"Zrobiliśmy wiele, żeby znowu być najlepszymi w Niemczech. Dla nas to dobrze, że jest w naszym kraju taki klub jak Borussia. Oni spowodowali, że gramy na innym poziomie" tak skomentował nie tylko ostatnie spotkanie, ale i wiele ostatnich miesięcy prezydent Bayernu Uli Hoeness. Ciężko się z nim nie zgodzić.
Poziom Bundesligi wzrasta w bardzo szybkim tempie i muszą to zauważyć nawet najwięksi przeciwnicy niemieckiego futbolu. Fantastyczna infrastruktura, stadiony wypełnione po brzegi, kapitalny system szkolenia młodzieży i bardzo dobra sytuacja finansowa całych rozgrywek to tylko kilka z wielu atutów niemieckiej piłki. Nie bez kozery mówi się o Bundeslidze, że to najzdrowsza liga na świecie.
Borussia Dortmund pokazała, że nie trzeba wielkich pieniędzy aby stworzyć klub, który liczy się nie tylko w Niemczech, ale i w całej europejskiej piłce. To co nie udało się gigantowi ligi angielskiej - Manchesterowi City, zrobili piłkarze Borussii. Dwa sezony w Lidze Mistrzów i dwukrotny blamaż obecnych Mistrzów Anglii pokazał, że trzeba mieć w dzisiejszej piłce coś więcej niż tylko pieniądze. Ekipa Kloppa w fazie grupowej Ligi Mistrzów zaprezentowała to, czym przez dwa poprzednie sezony zachwycała w Bundeslidze. Awans z pierwszego miejsca z "grupy śmierci" potwierdził, że BVB to drużyna z którą musi się liczyć każdy klub w Europie. Takie, na pierwszy rzut oka, małe osiągnięcia w CL to dla stworzonego na podstawie petrodolarów giganta z niebieskiej części Manchesteru tylko marzenia.
Ten niewiarygodny skok do góry Borussii był zaskoczeniem dla wszystkich w Niemczech, a zwłaszcza dla Bayernu, który przez dwa lata był upokarzany przez drużynę z Dortmundu. Z perspektywy czasu trzeba jednak ocenić, że te dwa sezony bez tytułów były czymś, co pchnęło Bayern jeszcze bardziej do przodu. Potwierdzają to słowa Hoenessa, który ze względu na m.in. Borussię musiał jeszcze bardziej zainwestować w rozwój swojej potęgi. Dzisiaj prezydent Bayernu na pewno tego nie żałuje, bo jego klub pewnie kroczy po dwudzieste trzecie Mistrzostwo Niemiec i szesnasty Puchar Niemiec, a w Lidze Mistrzów po raz kolejny jest jednym z głównych faworytów do końcowego triumfu.
Ćwierćfinałowe spotkanie Bayernu z Borussią Dortmund pokazało obecną różnicę miedzy obiema drużynami. Bayern zdominował BVB, które nie potrafiło w żaden sposób zagrozić bramce Manuela Neuera. Z takim obrazem spotkania kibice z Monachium i Dortmundu podczas rywalizacji swoich klubów dawno się nie spotkali. Bawarczycy mogą tylko sobie "zawdzięczać", że mecz zakończył się tak niskim zwycięstwem. "Tym spotkaniem potwierdziliśmy swoją dominację w niemieckiej piłce" - mówi Hoeness.
Rozstrzygnięcie w Pucharze Niemiec i różnica w tabeli Bundesligi nie oznacza, że w następnym sezonie Bayern będzie w Niemczech znów bezkonkurencyjny. Borussia na pewno wyciągnie wnioski z obecnych rozgrywek i przede wszystkim wzmocni swoją ławkę rezerwowych. Brak szerokiej i wyrównanej kadry uniemożliwia Kloppowi walkę na wszystkich frontach.
Polityka przedłużania kontraktów BVB udała się niemal w 100%. Jedynym piłkarzem z pierwszego składu Borussii, który opuści Dortmund w najbliższym czasie jest Robert Lewandowski. Odejście Polaka nie będzie dla "Borussen" tak wielkim osłabieniem jak ewentualna sprzedaż Goetzego, Reusa czy Hummelsa. Zwłaszcza, że głośno mówi się o tym, że następcą "Lewego" może być była gwiazda VfL Wolfsburg Edin Dżeko. Osobiście uważam, że Bośniak może jeszcze tylko zwiększyć siłę ofensywną drużyny Kloppa.
Podsumowując można paradoksalnie napisać, że kibice Bayernu powinni być wdzięczni Borussii. To dzięki niej Bayern cały czas się rozwija, o czym świadczy choćby zatrudnienie Pepa Guardioli. Pojawienie się tak mocnego konkurenta w Bundeslidze powoduje, że rekordowy Mistrz Niemiec nie może choćby na chwilę spuścić z tonu. Taka sytuacja tylko zwiększa szanse na tak długo wyczekiwany w Monachium triumf w LM.
czwartek, 28 lutego 2013
poniedziałek, 25 lutego 2013
Hertha w drodze po kolejny awans
Wielkim wstydem dla mieszkańców Berlina jest fakt, iż ich miasto jest chyba jedyną stolicą w Europie, która nie posiada choćby jednego klubu w najwyższej klasie rozgrywek piłkarskich. Wszystko wskazuje na to, że Hertha zmaże tę plamę już za kilka miesięcy.
Prawdziwe problemy Herthy z grą w Bundeslidze rozpoczęły się w sezonie 2009/2010. To właśnie wtedy, po trzynastu latach gry w najwyższej klasie rozgrywkowej, "Stara Dama" spadła do drugiej ligi. W tamtym czasie w zespole z Berlina występowali min. Artur Wichniarek i Łukasz Piszczek. Wielka katastrofa, jakim był spadek, nie załamała działaczy i piłkarzy Herthy, która w kolejnym sezonie bardzo pewnie awansowała z powrotem do Bundesligi.
Berlińczycy niestety nie potrafili się utrzymać i koszmar sprzed dwóch lat znów się powtórzył. Przegrany dwumecz barażowy z Fortuną Duessledorf spowodował, że w obecnym sezonie Hertha po raz kolejny walczy o powrót do pierwszej ligi.
Zespół z Berlina do upragnionego awansu prowadzi holenderski trener Jos Luhukay, który potrafił najpierw awansować, a następnie utrzymać FC Augsburg w Bundeslidze, co patrząc na potencjał zespołu z Bawarii było zadaniem bardzo trudnym. Po udanej pracy w Augsburgu trener Luhukay zdecydował się przenieść do niższej ligi i walczyć z Herthą o awans.
Berlińczycy są na bardzo dobrej drodze, żeby po raz drugi w ciągu dwóch lat powrócić do Bundesligi. Hertha zajmuje obecnie drugą pozycję z dziesięcioma punktami przewagi nad trzecim K'lautern (z którym zmierzy się dzisiaj) i z zaledwie dwupunktową stratą do prowadzącego w tabeli Eintrachtu Brunszwik. Wydaje się, że tylko prawdziwa katastrofa może zabrać awans piłkarzom ze stolicy Niemiec.
Powrót Herthy do Bundesligi doda niewątpliwie wiele kolorytu całym rozgrywkom. Nie trzeba być wielkim ekspertem, żeby stwierdzić, że mecze z udziałem klubu ze stolicy Berliną będą cieszyły się większą popularnością niż te przeciwko takim ekipom jak Greuther Fuerth czy wspomniany wcześniej FC Augsburg. Powrót "Starej Damy" to także powrót do Bundesligi kolejnego pięknego i ogromnego stadionu.
Głód wielkiej piłki w Berlinie jest ogromny, co pokazały ostatnie derby z Unionem. Na Olympiastadion, na meczu drugiej Bundesligi, zjawił się komplet 74.244 widzów. Dla nas, Polaków, jak i dla zdecydowanej większości innych krajów, taka frekwencja na meczu nawet pierwszej ligi to czysta abstrakcja.
Prawdziwe problemy Herthy z grą w Bundeslidze rozpoczęły się w sezonie 2009/2010. To właśnie wtedy, po trzynastu latach gry w najwyższej klasie rozgrywkowej, "Stara Dama" spadła do drugiej ligi. W tamtym czasie w zespole z Berlina występowali min. Artur Wichniarek i Łukasz Piszczek. Wielka katastrofa, jakim był spadek, nie załamała działaczy i piłkarzy Herthy, która w kolejnym sezonie bardzo pewnie awansowała z powrotem do Bundesligi.
Berlińczycy niestety nie potrafili się utrzymać i koszmar sprzed dwóch lat znów się powtórzył. Przegrany dwumecz barażowy z Fortuną Duessledorf spowodował, że w obecnym sezonie Hertha po raz kolejny walczy o powrót do pierwszej ligi.
Jos Luhukay - trener Herthy Berlin |
Zespół z Berlina do upragnionego awansu prowadzi holenderski trener Jos Luhukay, który potrafił najpierw awansować, a następnie utrzymać FC Augsburg w Bundeslidze, co patrząc na potencjał zespołu z Bawarii było zadaniem bardzo trudnym. Po udanej pracy w Augsburgu trener Luhukay zdecydował się przenieść do niższej ligi i walczyć z Herthą o awans.
Berlińczycy są na bardzo dobrej drodze, żeby po raz drugi w ciągu dwóch lat powrócić do Bundesligi. Hertha zajmuje obecnie drugą pozycję z dziesięcioma punktami przewagi nad trzecim K'lautern (z którym zmierzy się dzisiaj) i z zaledwie dwupunktową stratą do prowadzącego w tabeli Eintrachtu Brunszwik. Wydaje się, że tylko prawdziwa katastrofa może zabrać awans piłkarzom ze stolicy Niemiec.
Fenomenalny Stadion Olimpijski w Berlinie |
Głód wielkiej piłki w Berlinie jest ogromny, co pokazały ostatnie derby z Unionem. Na Olympiastadion, na meczu drugiej Bundesligi, zjawił się komplet 74.244 widzów. Dla nas, Polaków, jak i dla zdecydowanej większości innych krajów, taka frekwencja na meczu nawet pierwszej ligi to czysta abstrakcja.
czwartek, 21 lutego 2013
Profesor van Buyten
"van Sosna", "van Drewno" czy "wspólnik G.Rasiaka" to tylko kilka z wielu określeń stworzonych przez kibiców Bayernu "na cześć" Daniela van Buytena. Na szczęście dla Bawarczyków rosły Belg nie poszedł za "głosem ludu" i nie pracuje na tartaku tylko dalej występuje w barwach rekordowego mistrza Niemiec.
Kibice Arsenalu przed meczem z Bayernem liczyli, że Daniel van Buyten będzie popełniał masakryczne błędy, a Theo Walcott dzięki swojej szybkości będzie mijał Belga przy każdej okazji. Wszyscy łudzący się, że 35-latek będzie kluczem do zwycięstwa nad machiną z Monachium, bardzo się rozczarowali.
