chcą dopuścić, aby duże przedsiębiorstwa lub prywatni inwestorzy mogli przejąć całkowitą kontrolę nad klubami. Zasada jest więc jasna i klarowna - jeżeli klub chce dostać licencję na grę w niemieckiej lidze to jego udziały w całej spółce muszą wynosić minimum 51%.


Całą sytuację można przedstawić bardzo łatwo. Wyobraźmy sobie, że do jednego z niemieckich klubów  przychodzi bardzo bogaty pan Ahmed z Kataru. Pan Ahmed marzy o zbudowania zespołu marzeń, który w Bundeslidze będzie mógł jak równy z równym walczyć z Bayernem Monachium czy Borussią Dortmund. Z biegiem czasu klub sympatycznego Katarczyka ma rozpocząć szturm w Lidze Mistrzów. Niestety, ten piękny plan pana Ahmeda ginie już w zarodku. Oczywiście, przykładowy szejk może kupić klub dla siebie jednak jedyne rozgrywki w jakich będzie mógł brać udział to turnieje dzikich drużyn, czy też ligi międzyosiedlowe.

Nie oznacza to jednak, że nie mamy w Niemczech wyjatków. Chodzi tu o dwa kluby pierwszej Bundesligi - Bayer Leverkusen i VfL Wolfsburg. "Aptekarze" to klub, który w całości należy do znanej na całym świecie firmy farmaceutycznej. Podobnie jest z drużyną z Wolfsburga, która należy do Volkswagena. Oba kluby zostały jednak dopuszczone do rozgrywek przez DFB ze względu na to, że obie firmy już od wielu lat są w absolutnym posiadaniu drużyn. Dzisiaj przejęcie przez jakąkolwiek firmę któregoś z klubów Bundesligi na takich samych zasadach jak robią to Bayer i Volkswagen jest niemożliwe.

Nie oznacza to jednak, że zasada 50+1 nie jest bez wad. Przykładem może być TSG 1899 Hoffenheim, którego kapitał całej spółki jest w 96% dostarczany przez Dietmera Hoppa. Nie zmienia to jednak faktu, że 51% udziałów należy do klubu, natomiast cała reszta do prywatnego inwestora. Podobnie ma się sprawa z TSV 1860 Monachium, którego 60% inwestycji pochodzi od jordańskiego bogacza Hasana Ismaika. Ismaik, podobnie jak Hopp, posiada jednak tylko 49% udziałów w całej spółce.

Wzorem finansowym, a ostatnio też sportowym, dla wielu klubów na świecie jest Bayern Monachium. Rekordowy mistrz Niemiec to prawdziwa maszynka do zarabiania pieniędzy. Gigant z Bawarii od wielu lat notuje dodatnie bilanse finansowe, co powoduje, że jest nie tylko potężnym klubem, ale i przedsiębiorstwem. Udział klubu w całej spółce jaką jest Bayern wynosi 81,8%, resztą po połowie dzielą się dwaj główni sponsorzy Bawarczyków Audi i Adidas.

Przykład Bayernu różni się od wielu innych niemieckich drużyn. Warto zaznaczyć, że zdecydowana większość klubów posiada 100% udziałów. Na podobnych zasadach jak Bawarczycy działa chociażby Eintracht Frankfurt (68%) czy FC Ingolstadt (81%).

Bundesliga to obecnie najzdrowsza liga świata pod względem finansowym. Problemy z wypłatami jakie mają miejsce choćby w Hiszpanii to w Niemczech rzecz nie do pomyślenia. Jednym z powodów dla takiego stanu rzeczy jest na pewno zasada 50+1. Nie możemy zapominać również o wpływach z praw telewizyjnych, które w Niemczech dzielone są jak najbardziej solidarnie i sprawiedliwie. Oczywistym jest, że Bayern czy Borussia dostają takowych pieniędzy najwięcej, jednak dysproporcja między tymi największymi a najmniejszymi jest zdecydowanie mniejsza niż choćby ta jaka ma miejsce w Anglii czy Hiszpanii.

Sprawa prywatnych inwestorów w europejskich klubach jest wielkim polem do dyskusji. Z jednej strony mamy wzory prowadzenia takich drużyn jak Manchester City czy Chelsea Londyn. Z drugiej należy pamiętać, że w takich wypadkach kluby są "zabawką" w rękach bogaczy o czym boleśnie przekonała się hiszpańska Malaga czy Portsmouth.

I to właśnie powyższe przykłady są idealną reklamą dla zasady 50+1. W Niemczech nie ma szans, że klub stanie na skraju bankructwa tylko dlatego, że właściciel zrezygnuje z finansowania. Dodatkowym atutem reguły jest fakt, iż w Bundeslidze panuje zdrowa konkurencja. Na sukces każdy klub musi ciężko zapracować, a nie liczyć, że ktoś z zewnątrz da niewyobrażalną sumę pieniędzy i z miejsca rozpocznie szturm o czołowe miejsce w rozgrywkach ligowych i międzynarodowych (AS Monaco czy PSG).

poniedziałek, 13 maja 2013

Piłkarska emerytura - menadżer, trener, agent? A może zawodnik Jiu-Jitsu?