O ile wygrywanie pojedynków główkowych z takimi piłkarzami jak wspomniany Walcott czy Santi Cazorla nie mogło być żadnym problemem dla mierzącego 197 cm obrońcy, to typowa gra jeden na jeden była sporym znakiem zapytania. Na szczęście van Buyten w żaden sposób nie zawiódł i był bardzo jasnym punktem dobrze radzącej sobie we wtorkowy wieczór bawarskiej defensywy. Belg doskonale przewidywał zagrania "Kanonierów", wyprzedzał napastników rywala i co ważne dobrze wprowadzał piłkę do przodu. Dodatkowym plusem jego występu był udział przy drugiej bramce dla Bayernu, kiedy to właśnie po jego strzale głową szanse na dobitkę miał Thomas Mueller. Można powiedzieć, że w Londynie zagrał po profesorsku.
Przy takiej formie van Buytena rodzi się wiele pytań. Czy po rewanżowym spotkaniu z "Kanonierami" to 35-latek dalej będzie podstawowym obrońcą Bayernu? Czy reprezentant Niemiec Jerome Boateng po swoim idiotycznym zagraniu w meczu szóstej kolejki fazy grupowej LM będzie pokutował przez kolejne tygodnie, a może nawet miesiące? I co z wygasającym po obecnym sezonie kontrakcie belgijskiego obrońcy?
Na pierwsze dwa pytania ciężko odpowiedzieć. Obserwując pracę Heynckesa w Monachium można dojść do wniosku, że dopóki Bayern będzie spisywał się jak dotychczas to Boateng może liczyć na występy w tylko mniej wymagających spotkaniach jak choćby te najbliższe z Werderem Brema.
Co do przedłużenia kontraktu van Buytena to sprawa nie jest jeszcze chyba przesądzona. Belg wielokrotnie w wywiadach podkreśla, że bardzo chciałby zostać w Monachium na kolejny rok. Problemem może być zakontraktowanie Jana Kirchhoffa z FSV Mainz, który wydaje się być naturalnym następcą reprezentanta Belgii. W tej sprawie decydujący głos zapewne będzie miał Pep Guardiola.
Kibice Arsenalu przed meczem z Bayernem liczyli, że Daniel van Buyten będzie popełniał masakryczne błędy, a Theo Walcott dzięki swojej szybkości będzie mijał Belga przy każdej okazji. Wszyscy łudzący się, że 35-latek będzie kluczem do zwycięstwa nad machiną z Monachium, bardzo się rozczarowali.
O ile wygrywanie pojedynków główkowych z takimi piłkarzami jak wspomniany Walcott czy Santi Cazorla nie mogło być żadnym problemem dla mierzącego 197 cm obrońcy, to typowa gra jeden na jeden była sporym znakiem zapytania. Na szczęście van Buyten w żaden sposób nie zawiódł i był bardzo jasnym punktem dobrze radzącej sobie we wtorkowy wieczór bawarskiej defensywy. Belg doskonale przewidywał zagrania "Kanonierów", wyprzedzał napastników rywala i co ważne dobrze wprowadzał piłkę do przodu. Dodatkowym plusem jego występu był udział przy drugiej bramce dla Bayernu, kiedy to właśnie po jego strzale głową szanse na dobitkę miał Thomas Mueller. Można powiedzieć, że w Londynie zagrał po profesorsku.
Van Buyten kontra Theo Wallcot |
Nie jest tajemnicą, że regularna gra van Buytena od początku rundy wiosennej jest spowodowana czerwoną kartką Jeroma Boatenga w meczu z BATE i ciężką kontuzją Holgera Badstubera. Jupp Heynckes musiał zacząć ogrywać swojego jedynego możliwego partnera dla Dantego na dwumecz z Arsenalem. Belg swoją szansę wykorzystał idealnie.
Przy takiej formie van Buytena rodzi się wiele pytań. Czy po rewanżowym spotkaniu z "Kanonierami" to 35-latek dalej będzie podstawowym obrońcą Bayernu? Czy reprezentant Niemiec Jerome Boateng po swoim idiotycznym zagraniu w meczu szóstej kolejki fazy grupowej LM będzie pokutował przez kolejne tygodnie, a może nawet miesiące? I co z wygasającym po obecnym sezonie kontrakcie belgijskiego obrońcy?
Na pierwsze dwa pytania ciężko odpowiedzieć. Obserwując pracę Heynckesa w Monachium można dojść do wniosku, że dopóki Bayern będzie spisywał się jak dotychczas to Boateng może liczyć na występy w tylko mniej wymagających spotkaniach jak choćby te najbliższe z Werderem Brema.
Daniel van Buyten występuje w Bayernie od czerwca 2006 roku |
Co do przedłużenia kontraktu van Buytena to sprawa nie jest jeszcze chyba przesądzona. Belg wielokrotnie w wywiadach podkreśla, że bardzo chciałby zostać w Monachium na kolejny rok. Problemem może być zakontraktowanie Jana Kirchhoffa z FSV Mainz, który wydaje się być naturalnym następcą reprezentanta Belgii. W tej sprawie decydujący głos zapewne będzie miał Pep Guardiola.
poniedziałek, 18 lutego 2013
Czas na monachijski walec
Przewaga Bayernu Monachium nad Arsenalem Londyn przed zbliżającym się dwumeczem jest niepodważalna w praktycznie każdym aspekcie. Forma sportowa, psychologiczna, jak i zwykła jakość "na papierze" wskazują na jednego, zdecydowanego faworyta tej rywalizacji.
Arsenal to dla mnie klub bardzo specyficzny. W kadrze ma zawsze wielu młodych i bardzo utalentowanych piłkarzy. "Przedszkole" Arsene Wengera potrafi zagrać kapitalne spotkania, jak i skompromitować się w sposób kompletnie niezrozumiały. "Kanonierzy" od 2006 roku nie zdobyli żadnego trofeum, nawet śmiesznego Pucharu Ligi. W tym roku podopiecznych francuskiego trenera można jednak wytłumaczyć z niepowodzeń w tych rozgrywkach. Arsenal odpadł przecież z finalistą tegoż pucharu. Czwartoligowym Bradford.
W sukces Arsenalu w Lidze Mistrzów nie wierzę. Nawet jeżeli będzie ich stać na sensacyjne wyeliminowanie Bayernu to i tak prędzej czy później polegną. Niestety dla kibiców Arsenalu w ostatni weekend stracili nadzieje na jakiekolwiek trofeum w obecnym sezonie. Na "Emirates Stadium" zjawiła się drugoligowa drużyna Blackburn Rovers, która oddając 6 strzałów zdobyła jedną bramkę (przy 24 Arsenalu) i awansowała do kolejnej rundy Pucharu Anglii. Marzenia prysły, a "Kanonierzy" na trofeum poczekają przynajmniej kolejny rok (nic mi nie wiadomo o organizacji w 2013 roku Audi Cup i zaproszeniu na niego Arsenalu, a w meczu o Puchar Paulanera raczej Podolskiego i spółki nie zobaczymy).
Takie troszkę ironiczne przedstawienie Arsenalu nie jest powodem mojej niechęci do tego klubu. Jest wręcz przeciwnie, bo po transferze "Poldiego" nabrałem do nich nawet maluteńkiej sympatii. Nie oznacza to jednak, że poczynania podopiecznych Arsene Wengera śledzę co tydzień. A co do Lukasa to mam nadzieję, że mój stosunek do niego nie zmieni się po najbliższym dwumeczu.
Osobiście Arsenalowi życzę zajęcia chociażby czwartego miejsca w lidze, które da szanse gry w następnej edycji Ligi Mistrzów. Mam nadzieję, że Bawarczycy im w tym pomogą i "wyrzucą" "Kanonierów" z elitarnej Champions League. Dzięki temu Arsene Wenger będzie mógł skupić się tylko i wyłącznie na Premiership.
Wśród wielu komentarzy kibiców Bayernu widzę obawę przed niektórymi piłkarzami Arsenalu. A to Walcott szybki (jak dla mnie "jeździec bez głowy"), a to Santi Cazorla wielka gwiazda ligi angielskiej (gdzie mu do Rooneya?), a to reprezentant Niemiec Lukas Podolski (jakby był taki rewelacyjny to dalej grałby w Bayernie). Panowie i Panie, spokojnie. Szacunek do rywala oczywiście jest, ale najważniejsze, żeby go mieli piłkarze i trener Heynckes. Kibice Bayernu niech skupią się na swoich gwiazdach, które robią troszkę inne wrażenie niż te z Londynu.
Jedyne czego sobie życzę to przełożenie formy z Bundesligi na Ligę Mistrzów. Starczy męczarni dla moich oczu, które były w Mińsku, Lille czy Walencji. Czas na monachijski walec, który przejedzie się poza granicami Niemiec.
Arsenal to dla mnie klub bardzo specyficzny. W kadrze ma zawsze wielu młodych i bardzo utalentowanych piłkarzy. "Przedszkole" Arsene Wengera potrafi zagrać kapitalne spotkania, jak i skompromitować się w sposób kompletnie niezrozumiały. "Kanonierzy" od 2006 roku nie zdobyli żadnego trofeum, nawet śmiesznego Pucharu Ligi. W tym roku podopiecznych francuskiego trenera można jednak wytłumaczyć z niepowodzeń w tych rozgrywkach. Arsenal odpadł przecież z finalistą tegoż pucharu. Czwartoligowym Bradford.
W sukces Arsenalu w Lidze Mistrzów nie wierzę. Nawet jeżeli będzie ich stać na sensacyjne wyeliminowanie Bayernu to i tak prędzej czy później polegną. Niestety dla kibiców Arsenalu w ostatni weekend stracili nadzieje na jakiekolwiek trofeum w obecnym sezonie. Na "Emirates Stadium" zjawiła się drugoligowa drużyna Blackburn Rovers, która oddając 6 strzałów zdobyła jedną bramkę (przy 24 Arsenalu) i awansowała do kolejnej rundy Pucharu Anglii. Marzenia prysły, a "Kanonierzy" na trofeum poczekają przynajmniej kolejny rok (nic mi nie wiadomo o organizacji w 2013 roku Audi Cup i zaproszeniu na niego Arsenalu, a w meczu o Puchar Paulanera raczej Podolskiego i spółki nie zobaczymy).
Takie troszkę ironiczne przedstawienie Arsenalu nie jest powodem mojej niechęci do tego klubu. Jest wręcz przeciwnie, bo po transferze "Poldiego" nabrałem do nich nawet maluteńkiej sympatii. Nie oznacza to jednak, że poczynania podopiecznych Arsene Wengera śledzę co tydzień. A co do Lukasa to mam nadzieję, że mój stosunek do niego nie zmieni się po najbliższym dwumeczu.
Osobiście Arsenalowi życzę zajęcia chociażby czwartego miejsca w lidze, które da szanse gry w następnej edycji Ligi Mistrzów. Mam nadzieję, że Bawarczycy im w tym pomogą i "wyrzucą" "Kanonierów" z elitarnej Champions League. Dzięki temu Arsene Wenger będzie mógł skupić się tylko i wyłącznie na Premiership.
Wśród wielu komentarzy kibiców Bayernu widzę obawę przed niektórymi piłkarzami Arsenalu. A to Walcott szybki (jak dla mnie "jeździec bez głowy"), a to Santi Cazorla wielka gwiazda ligi angielskiej (gdzie mu do Rooneya?), a to reprezentant Niemiec Lukas Podolski (jakby był taki rewelacyjny to dalej grałby w Bayernie). Panowie i Panie, spokojnie. Szacunek do rywala oczywiście jest, ale najważniejsze, żeby go mieli piłkarze i trener Heynckes. Kibice Bayernu niech skupią się na swoich gwiazdach, które robią troszkę inne wrażenie niż te z Londynu.
Jedyne czego sobie życzę to przełożenie formy z Bundesligi na Ligę Mistrzów. Starczy męczarni dla moich oczu, które były w Mińsku, Lille czy Walencji. Czas na monachijski walec, który przejedzie się poza granicami Niemiec.
czwartek, 14 lutego 2013
Troszkę o meczu z Wolfsburgiem, czyli czas na rotację
Dość nietypowo, bo w piątek piłkarze Bayernu Monachium zmierzą się z VfL Wolfsburg. Początek batalii o kolejne trzy ligowe punkty o godzinie 20:30.
O zespole z Wolfsburga dość krótko, jakby z musu przedstawienia sytuacji "Wilków", a więc: grają poniżej oczekiwań, od niedawna pracują w klubie dwie nowe, ważne osobistości Klaus Allofs i Dieter Hecking, na koncie mają 26 punktów i zajmują 12. pozycję. Liczą, że uda im się zagrać w przyszłym sezonie w Lidze Europejskiej. Tyle o VfL Wolfsburg, czyli najbliższym rywalu Bayernu Monachium.
Przychodzi właśnie czas, kiedy trener Heynckes będzie musiał zacząć korzystać ze swojej szerokiej, wyrównanej i niezwykle mocnej kadry. To właśnie teraz uśmiech na twarzy Arjena Robbena powinien pojawiać się coraz częściej, a swoje umiejętności na boisku będzie mógł prezentować w dłuższym wymiarze czasowym Jerome Boateng. Być może o nowy kontrakt walczyć będzie doświadczony Daniel van Buyten, który będzie podstawowym obrońcą w najbliższych dwóch meczach Bayernu w Lidze Mistrzów. Koniec lutego to też dobry czas, aby zaczął o sobie przypominać Mario Gomez, który jest obecnie w cieniu swojego imiennika z Chorwacji. Zaczął się okres, kiedy dotychczasowi rezerwowi mogą pokazać swoją wartość i przydatność dla drużyny. Do dzieła panowie-piłkarze!
Dużym plusem dla trenera Heynckesa jest fakt, iż przed wtorkowym spotkaniu w Lidze Mistrzów Bayern mecz ligowy gra w piątek, a nie jak to najczęściej bywa w sobotę. Da to oczywiście dłuższy czas na regeneracje wszystkich zawodników. Łatwo policzyć, że po zakończeniu spotkania w Wolsburgu piłkarze z Bawarii będą mieli około 90 godzin odpoczynku. Czy taka długa przerwa przekona "Don Juppa" do postawienia na swoje najlepsze armaty przeciwko "Wilkom"? Takie rozwiązanie ma duże prawdopodobieństwo, jednak...
..liczę, że skład Bayernu będzie wyglądał troszkę inaczej niż zwykle. Gdybym był trenerem Bayernu (ah te marzenia) to w piątkowym meczu z VfL dałbym odpocząć takim piłkarzom jak Philipp Lahm, David Alaba, Dante, Bastian Schweinsteiger i Franck Ribery. Niewątpliwie są to kluczowe postacie dzisiejszej potęgi bawarskiego klubu i to głównie na ich barkach będzie leżała odpowiedzialność za dobry wynik w Londynie. Ogromna przewaga w ligowej tabeli daje rekordowemu mistrzowi Niemiec duży komfort, który można wykorzystać min. przed ważnymi meczami w Lidze Mistrzów. A więc do rzeczy, jak według mnie jutro powinna wyglądać wyjściowa jedenastka na mecz z Wolfsburgiem...
O zespole z Wolfsburga dość krótko, jakby z musu przedstawienia sytuacji "Wilków", a więc: grają poniżej oczekiwań, od niedawna pracują w klubie dwie nowe, ważne osobistości Klaus Allofs i Dieter Hecking, na koncie mają 26 punktów i zajmują 12. pozycję. Liczą, że uda im się zagrać w przyszłym sezonie w Lidze Europejskiej. Tyle o VfL Wolfsburg, czyli najbliższym rywalu Bayernu Monachium.
Od lewej: nowy dyrektor sportowy VfL Klaus Allofs i nowy trener Dieter Hecking |
Myślę, że przed meczem w Wolfsburgu przede wszystkim trzeba się skupić na drużynie Bayernu Monachium. Wiemy już, że na pewno w piątek na boisku nie zobaczymy Javiego Martneza, który zmaga się z niegroźną kontuzją i na bój z Arsenalem powinien być już w 100% gotowy. Do dyspozycji trenera Heynckesa nie będzie również Claudio Pizarro, który zapewne i tak by nie dostał szansy pojawienia się na boisku.
Osobiście mam duża nadzieję, że "Don Jupp" w meczu z VfL zrobi kilka roszad w składzie i pozwoli swoim najlepszym zawodnikom odpocząć przed meczem w Londynie. Bayern ma aż 15 punków przewagi nad drugą Borussią Dortmund i wydaje się, że tylko katastrofa może odebrać Bawarczykom mistrzostwo Niemiec. Warto przypomnieć, że przed "Gwiazdą Południa" prawdziwy maraton, który rozpocznie się własnie w spotkaniu z VfL. Oprócz spotkań Bundesligi i dwumeczu z Arsenalem, jeszcze w lutym Bayern zmierzy się na swoim stadionie w rozgrywkach pucharu Niemiec z Borussią Dortmund. Przed nami emocjonujące i miejmy nadzieje, że radosne tygodnie!
Mario Gomez znów zacznie strzelać? |
Dużym plusem dla trenera Heynckesa jest fakt, iż przed wtorkowym spotkaniu w Lidze Mistrzów Bayern mecz ligowy gra w piątek, a nie jak to najczęściej bywa w sobotę. Da to oczywiście dłuższy czas na regeneracje wszystkich zawodników. Łatwo policzyć, że po zakończeniu spotkania w Wolsburgu piłkarze z Bawarii będą mieli około 90 godzin odpoczynku. Czy taka długa przerwa przekona "Don Juppa" do postawienia na swoje najlepsze armaty przeciwko "Wilkom"? Takie rozwiązanie ma duże prawdopodobieństwo, jednak...
..liczę, że skład Bayernu będzie wyglądał troszkę inaczej niż zwykle. Gdybym był trenerem Bayernu (ah te marzenia) to w piątkowym meczu z VfL dałbym odpocząć takim piłkarzom jak Philipp Lahm, David Alaba, Dante, Bastian Schweinsteiger i Franck Ribery. Niewątpliwie są to kluczowe postacie dzisiejszej potęgi bawarskiego klubu i to głównie na ich barkach będzie leżała odpowiedzialność za dobry wynik w Londynie. Ogromna przewaga w ligowej tabeli daje rekordowemu mistrzowi Niemiec duży komfort, który można wykorzystać min. przed ważnymi meczami w Lidze Mistrzów. A więc do rzeczy, jak według mnie jutro powinna wyglądać wyjściowa jedenastka na mecz z Wolfsburgiem...
środa, 13 lutego 2013
Skośnooki skarb z Hamburga
Son strzelił ostatnio dwie bramki na Signal Iduna Park. Jego HSV niespodziewanie pokonało mistrza Niemiec aż 1:4 |
Młody reprezentant Korei Południowej przyćmił w obecnym sezonie nawet samego Rafaela van der Vaarta, a przepiękne bramki i efektowne dryblingi stały się wizytówką napastnika Hamburgera SV. Chrapkę na Sona mają już takie kluby jak Borussia Dortmund, Chelsea Londyn czy Tottenham Hotspur. Kontrakt młodego Koreańczyka z drużyną z północy Niemiec wygasa w czerwcu 2014 roku. Czy gwiazda HSV zdecyduje się przedłużyć swoją umowę?
Kluczowym czynnikiem w walce o nowy kontrakt dla Sona będzie końcowy wynik Hamburgera SV w ligowej tabeli. Marzeniem wszystkich kibiców i działaczy z Hamburga jest miejsce premiowane grą w europejskich pucharach, co niewątpliwie pomoże podreperować budżet klubu.
Dla zespołu o takiej historii (słynne "Dinozaury Bundesligi") i potencjale gra o utrzymanie to zdecydowanie za mało. HSV w ostatnich latach grało bardzo słabo, czego efektem jest brak występów w europejskich pucharach co zdecydowanie obniżyło prestiż całej drużyny. Sam Uli Hoeness na pytanie kto może być długoterminowym rywalem w Bundeslidze dla Bayernu, pewnie nieco uszczypliwie, niegdyś odpowiedział: - Nie Borussia Dortmund, a HSV Hamburg. Mają duży potencjał, ale nie potrafią go wykorzystać .
Ruud van Nistelrooy w barwach Hamburgera SV |
Pewnie mało kto jeszcze pamięta, że niedawno w zespole z Hamburga występowały takie gwiazdy jak Ruud van Nistelrooy, Mladen Petrić, Joris Mathijsen czy Piotr Trochowski. Brak gry w europejskich pucharach i problemy finansowe klubu spowodowały, że HSV było zmuszone do sprzedaży wielu znanych nazwisk i postawienia na młodszych i dużo mniej znanych piłkarzy. Nadrzędnym celem Hamburczyków w trwającym obecnie sezonie jest powrót do rywalizacji w Europie w której nie brali udziału przez ostatnie dwa lata. - Mój cel jest jasny. Chcę żeby moja drużyna regularnie występowała w Lidze Europejskiej czy Lidze Mistrzów - potwierdza dyrektor sportowy HSV Frank Arnesen.
W podobnym tonie po swoim powrocie do Hamburga wypowiadał się Rafael van der Vaart: - Myślę, że mamy odpowiednią jakość, żeby w następnym sezonie grać w europejskich pucharach. Holender zabrał ostatnio również głos w sprawie przyszłości swojego klubowego kolegi Heung-Min Sona: - On musi tutaj dalej grać. Oczywiście jest to kuszące, gdy taki klub jak Liverpool FC pyta o niego i oferuje 20 milionów euro, ale tu, w Hamburgu, on ma zaufanie i gra regularnie. Heung-Min staje się dla nas bardzo ważnym piłkarzem.