Każdy szanujący się kibic piłki nożnej powinien znać postać Bixentego Lizarazu. Legenda reprezentacji Francji i Bayernu Monachium to osoba niezwykła nie tylko ze względu na swoje wielkie sukcesy. Francuz po zakończeniu kariery piłkarskiej zdecydował się zostać zawodnikiem brazylijskiego Jiu-Jitsu.

Lizarazu to postać barwna. Już na początku swojej kariery dokonał czegoś spektakularnego. Francuz może do dziś chwalić się, że był pierwszym obcokrajowcem w Atleticu Bilbao od czasów pierwszej wojny światowej. Niewątpliwy wpływ na angaż Lizarazu w drużynie z Bilbao miał fakt, że posiada on baskijskie korzenie.

Lizarazu z pucharem Ligi Mistrzów w 2001 roku
Kolejne lata to wielkie sukcesy piłkarskie, zarówno w reprezentacji, jak i w Bayernie Monachium. Liczba tytułów zdobytych przez 43-letniego Francuza jest imponująca: sześciokrotny mistrz Niemiec, pięciokrotny zdobywa pucharu Niemiec, mistrz świata z 1998 roku i mistrz Europy z 2000 roku. Do tej długiej listy sukcesów sportowych Francuz dopisał w 2009 roku kolejny, kompletnie niepasujący do reszty. Lizarazu jest mistrzem Europy w brazylijskim Jiu-Jitsu.
Wówczas 39-letni Francuz w walce finałowej o mistrzostwo Europy w brazylijskim Jiu-Jitsu

                                           
- Jiu-Jitsu? Dzięki tej dyscyplinie sportu zebrałem wspaniałe doświadczenie. Walka jeden na jeden. Bez przyjaciół za plecami, jak to miało miejsce w piłce. To ma coś w sobie z walki o przetrwanie. Dzięki Jiu-Jitsu niewątpliwie wzrosła moja pewność siebie. Czasami sobie myślę, że fajnie by było rozpocząć karierę piłkarską mając już takie doświadczenie. Praca jako trener? To nie dla mnie. Menadżer? Może. Mogę to sobie kiedyś wyobrazić - mówi mistrz Europy w Jiu-Jitsu z 2009 roku w kategorii lekkiej dla zawodników powyżej 35 roku życia.

Jiu-Jitsu mogło nie być jedynym sportem w którym Lizarazu mógł osiągać spore sukcesy po zakończeniu zawodowej kariery pikarskiej. Francuz miał pomysł aby reprezentować barwy swojego kraju na Igrzyskach Olimpijskich w Vancouver. Nową dyscypliną 43-latka miał być skeleton. - Na zimowych igrzyskach w Turynie spotkałem Williego Schneidera, który swój ostatni tytuł w tej dyscyplnie zdobył w wieku 40 lat. Pomyślałem sobie, że mam jeszcze na to czas. Nie ukrywam, że Igrzyska Olimpijskie były dla mnie zawsze wielkim marzeniem. Nie muszę wygrać, ale start byłby dla mnie czymś wielkim, nawet w tak w mało znanym sporcie - mówił jeszcze przed osiągnieciem wielkiego sukcesu na mistrzostwach Europy Jiu-Jitsu w Lizbonie. Ostatecznie pomysł upadł, a Lizarazu poświęcił się w pełni brazylijskiej sztuce walki.


Duża część kibiców może pamiętać Francuza z pewnego ciekawego oświadczenia. Francuskie media informowały, że w przypadku awansu do Ligue 1 zespołu Evian Thonon Gaillard Lizarazu przebiegnie nago ulicami tego miasta. Oczywiście rewelacje francuskich dziennikarzy mijały się z prawdą, jednak nie tak bardzo jak mogłoby się wydawać. - Dziennikarzy zmienili moje słowa. Podczas jednego z wywiadów powiedziałem im, że jesli Evian awansuje to przespaceruje się nago po hotelu w którym robiliśmy wywiad. Oni oczywiście troszkę podkoloryzwali i wyszła z tego głupia plotka. Wtedy Evian było czwarte albo piąte, zbytnio w to nie wierzyłem. Ostatecznie awansowaliśmy, a ja wypełniłem swój zakład i przeszedłem po hotelu rozebrany, ale oczywiście niecałkowicie - opowiadał Francuz w 2011 roku.



Obecnie Lizarazu współpracuje ze swoim byłym klubem Bayernem Monachium. 43-latek był ostatnio reprezentantem bawarskiego klubu podczas losowania par półfinałowych Ligi Mistrzów. Zjawił się również podczas świętowania 23. mistrzostwa Niemiec. Znając jednak francuskiego Baska możemy oczekiwać, że już niedługo zaskoczy nas kolejnym oryginalnym pomysłem.