W grę o przedłużenie kontraktu Sona mogą wchodzić nawet prywatni azjatyccy sponsorzy, którzy będą mogli pomóc HSV w utrzymaniu Koreańczyka w zespole. Frank Arnesen zapowiadał, że do pierwszych poważnych rozmów z agentem Sona może dojść już zimą. Jak na razie umowa 20-latka nie została przedłużona.
Wszystko wskazuje na to, że przyszłość Sona wyjaśni się dopiero po obecnym sezonie. Ewentualna gra w europejskich pucharach i nowe, wyższe zarobki mogą przekonać młodego gwiazdora HSV do prolongowania kontraktu o kolejne lata.
poniedziałek, 11 lutego 2013
Wraca Liga Mistrzów!
Doczekaliśmy się! Już we wtorek startują najbardziej prestiżowe i emocjonujące rozgrywki sportowe w Europie. Hymn Ligi Mistrzów po raz pierwszy w 2013 roku zostanie odegrany w Walencji i Glasgow.
Mecze wtorkowe to tak naprawdę rozgrzewka przed wielkim środowym hitem w którym Real Madryt zmierzy się z Manchesterem United. Nie oznacza to jednak, że w przeddzień pojedynku w stolicy Hiszpanii lepiej obejrzeć "M jak Miłość" czy "W-11".
W Glasgow miejscowy Celtic zmierzy się z Juventusem Turyn. Piłkarze ze Szkocji skazywani są na pożarcie i awans Włochów do dalszej rundy jest dla wielu rzeczą oczywistą. Osobiście nie skreślam szans "The Boys" na sprawienie niespodzianki i to nie tylko w pierwszym meczu, ale i w całej rywalizacji. Piłkarze charyzmatycznego Neila Lennona pokazali w meczach fazy grupowej, że stać ich bardzo dobrą grę, zwłaszcza w defensywie. W meczach z FC Barceloną zaprezentowali niesamowite zaangażowanie i serce do gry. Tymi samymi cechami będą chcieli nadrobić różnicę w umiejętnościach czysto piłkarskich w rywalizacji z mistrzem Włoch. Nie odkryję Ameryki pisząc, że kluczowe dla Szkotów będzie spotkanie na Celtic Park. W tej edycji Ligi Mistrzów mistrzowie Szkocji jeszcze na własnym boisku nie przegrali. Zwycięstwo, najlepiej bez straty bramki, może spowodować, że będą lecieli na rewanż do Turynu w bardzo dobrych humorach.
Mój typ: awans Juventus Turyn
Do bardzo ciekawego spotkania dojdzie w Walencji. Zmierzą się ze sobą dwa bardzo różniące się od siebie kluby. "Nietoperze" od lat sprzedają swoich najlepszych zawodników do innych drużyn, jednak regularnie potrafią kwalifikować się do rozgrywek Ligi Mistrzów i prezentować w nich wysoki europejski poziom. Z drugiej strony Paris Saint-Germain, który swoją obecną sytuację zawdzięcza w głównej mierze arabskim właścicielom. To właśnie takie "sztuczne" budowanie potęgi paryskiego klubu powoduje, że w tej rywalizacji będę trzymał kciuki za hiszpańską drużynę. Rywalizacja Valencii z PSG zapowiada się niesamowicie wyrównanie, kto wie, być może będzie to jeden z najbardziej emocjonujących dwumeczów spośród wszystkich spotkań 1/8 finału Ligi Mistrzów.
Mój typ: awans Valencia CF
Środa to dwa bardzo ciekawe spotkania. Bardzo żałuję, że rywalizacja Borussii Dortmund z Szachtarem Donieck, czyli dwóch rewelacji obecnej edycji Ligi Mistrzów, jest rozgrywana w ten sam dzień, co pojedynek Realu Madryt z Manchesterem United. Ekipa Jurgena Kloppa jest dla mnie faworytem w dwumeczu z Ukraińcami, co nie oznacza jednak, że mistrzów Niemiec czeka łatwa przeprawa. Dużą przewagą dla BVB jest fakt, iż Szachtar nie jest w rytmie meczowym, ponieważ liga ukraińska startuje dopiero drugiego marca. Borussia do Doniecka nie jedzie jednak bez problemów. Wysoka porażka na własnym stadionie z Hamburgerem SV i problemy zdrowotne Schmelzera i Gundogana (ich występ stoi pod znakiem zapytania) wprowadzają spory niepokój wśród "czarno-żółtych". Ja jestem jednak przekonany, że na Ukrainie zobaczymy już tą prawdziwą Borussię, która zachwycała wszystkich w meczach fazy grupowej. Obecna forma Szachtara jest sporą niewiadomą z powodu o którym już pisałem. Sugerując się jesienną formą Ukraińców można spodziewać się bardzo ciekawego dwumeczu. Niewątpliwe ogromnym plusem dla drużyny Kloppa jest rewanż na własnym stadionie. Nawet zły wynik na Ukrainie nie skreśli szans na awans niemieckiego zespołu. Borussia pokazała, że przy potężnym wsparciu swoich fanów na Signal Iduna Park może zagrać wielkie mecze.
Mój typ: awans Borussia Dortmund
No i wielki hit 1/8 finału Ligi Mistrzów. Pojedynek Realu Madryt i Manchesteru United od samego początku tworzy wielkie emocje. Pojedynek Sir Alexa Fergusona z Jose Mourinho, występ Cristiano Ronaldo przeciwko swoim byłym kolegom i wreszcie ten niesamowity w tym sezonie Robin van Persie, który będzie chciał po raz kolejny udowodnić swoją wielką formę. To oczywiście tylko kilka "smaczków", które powodują tak wielkie oczekiwania przed tym spotkaniem. W końcu zmierzą się ze sobą jedne z największych klubów na świecie. Wielkie firmy, wielkie nazwiska w obu drużynach, jednak w mojej ocenie to Real jest faworytem dwumeczu. Żadnym argumentem nie jest dla mnie fakt, iż "Królewscy" skupiają się teraz tylko na Lidze Mistrzów, bo nie będzie to miało żadnego wpływu na różnice w motywacji obu ekip. Osobiście widzę większą jakość sportową w zespole ze stolicy Hiszpanii. Uwidacznia się ona zwłaszcza w środkowej strefie boiska, gdzie Real ma sporą przewagę nad "Czerwonymi Diabłami". Nie widzę w zespole Fergusona piłkarza klasy Xabiego Alonso czy Mesuta Oezila. Liczę, że Real, podobnie jak to miało miejsce w rewanżowym spotkaniu w półfinale LM z Bayernem, od samego początku ruszy na Manchester United. Nie wydaję mi się, że "Czerwone Diabły" będą potrafiły wytrzymać napór podopiecznych Mourinho, zwłaszcza, że defensywa Anglików nie prezentuje się tak imponująco jak jeszcze kilka sezonów temu. Kluczem do awansu dla mistrzów Hiszpanii jest uzyskanie przewagi przed rewanżem na Old Trafford, gdzie "Czerwone Diabły" są w tym sezonie nie do powstrzymania.
Mój typ: awans Real Madryt
Mecze wtorkowe to tak naprawdę rozgrzewka przed wielkim środowym hitem w którym Real Madryt zmierzy się z Manchesterem United. Nie oznacza to jednak, że w przeddzień pojedynku w stolicy Hiszpanii lepiej obejrzeć "M jak Miłość" czy "W-11".
Neil Lennon świętujący zwycięstwo nad FC Barceloną |
Mój typ: awans Juventus Turyn
Sofiane Feghouli może być kluczową postacią tego dwumeczu |
Mój typ: awans Valencia CF
Reus i Goetze poprowadzą BVB do kolejnej rundy? |
Mój typ: awans Borussia Dortmund
Rywalizacja z "Czerwonymi Diabłami" może być kluczowa dla przyszłości Jose Mourinho w Realu Madryt |
Mój typ: awans Real Madryt
czwartek, 7 lutego 2013
Jankes z Hanoweru
Miłość do klubu czy przywiązanie do barw to wartości, które w dzisiejszej piłce są coraz rzadziej spotykane. Pogoń za wielkimi pieniędzmi, popularne "sprawdzanie się w innych ligach", czy po prostu traktowanie przez piłkarzy klubów jako zwykłych miejsc pracy to pojęcia, których Steven Cherundolo nie zna, albo po prostu uważa je za nieistotne.
Urodzony w San Diego Cherundolo to już prawdziwa legenda klubu z Hanoweru. Swoją piłkarską karierę rozpoczynał na Uniwersytecie w Portland z którego w styczniu 1999 roku przeniósł się do wówczas drugoligowego Hannoveru 96. Od tamtego czasu minęło ponad czternaście lat, a 33-letni Amerykanin ma na koncie już 408 oficjalnych spotkań w barwach H96.
Licznik rozegranych meczów kapitana Hannoveru 96 w Bundeslidze (na tę chwilę 295) na pewno się jeszcze nie zatrzymał. Amerykaninowi trudno będzie jednak prześcignąć w klasyfikacji obcokrajowców Claudio Pizarro, który jest rekordzistą pod względem ilości występów w lidze niemieckiej (Peruwiańczyk ma ich obecnie 343).
Kontrakt popularnego "Dolo" z klubem z Hanoweru wygasa po zakończeniu obecnego sezonu. Wiele wskazuje na to, że umowa prawego obrońcy zostanie przedłużona o kolejny krok. Wszystko przez obecność w kontrakcie specjalnego zapisu, który mówi o tym, że jeśli reprezentant Stanów Zjednoczonych rozegra w sezonie 2012/2013 przynajmniej dwadzieścia spotkań w Bundeslidze to jego umowa zostanie automatycznie prolongowana do czerwca 2014 roku. Do zrealizowania tego wymogu brakuje Amerykaninowi zaledwie pięciu meczów.
Cherundolo o przedłużenie swojego kontraktu nie musiałby się pewnie martwić nawet gdyby owego zapisu w jego umowie nie było. Mimo 33 lat Amerykanin dalej prezentuje solidny europejski poziom, który pozwala mu regularnie występować na boiskach Bundesligi, czy w barwach swojej reprezentacji.
Obecnie kapitan Hannoveru 96 jest kontuzjowany, jednak powoli dochodzi do zdrowia i niedługo powinien być do dyspozycji Mirko Slomki. Dla trenera Hannoveru 96 powrót Stevena Cherundolo może być niemal jak zbawienie, bo gra defensywna jego zespołu jest katastrofalna. Dodatkowo przed drużyną z Hanoweru niezwykle ciężki dwumecz w Lidze Europejskiej z Anży Machaczkała. Powrót kapitana do składu jest wręcz niezbędny.
Wielkim marzeniem Amerykanina jest na pewno udział w Mistrzostwach Świata 2014. Ewentualny udział w turnieju w Brazylii byłby dla niego już czwartym Mundialem w którym wziąłby udział jako czynny zawodnik. Najprawdopodobniej po nim zakończy swoją piłkarską karierę, która związana była tylko z jednym klubem.
Urodzony w San Diego Cherundolo to już prawdziwa legenda klubu z Hanoweru. Swoją piłkarską karierę rozpoczynał na Uniwersytecie w Portland z którego w styczniu 1999 roku przeniósł się do wówczas drugoligowego Hannoveru 96. Od tamtego czasu minęło ponad czternaście lat, a 33-letni Amerykanin ma na koncie już 408 oficjalnych spotkań w barwach H96.
Licznik rozegranych meczów kapitana Hannoveru 96 w Bundeslidze (na tę chwilę 295) na pewno się jeszcze nie zatrzymał. Amerykaninowi trudno będzie jednak prześcignąć w klasyfikacji obcokrajowców Claudio Pizarro, który jest rekordzistą pod względem ilości występów w lidze niemieckiej (Peruwiańczyk ma ich obecnie 343).
Steven Cherundolo z opaską kapitana Hannoveru 96 |
Cherundolo o przedłużenie swojego kontraktu nie musiałby się pewnie martwić nawet gdyby owego zapisu w jego umowie nie było. Mimo 33 lat Amerykanin dalej prezentuje solidny europejski poziom, który pozwala mu regularnie występować na boiskach Bundesligi, czy w barwach swojej reprezentacji.
Obecnie kapitan Hannoveru 96 jest kontuzjowany, jednak powoli dochodzi do zdrowia i niedługo powinien być do dyspozycji Mirko Slomki. Dla trenera Hannoveru 96 powrót Stevena Cherundolo może być niemal jak zbawienie, bo gra defensywna jego zespołu jest katastrofalna. Dodatkowo przed drużyną z Hanoweru niezwykle ciężki dwumecz w Lidze Europejskiej z Anży Machaczkała. Powrót kapitana do składu jest wręcz niezbędny.
Cherundolo podczas Mistrzostw Świata 2010 w RPA |
środa, 6 lutego 2013
On musi mieć w sobie to "coś"
Chyba nie ma w Bayernie piłkarza, który irytowałby mnie bardziej niż Tomek Mueller. Problemy z przyjęciem, niedokładne podania i chaotyczność sprawiają często, że na miejscu trenera Heynckesa zdjąłbym go z boiska po 20 minutach. Na szczęście Don Jupp ze swoją cierpliwością wytrzymuje na tyle długo, że Mueller zdąża zdobyć bramkę, czy zaliczyć asystę.
Tomek od dziecka wiedział w jakim klubie będzie występował |
Strzela, asystuje, a ja dalej się go czepiam. Nikt mi nie powie, że Tomek rusza się z gracją Toniego Kroosa, drybluje jak Franck Ribery, albo, że ma przyspieszenie godne samego Arjena Robbena. Mimo wszystko to właśnie on ma najlepsze statystki spośród nich wszystkich i lideruje w Bundeslidze w klasyfikacji kanadyjskiej. Skoro nie wyróżnia się niczym szczególnym to dlaczego tak dominuje nad resztą konkurencji w statystykach? Ja odpowiedzi na to pytanie nie znam. Dlatego, mimo, że tego nie lubię, to muszę o takim piłkarzu napisać, że ma w sobie to "coś".
W połowie grudnia Thomas Mueller przedłużył swój kontrakt z Bayernem do czerwca 2017 roku |
"Jeśli miałbym siebie opisać jako piłkarza, to charakteryzuje mnie duża wydajność i pracowitość. Kiedy jestem gdzieś na spotkaniu i podchodzi do mnie dziecko, prosząc o pokazanie jakiejś sztuczki muszę mu odpowiedzieć: nie potrafię żadnych trików. Kibice chcieliby zobaczyć jakieś czary z futbolówką, ale to nigdy nie była moja specjalność" (źródło:bayern.munchen.pl) - mówi o sobie Thomas Mueller, który potwierdza w jednym z wywiadów, że wirtuozem futbolu nigdy nie był i nie będzie.
Fajnym i chyba najlepszym przykładem stylu gry Muellera jest mecz rundy jesiennej w Gelsenkirchen. Po pierwszej połowie wynik był bezbramkowy, a obraz gry nie wyglądał korzystnie dla podopiecznych Heynckesa. Zdecydowanie najgorzej w barwach Bayernu wyglądał Tomek. Komentujący wówczas to spotkanie Andrzej Janisz (tak, to ten Pan od KSW) uznał koło 50 minuty, że Mueller jest do zmiany. Ja i pewnie spora grupa innych kibiców Bayernu zdecydowanie zgodziła się z komentatorem Eurosportu 2 (co rzadkie) i czekała aż na boisku zamelduje się Xherdan Shaqiri. Kiedy wszyscy wypatrywali Pana sędziego technicznego z tablicą przy linii końcowej stało się coś, czego nikt się wtedy nie spodziewał...
W 55 minucie Mueller zaliczył fantastyczną asystę, a bramkę zdobył Toni Kroos. Trzy minuty później zrobiło się już 2:0, a Tomek zrobił akcję w stylu Robbena czy Riberyego. Zrobił to człowiek, który przez prawie godzinę potykał się o własne nogi, a swoje zagrania z pierwszej i początku drugiej połowy skomentował po meczu w ten sposób: "kilka razy zachowałem się jakbym grał w lidze okręgowej".
Mueller celebrujący zdobycie bramki to w tym sezonie częsty obrazek |
Oglądanie Muellera w akcji bywa często bardzo męczące. Obecny sezon przekonuje mnie jednak, że warto przemęczyć się te kilkadzięsiąt minut by kilka razy podnieść ręce w geście tryumfu po bramce lub asyście Tomka. Dopóki wychowanek Bayernu będzie tak efektywny jak dotychczas, to o stylu jego gry można spokojnie zapomnieć.
wtorek, 5 lutego 2013
Wielki przegrany wielkich meczów, czyli historia "Vize-Ballacka"
Tekst był pisany w związku z zakończeniem kariery przez Michaela Ballacka. Warto jednak przypomnieć sobie jego karierę, bo wielu aspektach jest unikalna.
Jeden z najlepszych niemieckich piłkarzy XXI wieku zakończył swoją karierę. Mowa o byłym kapitanie reprezentacji Niemiec - Michaelu Ballacku.
Ballack swoją poważną karierę piłkarską rozpoczął w Chemnitzer FC (obecnie 3.Bundesliga). Dokładnie był to rok 1995, wtedy to 19-letni ,,Misza" podpisał swój pierwszy profesjonalny kontrakt. Już wtedy nazywano go ,,małym cesarzem" nawiązujac do legendy światowej piłki - Franza Beckenbauera. Ballack od najmłodszych lat swojej zawodowej kariery ustawiany był na pozycji środkowego pomocnika. Po dwóch latach spędzonych w Chemnitz przeniósł się do Kaiserslautern, gdzie przez pierwszy sezon był głównie wprowadzany do pierwszego zespołu, co powodowało, że często grywał w rezerwach ,,Czerwonych Diabłów".
Michael Ballack w barwach FC Kaiserslautern |
Kolejny sezon dla Ballacka był o wiele bardziej udany pod względem występów w drużynie. ,,Misza" stał się w Kaiserslautern jednym z najważniejszych ogniw, co pozwoliło mu na debiut w reprezentacji Niemiec ( przeciwko Szkocji ), pierwsze mecze w Lidze Mistrzów, czy premierowe bramki i asysty w Bundeslidze. Dobre występy w K'lautern spowodowały przenosiny Ballacka do drużyny Bayeru Leverkusen za 8 milionów marek.
W tym czasie Ballack stawiał swoje pierwsze kroki w reprezentacji Niemiec. Był w szerokiej kadrze na Mistrzostwa Europy w Holandii i Belgii w 2000 roku, jednak podczas nich zagrał zaledwie 63 minuty.
Jedna z pierwszych wielkich porażek Ballacka w karierze |
Kolejnym ciosem dla Ballacka były Mistrzostwa Świata w Japonii i Korei Płd. ,,Misza" w zespole Rudiego Voellera był jedną z największych gwiazd. Wraz z Oliverem Kahnem poprowadził swoją drużynę aż do finału. Ballack w spotkaniu finałowym nie mógł wystąpić ze względu na ilość żółtych kartek, a jego koledzy polegli w nim z Brazylią. Dla 25-letniego piłkarza była to kolejna wielka porażka.
Ballack był głodny sukcesów. 3 lata spędzone w Leverkusen nie obfitowały w zdobyte trofea, a rozgrywki 2001/2002 przelały czarę goryczy. ,,Misza" po tym katastrofalnie zakończonym się sezonie zdecydował się na transfer do największego giganta w Niemczech i jednego z największych klubów świata - Bayernu Monachium. Transfer wyniósł około 6 milionów euro. W sprawę wchodziły również przenosiny do innej potęgi - Realu Madryt, jednak Ballack zdecydował się wówczas kontynuować karierę w Niemczech.
Prezentacja Michaela Ballacka w koszulce BayernuMonachium |
Warto wrócić jeszcze do Mistrzostw Europy w 2004 roku, które dla Niemców zakończyły się kompletną klęską. Po odpadnięciu w grupie ze stanowiska selekcjonera zwolniony został Rudi Voeller, a jego miejsce zajął Jurgen Klinsmann, który miał poprowadzić niemiecką ekipę na Mistrzostwach Świata odbywających się w Niemczech. Nowy selekcjoner niemieckiej kadry mianował Ballacka na kapitana drużyny.
Dokładnie 15 maja 2006 roku Ballack podpisał kontrakt z Chelsea. Jednak w tamtym okresie Michael miał inne priorytety. Reprezentacja Niemiec przygotowywała się do niezwykle ważnych Mistrzostw Świata, a Ballack miał być jedną z gwiazd turnieju. ,,Misza" w czasie turnieju był w dobrej formie, jednak nie potrafił poprowadzić swojej reprezentacji do końcowego zwycięstwa. W meczach z Ekwadorem i Argentyną został wybierany na zawodnika spotkania, a na koniec turnieju trafił do jedenastki mistrzostw. Była to dla niego jednak marna pociecha, gdyż porażka w półfinałowym spotkaniu w Dortmundzie z Włochami była dla reprezentacji Niemiec ogromnym ciosem. Osłodą był mecz o brązowy medal, który Niemcy wygrali z Portugalią. Ballack turniej zakończył z 5 występami i jedną asystą na koncie.
Ballack w barwach "The Blues" |
Po Mistrzostwach Świata przyszedł czas na nową ligę i nowe wyzwania. Ballack w Chelsea spędził 4 lata. W swoim ostatnim sezonie dla ,,The Blues" zdobył mistrzostwo Anglii. Wcześniej udawało mu się trzykrotnie podnieść Puchar Anglii. Jego największą porażką w Chelsea był finał Ligi Mistrzów z 2008 roku, kiedy to ,,The Blues" z Ballackiem w składzie przegrali po rzutach karnych z Manchesterem United.
W tym samym roku Ballack pojechał ze swoją reprezentacją na Mistrzostwa Europy 2008 w Austrii i Szwajcarii. Niemcy byli jednymi z głównych faworytów całego turnieju, zwłaszcza, że impreza odbywała się bardzo blisko ich kraju. Ten turniej wpisał się niestety w czarną serię kariery "Miszy". Niemcy przegrali dopiero w finale z Hiszpanami. Decydującą bramkę strzelił Fernando Torres.
Załamany Ballack po finale z Hiszpanią |
Po wygaśnięciu umowy z Chelsea Ballack zdecydował się na powrót do Bundesligi, a dokładnie do swojej byłej drużyny - Bayeru Leverkusen. Zadaniem ,,Miszy" było odbudowanie formy po kontuzji i powrót do reprezentacji. Już na początku rozgrywek Ballack miał problemy zdrowotne. Łącznie w pierwszym sezonie po powrocie do ,,Aptekarzy" rozegrał zaledwie 17 spotkań w Bundeslidze. Mimo sporych problemów z regularną grą Ballack domagał się powołania do reprezentacji, jednak Joachim Loew nie widział dla niego miejsca w kadrze. W międzyczasie doszło do kilku sprzeczek medialnych pomiędzy Philippem Lahmem, a Michaelem Ballackiem. Były kapitan mówił głośno o tym, że po powrocie do reprezentacji opaska kapitańska będzie mu się należała. Zawodnik Bayernu Monachium kontrował starszego kolegę, że najpierw to on musi do reprezentacji wrócić, a potem zastanawiać się, kto będzie jej kapitanem. Lahm potwierdzał również, że nie ma zamiaru oddawać jej Ballackowi, nawet po jego ewentualnym powrocie. 16 lipca 2011 roku trener Joachim Loew zaproponował Michaelowi Ballackowi, jako zasłużonemu reprezentantowi i byłemu kapitanowi, mecz pożegnalny. Miał on się odbyć 10 sierpnia, a przeciwnikiem miała być Brazylia. Ballack skrytykował Loewa, a całą propozycję ocenił jako ,,farsę". Ballack w niemieckim trykocie już nigdy nie zagrał, a jego licznik zatrzymał się na 98 występach w reprezentacji w których zdobył 42 gole.
Prezentacja "Miszy" w Leverkusen po powrocie z Anglii |
Kibice i media widzą w Ballacku wielkiego przegranego. Tytuły mistrzowskie w Anglii i Niemiec są niezwykle ważne i prestiżowe, jednak każdy z piłkarzy chce osiągnąć coś na arenie międzynarodowej. Ballack, mimo wielu szans, nigdy tego nie dokonał.
Po informacji o zakończeniu kariery przez Ballacka można było przeczytać wiele komentarzy kibiców niemieckich, którzy określali go mianem ,,Vize-Ballack" czy ,,wiecznie przegrany". Jest w tym sporo racji, gdyż Ballack w swojej karierze przegrał mnóstwo wielkich meczów. Wszystko rozpoczęło się w 2002 roku i jego pierwszy przegrany finał Ligi Mistrzów w barwach Bayeru Leverkusen z Realem Madryt. W tym samym roku doszło do kolejnego ciosu, tym razem przegrany finał z Brazylią na Mistrzostwach Świata w Japonii i Korei Południowej. Klęska na Mistrzostwach Europy w Portugalii, przegrany półfinał z Włochami w Mistrzostwach Świata w 2006 roku, porażka w barwach Chelsea w finale Ligi Mistrzów z Manchesterem United, czy w końcu finałowa porażka z Hiszpanią na Euro 2008. Można rzec, że Ballack był wielkim piłkarzem, ale nigdy nie potrafił wygrywać swoich najważniejszych meczów.
poniedziałek, 4 lutego 2013
Co z tym Schalke?
Tragedia, blamaż i wielkie rozczarowanie. Tak trzeba określić ostatnie tygodnie, a nawet miesiące w wykonaniu piłkarzy Schalke 04 Gelsenkirchen. Drużyna z Zagłębia Ruhry w ostatnich jedenastu spotkaniach Bundesligi wygrała zaledwie dwa razy.
Schalke jeszcze pod wodzą Huuba Stevensa sezon rozpoczęło udanie. Swego czasu to właśnie drużyna z Gelsenkirchen była za plecami Bayernu Monachium, który od pierwszej kolejki jest liderem Bundesligi. Niezła forma w Bundeslidze pozytywnie oddziaływała na wyniki "Königsblauen" w Lidze Mistrzów. Niestety dla kibiców Schalke dobra forma ich pupili skończyła się na początku listopada i trwa do dnia dzisiejszego.
Były trener Schalke 04 Gelsenkirchen - Huub Stevens |
Przed objęciem posady trenera Schalke Jens Keller miał na koncie zaledwie trzynaście spotkań w roli szkoleniowca drużyny Bundesligi (w VfB Stuttgart). |
Już w grudniu pojawiały się plotki, kto może objąć posadę trenera klubu z Gelsenkirchen. Osobiście miałem (i mam dalej) jedynego kandydata na to stanowisko. Mowa o Thomasie Tuchelu, który robi fantastyczną pracę w Moguncji. Dla najmłodszego obecnie trenera w Bundeslidze byłby to niewątpliwie duży krok w karierze trenerskiej. O wiele większy budżet transferowy, znacznie lepsi piłkarze, ale i zdecydowanie większe oczekiwania byłyby (a moim zdaniem będą) prawdziwym sprawdzianem dla 39-letniego trenera FSV Mainz.
Innymi kandydatami byli, a być może dalej są, Roberto di Matteo, czy Martin Jol. Ja jestem jednak w pełni przekonany, że sezon 2013/2014 na ławce trenerskiej Schalke rozpocznie Thomas Tuchel. Zwłaszcza, że Horst Heldt (dyrektor sportowy S04) dzisiaj po raz kolejny potwierdził, że Keller zostanie w Schalke do końca sezonu.
Przyszły trener "Königsblauen" Thomas Tuchel? |
Na miejscu kibiców Schalke nie martwiłbym się jednak o Ligę Mistrzów. Największym problemem dla nich jest Bundesliga. Schalke zajmuje obecnie dopiero szóstą pozycję i do czwartego miejsca, które gwarantuje grę w 4. rundzie eliminacji LM traci już 7 punktów. Brak gry w następnej edycji Champions League byłoby ogromną katastrofą dla wszystkich ludzi związanych z Schalke. Wszystko wiążę się oczywiście z pieniędzmi z którymi w klubie z Gelsenkirchen nie jest najlepiej. Dodatkowo taki scenariusz byłby sporą rysą na reputacji klubu.
I teraz pytanie do bossów Schalke. Czy Jens Keller da radę poprowadzić drużynę do PRZYNAJMNIEJ czwartego miejsca na koniec sezonu? Ja podchodzę do tej sprawy pesymistycznie, co nie zmienia faktu, że będę mu w tym kibicował. Oczywiście nie od zbliżającej się kolejki, kiedy to mój ukochany Bayern zagra u siebie z "Königsblauen". Niech swoją drogę po LM Schalke rozpocznie od meczu w Moguncji.
A dlaczego kibic Bayernu będzie wierzył w dobre wyniki odwiecznego rywala? Bo chcę aby Bundesligę w Europie reprezentowały najmocniejsze zespoły. A o tym, że Schalke w przyszłym sezonie będzie zdecydowanie silniejsze, jestem święcie przekonany. A ten początek drogi po LM dla klubu z Zagłębia Ruhry niech będzie symboliczny. Rozpocznie się on od rywalizacji z FSV Mainz, czyli moim zdaniem, z klubem przyszłego coacha "Königsblauen".
Transfery zimowe w Bundeslidze, czyli nuda z kilkoma niespodziankami
Zimowe okienka transferowe w Bundeslidze rzadko należą do ciekawych. Podobnie było w tym roku, jednak nie obyło się bez kilku ciekawych akcentów. Poniżej przedstawiam najciekawsze ruchy transferowe w niemieckich klubach.
Niewątpliwie największym wydarzeniem stycznia w Bundeslidze była wiadomość o zatrudnieniu Pepa Guardioli przez Bayern Monachium. Hiszpański trener do drużyny rekordowego mistrza Niemiec dołączy dopiero po zakończeniu sezonu. Bawarczycy podczas zimowego okienka transferowego byli bardzo pasywni, do czego już dawno zdążyli przyzwyczaić swoich kibiców. Jedynym ruchem, który jest wart odnotowania jest zakontraktowanie utalentowanego środkowego obrońcy FSV Mainz Jana Kirchhoffa, który na zasadzie wolnego transferu trafi do Monachium w tym samym czasie co Pep Guardiola. W styczniu z Monachium wypożyczony został również Mitchell Weiser, który do końca sezonu będzie grać w FC Kaiserslautern.
O wiele ciekawiej pod względem transferów było w Dortmundzie. Do drużyny Borussii wrócił Nuri Sahin, który po nieudanym czasie w Madrycie i Liverpoolu zdecydował się na powrót do swojego ukochanego klubu. - Jestem bardzo szczęśliwy, że znów jestem w domu - mówił na oficjalnej konferencji wychowanek Borussii. 24-latek został wypożyczony z Realu Madryt na półtora roku z możliwością pierwokupu (mówi się tu o 6 milionach euro). Zimą z Borussii odszedł natomiast Ivan Perisić, co dla nikogo nie było dużym zaskoczeniem. Niezadowolony ze swojej pozycji w zespole Chorwat przeszedł za 7,5 miliona euro do VfL Wolfsburg. Drużynę Kloppa opuścił też Chris Loewe, który za pół miliona euro przeniósł się do do drużyny FC Kaiserslautern.
Do drużyny Bayeru Leverkusen doszedł tylko jeden zawodnik. Mowa oczywiście o Arkadiuszu Miliku, który do "Aptekarzy" trafił za 2,6 miliona euro z Górnika Zabrze. Z drużyną prowadzoną przez Samiego Hyypie i Saschę Lewandowksiego pożegnał się min. Renato Augusto, który za 3,5 miliona euro wrócił do swojej ojczyzny do zespołu Corinthias.
Sporo działo się w zespole rewelacji rundy jesiennej Bundesligi. Do drużyny Eintrachtu wrócił Marco Russ, który w przeszłości występował już we Frankfurcie. Russ do drużyny Armina Veha został wypożyczony do końca sezonu z VfL Wolfsburg z możliwością pierwokupu. Innym piłkarzem wypożyczonym z Wolfsburga do zespołu holenderskiego szkolewnioca jest Srdjan Lakić, który też posiada w kontrakcie opcję pierwokupu. W styczniu z Eintrachtem pożegnało się wielu piłkarzy, min. do Celty Vigo wypożyczony został Vadim Demidov, a do TSV 1860 Monachium przeniósł się na zasadzie wypożyczenia Rob Friend.
Do ważnej zmiany doszło w zespole FSV Mainz. Moguncję opuścił na rzecz TSG 1899 Hoffenheim Eugen Polański, którego natychmiastowo zastąpiono reprezentantem Danii Nikim Zimlingiem, który do drużyny Thomasa Tuchela przeniósł się z Bruggii. Z zespołu wypożyczony został Malik Fathi, który rundą wiosenną spędzi w TSV 1860 Monachium.
Jeden z hitowych transferów zimowych w Niemczech miał miejsce w Gelsenkirchen. Zespół opuścił Lewis Holtby, który pierwotnie miał przenieść się do Tottenhamu Hotspur dopiero latem na zasadzie wolnego transferu. Ostatecznie Niemiec do Anglii trafił już w styczniu za około 1,5 miliona euro. W jego miejsce ściągnięto 29-letniego Michela Bastosa z Olympique Lyon, który w Schalke występować będzie na zasadzie półtora rocznego wypożyczenia z możliwością pierwokupu. Do zespołu z Zagłębia Ruhry dołączyło również dwóch innych Brazylijczyków. Z wypożyczenia do Fuerth wrócił Edu, natomiast Raffael z Dynama Kijów będzie grał w Gelsenkirchen do końca sezonu. Schalke zapewniło sobie opcję wykupu byłego piłkarza min. Herthy Berlin już latem. Działacze Schalke zdecydowali się również wypożyczyć 23-letniego Sergio Escudero do Getafe FC.
Ciekawie było też w Sinsheim. Drużynę TSG 1899 Hoffenheim czeka na wiosnę rozpaczliwa walka o utrzymanie. Działacze klubu zdecydowali się wzmocnić kadrę kilkoma zawodnikami. Do ekipy Marco Kurza dołączyło aż sześciu piłkarzy. Wypożyczony został Igor de Camargo z Borussii M'gladbach, który nie potrafił dogadać się z trenerem "Źrebaków" Lucienem Favrem. Do zespołu na zasadzie wypożyczenia dołączył również Huerlho Gomes z Tottenhamu Hotspur, który ma za zadanie zastąpić będącego w słabej formie Tima Wiesa. W ekipie "Wieśniaków" oglądać będziemy mogli również reprezentanta Polski Eugena Polańskiego, który do Sinsheim trafił za 2 mliony euro z FSV Mainz. Do TSG 1899 Hoffnheim trafili też David Abraham z Getafe FC, Afiyie Acquah z Parmy i reprezentant Peru Luis Adinvucla ze Sportingu Lima.
Wiele roboty w styczniu miał Klaus Allofs, który wraz z Dieterem Heckingiem musiał podjąć decyzję o odejściu kilku piłkarzy. Drużynę z Wolfsburga w zimowym okienku transferowym opuściło dziewięciu piłkarzy, a aż ośmiu z nich zostało wypożyczonych. Jedynym z którym rozwiązano kontrakt był Chorwat Hrvoje Cale. Na zasadzie wypożyczenia klub opuścili: Rasmus Jonsson (FSV Frankfurt), Michael Schulze (Energie Cottbus), Srdjan Lakić (Eintracht Frankfurt), Mateusz Klich (PEC Zwolle), Giovanni Sio (Sochaux), Felipe Lopes (VfB Stuttgart) oraz Emanuel Pogatetz (West Ham United). Jedynym wzmocnieniem "Wilków" był wspomniany wcześniej Ivan Persić.
Do kilku ciekawych zmian doszło w Stuttgarcie. Kontrakt do 2015 roku z VfB przedłużył trener Bruno Labbadia. "Szwabów" opuścił doświadczony Meksykańczyk Maza, który zdecydował się na powrót do ojczyzny do Club America. Z zespołem ze Stuttgartu pożegnał się też Zdravko Kuzmanović, który nie potrafił wywalczyć sobie miejsca w podstawowym składzie. Serb przeniósł się za 1,2 miliona euro do Interu Mediolan. Do zespołu trenera Labbadii sciągnięto na zasadzie wypożyczenia Frederico Machedę z Manchesteru United. Innym ciekawym piłkarzem, który na wiosnę będzie reprezentował barwy VfB jest reprezentant Rumunii Alexandru Maxim, który ostatnie lata spędził w Pandurii Târgu Jiu.
Jednym z najaktywniejszych niemieckich klubów w zimowym okienku transferowym był Hannover 96. Do zespołu Mirko Slomki trafiło aż czterech nowych piłkarzy. Najgłośniejszym nazwiskiem jest Johan Djourou, którego zespół z Hanoweru wypożyczył do końca sezonu z Arsenalu Londyn. Do Hannoveru 96 ściągnięto również Sebastiana Pocognoliego ze Standardu Liege, który do Niemiec trafił za 2 miliony euro. Do kadry zespołu trenera Slomki dołączył też Brazylijczyk Franca z Coritiby oraz utalentowany Andre Hoffmann z MSV Duisburg.
Innymi wartymi odnotowania transferami jest przyjście Japończyka Mu Kanazakiego do FC Nuernberg, który ma stworzyć zgrany ofensywny duet ze swoim rodakiem Hiroshim Kiyotake. Do Bundesligi trafił też Michael Parkhurst. Reprezentant Stanów Zjednoczonych występować będzie w FC Augsburg.
Łącznie kluby niemieckie w zimowym okienku transferowym wydały 38,6 miliona euro. Ich zarobek w styczniu wyniósł 23,5 miliona euro. Poniżej przedstawiamy najsilniejszą jedenastkę transferową, która została stworzona spośród wszystkich piłkarzy, którzy trafił do któregoś z klubów Bundesligi.
Niewątpliwie największym wydarzeniem stycznia w Bundeslidze była wiadomość o zatrudnieniu Pepa Guardioli przez Bayern Monachium. Hiszpański trener do drużyny rekordowego mistrza Niemiec dołączy dopiero po zakończeniu sezonu. Bawarczycy podczas zimowego okienka transferowego byli bardzo pasywni, do czego już dawno zdążyli przyzwyczaić swoich kibiców. Jedynym ruchem, który jest wart odnotowania jest zakontraktowanie utalentowanego środkowego obrońcy FSV Mainz Jana Kirchhoffa, który na zasadzie wolnego transferu trafi do Monachium w tym samym czasie co Pep Guardiola. W styczniu z Monachium wypożyczony został również Mitchell Weiser, który do końca sezonu będzie grać w FC Kaiserslautern.
O wiele ciekawiej pod względem transferów było w Dortmundzie. Do drużyny Borussii wrócił Nuri Sahin, który po nieudanym czasie w Madrycie i Liverpoolu zdecydował się na powrót do swojego ukochanego klubu. - Jestem bardzo szczęśliwy, że znów jestem w domu - mówił na oficjalnej konferencji wychowanek Borussii. 24-latek został wypożyczony z Realu Madryt na półtora roku z możliwością pierwokupu (mówi się tu o 6 milionach euro). Zimą z Borussii odszedł natomiast Ivan Perisić, co dla nikogo nie było dużym zaskoczeniem. Niezadowolony ze swojej pozycji w zespole Chorwat przeszedł za 7,5 miliona euro do VfL Wolfsburg. Drużynę Kloppa opuścił też Chris Loewe, który za pół miliona euro przeniósł się do do drużyny FC Kaiserslautern.
Do drużyny Bayeru Leverkusen doszedł tylko jeden zawodnik. Mowa oczywiście o Arkadiuszu Miliku, który do "Aptekarzy" trafił za 2,6 miliona euro z Górnika Zabrze. Z drużyną prowadzoną przez Samiego Hyypie i Saschę Lewandowksiego pożegnał się min. Renato Augusto, który za 3,5 miliona euro wrócił do swojej ojczyzny do zespołu Corinthias.
Sporo działo się w zespole rewelacji rundy jesiennej Bundesligi. Do drużyny Eintrachtu wrócił Marco Russ, który w przeszłości występował już we Frankfurcie. Russ do drużyny Armina Veha został wypożyczony do końca sezonu z VfL Wolfsburg z możliwością pierwokupu. Innym piłkarzem wypożyczonym z Wolfsburga do zespołu holenderskiego szkolewnioca jest Srdjan Lakić, który też posiada w kontrakcie opcję pierwokupu. W styczniu z Eintrachtem pożegnało się wielu piłkarzy, min. do Celty Vigo wypożyczony został Vadim Demidov, a do TSV 1860 Monachium przeniósł się na zasadzie wypożyczenia Rob Friend.
Do ważnej zmiany doszło w zespole FSV Mainz. Moguncję opuścił na rzecz TSG 1899 Hoffenheim Eugen Polański, którego natychmiastowo zastąpiono reprezentantem Danii Nikim Zimlingiem, który do drużyny Thomasa Tuchela przeniósł się z Bruggii. Z zespołu wypożyczony został Malik Fathi, który rundą wiosenną spędzi w TSV 1860 Monachium.
Jeden z hitowych transferów zimowych w Niemczech miał miejsce w Gelsenkirchen. Zespół opuścił Lewis Holtby, który pierwotnie miał przenieść się do Tottenhamu Hotspur dopiero latem na zasadzie wolnego transferu. Ostatecznie Niemiec do Anglii trafił już w styczniu za około 1,5 miliona euro. W jego miejsce ściągnięto 29-letniego Michela Bastosa z Olympique Lyon, który w Schalke występować będzie na zasadzie półtora rocznego wypożyczenia z możliwością pierwokupu. Do zespołu z Zagłębia Ruhry dołączyło również dwóch innych Brazylijczyków. Z wypożyczenia do Fuerth wrócił Edu, natomiast Raffael z Dynama Kijów będzie grał w Gelsenkirchen do końca sezonu. Schalke zapewniło sobie opcję wykupu byłego piłkarza min. Herthy Berlin już latem. Działacze Schalke zdecydowali się również wypożyczyć 23-letniego Sergio Escudero do Getafe FC.
Ciekawie było też w Sinsheim. Drużynę TSG 1899 Hoffenheim czeka na wiosnę rozpaczliwa walka o utrzymanie. Działacze klubu zdecydowali się wzmocnić kadrę kilkoma zawodnikami. Do ekipy Marco Kurza dołączyło aż sześciu piłkarzy. Wypożyczony został Igor de Camargo z Borussii M'gladbach, który nie potrafił dogadać się z trenerem "Źrebaków" Lucienem Favrem. Do zespołu na zasadzie wypożyczenia dołączył również Huerlho Gomes z Tottenhamu Hotspur, który ma za zadanie zastąpić będącego w słabej formie Tima Wiesa. W ekipie "Wieśniaków" oglądać będziemy mogli również reprezentanta Polski Eugena Polańskiego, który do Sinsheim trafił za 2 mliony euro z FSV Mainz. Do TSG 1899 Hoffnheim trafili też David Abraham z Getafe FC, Afiyie Acquah z Parmy i reprezentant Peru Luis Adinvucla ze Sportingu Lima.
Wiele roboty w styczniu miał Klaus Allofs, który wraz z Dieterem Heckingiem musiał podjąć decyzję o odejściu kilku piłkarzy. Drużynę z Wolfsburga w zimowym okienku transferowym opuściło dziewięciu piłkarzy, a aż ośmiu z nich zostało wypożyczonych. Jedynym z którym rozwiązano kontrakt był Chorwat Hrvoje Cale. Na zasadzie wypożyczenia klub opuścili: Rasmus Jonsson (FSV Frankfurt), Michael Schulze (Energie Cottbus), Srdjan Lakić (Eintracht Frankfurt), Mateusz Klich (PEC Zwolle), Giovanni Sio (Sochaux), Felipe Lopes (VfB Stuttgart) oraz Emanuel Pogatetz (West Ham United). Jedynym wzmocnieniem "Wilków" był wspomniany wcześniej Ivan Persić.
Do kilku ciekawych zmian doszło w Stuttgarcie. Kontrakt do 2015 roku z VfB przedłużył trener Bruno Labbadia. "Szwabów" opuścił doświadczony Meksykańczyk Maza, który zdecydował się na powrót do ojczyzny do Club America. Z zespołem ze Stuttgartu pożegnał się też Zdravko Kuzmanović, który nie potrafił wywalczyć sobie miejsca w podstawowym składzie. Serb przeniósł się za 1,2 miliona euro do Interu Mediolan. Do zespołu trenera Labbadii sciągnięto na zasadzie wypożyczenia Frederico Machedę z Manchesteru United. Innym ciekawym piłkarzem, który na wiosnę będzie reprezentował barwy VfB jest reprezentant Rumunii Alexandru Maxim, który ostatnie lata spędził w Pandurii Târgu Jiu.
Jednym z najaktywniejszych niemieckich klubów w zimowym okienku transferowym był Hannover 96. Do zespołu Mirko Slomki trafiło aż czterech nowych piłkarzy. Najgłośniejszym nazwiskiem jest Johan Djourou, którego zespół z Hanoweru wypożyczył do końca sezonu z Arsenalu Londyn. Do Hannoveru 96 ściągnięto również Sebastiana Pocognoliego ze Standardu Liege, który do Niemiec trafił za 2 miliony euro. Do kadry zespołu trenera Slomki dołączył też Brazylijczyk Franca z Coritiby oraz utalentowany Andre Hoffmann z MSV Duisburg.
Innymi wartymi odnotowania transferami jest przyjście Japończyka Mu Kanazakiego do FC Nuernberg, który ma stworzyć zgrany ofensywny duet ze swoim rodakiem Hiroshim Kiyotake. Do Bundesligi trafił też Michael Parkhurst. Reprezentant Stanów Zjednoczonych występować będzie w FC Augsburg.
Łącznie kluby niemieckie w zimowym okienku transferowym wydały 38,6 miliona euro. Ich zarobek w styczniu wyniósł 23,5 miliona euro. Poniżej przedstawiamy najsilniejszą jedenastkę transferową, która została stworzona spośród wszystkich piłkarzy, którzy trafił do któregoś z klubów Bundesligi.
Huerlho Gomes (TSG 1899 Hoffenheim) - Michael Parkhurst (FC Augsburg), Johan Djourou (Hannover 96), David Abraham (TSG 1889 Hoffenheim), Sebastien Pocognoli (Hannover 96) - Niki Zimling (FSV Mainz), Nuri Sahin (Borussia Dortmund), Ivan Perisić (VfL Wolfsburg), Mu Kanazaki (FC Nuernberg), Michel Bastos (Schalke 04 Gelsenkirchen) - Igor de Camargo (TSG 1899 Hoffenheim)
Guten Tag Guardiola, auf Wiedersehen Robben?
Czy to ostatnie miesiące Arjena Robbena w Monachium? Holender przez problemy z kontuzjami opuścił zdecydowaną większość spotkań w obecnym sezonie. Czy wieczny rekonwalescent jest jeszcze potrzebny Bayernowi?
Statystki Robbena w Monachium powalają na kolana. Niestety dla Holendra to nie one są jego wizytówką. Ilość opuszczonych spotkań przez "Latającego Holendra" w ciągu sezonu jest zdecydowanie za duża. Władze, trenerzy i kibice Bayernu przyzwyczaili się, że Robben to doskonały piłkarz, ale co najwyżej na jedną rundę. Czy taki zawodnik będzie potrzebny Pepowi Guardioli?
Mimo, że Robben rozegrał w tym sezonie w barwach Bayernu zaledwie 900 minut (dla przykładu Thomas Mueller z którym Arjen walczy o miejsce w składzie spędził na boisku już ponad 2300 minut), to można było dostrzec dużą zmianę w stylu jego gry. Wielka krytyka min. ze strony legendarnego Franza Beckenbauera i tragiczna końcówka sezonu 2011/2012 (przestrzelony karny w decydującym spotkaniu z Borussią i w finale LM z Chelsea) miała widoczny wpływ na Holendra. Robben, który słynął ze swoich zejść ze skrzydła na swoją magiczną lewą nogę zaczął coraz częściej próbować wrzucać piłkę w pole karne. W sytuacjach w których "stary" Arjen za wszelką cenę chciałby zdobyć bramkę to już ten "nowy" stara się dostrzec lepiej ustawionych kolegów. Egoizm boiskowy, o którym jeszcze niedawno były gracz min. Realu Madryt i Chelsea Londyn mówił "jest moją siłą" znikł.
Poza problemami z kontuzjami, które mogą nie przypaść do gustu Guardioli, Robben ma jeszcze innne cechy, które niekoniecznie będą pozytywnie odbierane przez Hiszpana. Obecny trener Bayernu Jupp Heynckes powiedział kiedyś o Holenderze, że "kiedy będzie zdrowy, to będzie u mnie grał". 67-letni trener musiał tych słów bardzo żałować. Wystarczy przypomnieć sobie sytuację z początku 2012 roku, kiedy to Robben wrócił do drużyny po długiej kontuzji. Heynckes w kilku pierwszych spotkaniach wpuszczał swojego holenderskiego skrzydłowego tylko z ławki, co bardzo rozwścieczyło piłkarza Bayernu. W niemieckich mediach rozpętała się prawdziwa burza, której głównym aktorem był właśnie Holender. Robben nie mógł zrozumieć, dlaczego trener na niego nie stawia. Wielka krytyka zachowania reprezentanta Holandii w niemieckich mediach doprowadziła nawet do tego, że przez pewien czas przestał on z nimi rozmawiać, a wywiadów udzielał tylko dziennikarzom ze swojego kraju. Sprawa po jakimś czasie ucichła.
Statystki Robbena w Monachium powalają na kolana. Niestety dla Holendra to nie one są jego wizytówką. Ilość opuszczonych spotkań przez "Latającego Holendra" w ciągu sezonu jest zdecydowanie za duża. Władze, trenerzy i kibice Bayernu przyzwyczaili się, że Robben to doskonały piłkarz, ale co najwyżej na jedną rundę. Czy taki zawodnik będzie potrzebny Pepowi Guardioli?
Po ogłoszeniu zakontrakowania hiszpańskiego trenera przez rekordowego mistrza Niemiec przez internet przelała się fala różnych kpiących obrazków, które miały jeden przekaz: gdy Arjen Robben dowiedział się o przyjściu Guardioli, natomiast zażądał transferu do innego klubu, wszystko spowodowane jest oczywiście wymogiem byłego trenera FC Barcelony, który chce aby jego piłkarze wymieniali jak największą ilość podań. Jednak czy otoczka "egoisty" wokół holenderskiego skrzydłowego jest jeszcze aktualna?
Poza problemami z kontuzjami, które mogą nie przypaść do gustu Guardioli, Robben ma jeszcze innne cechy, które niekoniecznie będą pozytywnie odbierane przez Hiszpana. Obecny trener Bayernu Jupp Heynckes powiedział kiedyś o Holenderze, że "kiedy będzie zdrowy, to będzie u mnie grał". 67-letni trener musiał tych słów bardzo żałować. Wystarczy przypomnieć sobie sytuację z początku 2012 roku, kiedy to Robben wrócił do drużyny po długiej kontuzji. Heynckes w kilku pierwszych spotkaniach wpuszczał swojego holenderskiego skrzydłowego tylko z ławki, co bardzo rozwścieczyło piłkarza Bayernu. W niemieckich mediach rozpętała się prawdziwa burza, której głównym aktorem był właśnie Holender. Robben nie mógł zrozumieć, dlaczego trener na niego nie stawia. Wielka krytyka zachowania reprezentanta Holandii w niemieckich mediach doprowadziła nawet do tego, że przez pewien czas przestał on z nimi rozmawiać, a wywiadów udzielał tylko dziennikarzom ze swojego kraju. Sprawa po jakimś czasie ucichła.
W tym samym okresie rozgrywała się gra wokół nowego kontraktu Robbena. Stosunek Arjena do nowej umowy był przez długi czas nieznany, co niepokoiło wielu kibiców Bayernu. Jedynymi spokojnymi w tej sprawie byli bossowie Bayernu, którzy z Karl-Heinzem Rummenigge na czele zapewniali, że do podpisania nowego kontraktu dojdzie. W międzyczasie holenderski skrzydłowy wziął udział w kolejnym skandalu. Podczas pierwszego meczu w półfinale Ligi Mistrzów z Realem Madryt doszło między nim a Franckiem Riberym do sprzeczki. Skutkiem całej sytuacji był guz na głowie Robbena i wysoka kara finansowa Francuza. Negatywne emocje był jednak studzone przez dobrą grę Bayernu, która zaprowadziła ich do upragnionego finału LM na Allianz Arenie. Tuż przed finałen klub z Bawarii ogłosił, że Robben przedłużył swój kontrakt do 2015 roku.
Nie jest tajemnicą, że Guardiola nie lubi piłkarzy konfliktowych. Przykładem tego są Samuel Eto'o czy Zlatan Ibrahimović, którzy nie potrafili znaleźć wspólnego języka z hiszpańskim trenerem. Obaj przez to musieli szybko pożegnać się z "Dumą Katalonii". Robben na pewno do takiej grupy zawodników należy. Spekulacje transferowe, które dotyczą wielkich pieniędzy jakie podobno Guardiola ma otrzymać od Bayernu na nowych piłkarzy, mogą doprowadzić do tego, że Hiszpan będzie chciał zrobić małą rewolucję w kadrze rekordowego mistrza Niemiec. Wydaje się, że jednym z piłkarzy "do odstrzału" może być Arjen Robben.
Subskrybuj:
Posty (Atom)