Bayern Monachium pokonał FC Barcelona 4:0 w pierwszym spotkaniu półfinału Ligi Mistrzów. Rozpocząłem banalnie i pewnie tak by było gdybym napisał jeszcze, że jestem niesamowicie zadowolony i rewanż w Hiszpanii będzie tylko formalnością. Niestety tak nie będzie...
O ile zdenerwowanie przed wtorkowym spotkaniem mogło być naprawdę spore, to mogę zapewnić, że te w przyszłym tygodniu będzie na podobnym poziomie. Trudno obawiać się, że "Barca" zmieni swój styl o 180 stopni i że Bayern z pędzącego pociągu zamieni się w niebieskie Seicento. Odpadnięcie Bayernu po takim wyniku pierwszego spotkania byłoby czymś niezrozumiałym. Chociaż, jak przypomni się finał z zeszłego roku...Nie wspominajmy o tym. Bawarczycy muszą awansować i tyle. W czym więc jest problem?
Philipp Lahm, Dante, Bastian Schweinsteiger, Javi Martinez, Luiz Gustavo i Mario Gomez - co łączy tych piłkarzy? Każdy z nich może nie zagrać w finałowym spotkaniu na Wembley z powodu żółtych kartek. Głupi faul taktyczny, gra aktorska kogoś z "Barcy" (jakże to prawdopodobne) i któreś z ważnych ogniw Bayernu nie zagra w w maju w Londynie. Bez "Bastiego" czy kapitana Lahma w finale LM? Ciężko to sobie wyobrazić, nawet przy tak szerokiej kadrze zespołu Juppa Heynckesa.
Równie ciężko znaleźć dobre rozwiązanie w tej sytuacji. Przeczytałem ostatnio bardzo dobry pomysł jednego z forumowiczów, który zaproponował oddać walkowera. Pomysł genialny. Barcelona wygrywa 3:0, ale w kontekście awansu nic jej to nie daje, a wszyscy piłkarze Bayernu bez stresu o kartki są w finale. Szkoda, że to niemożliwe..
Na Camp Nou trzeba zagrać i to trzeba zagrać bardzo dobrze i z wielkim zaangażowaniem. Szybki strzelony gol przez Messiego i spółkę może obudzić w Katalonii jakiś promyk nadziei. Bayern nie może do tego dopuścić. Bramka dla Bawarczyków oznacza niemal koniec rywalizacji. Do tego trzeba dążyć. Wszystko wydawałoby się tak proste i przyjemne do zrealizowania, ale gdzieś z tyłu głowy kilku piłkarzy będzie to, że mały błąd, głupi faul i marzenia o grze na Wembley któregoś z nich prysną.
Co więc ma zrobić Jupp Heynckes? Trudno cokolwiek wymyślić. Z jednej strony trzeba pamiętać, że czeka Bayern arcytrudny mecz na Camp Nou, a z drugiej wynik jest tak doskonały, że trudno sobie wyobrazić, że mistrzowie Niemiec mogą jeszcze odpaść. Zdania wśród kibiców są podzielone.
Osobiście jestem za wystawieniem możliwe jak najlepszej jedenastki (z Lahmem, Dante, "Bastim" i Javim). Cała czwórka gwarantuje najwyższy poziom i pewny awans do kolejnej rundy, ale...No właśnie. Każdy z nich musi mieć świadomość, że trzeba grać możliwie jak najczyściej, co przy niezwykle szybkich i znakomitych technicznie piłkarzach "Barcy"może być trudne.
Jak zminimalizować ryzyko dostania żółtej kartki? Sposób jest prosty, a w tekście była już o nim mowa. Możliwie jak najszybszciej strzelony gol zakończy już na dobre rywalizację. Wtedy Jupp Heynckes będzie mógł przeprowadzić pierwsze zmiany (jak dla mnie nie ma innej możliwości, jak ściągnięcie z boiska Schweinsteigera i Martineza, którzy są absolutnie genialnym duetem, obecnie najlepszym na świecie jeżeli chodzi o pozycję defensywnych pomocników).
Na koniec nie da się nie wspomnieć o wyczynie Borussii Dortmund, który mógł zszokować wielu. Ukłony przed Robertem Lewandowskim, który został absolutną gwiazdą piłki nożnej tego tygodnia na całym świecie. Polscy kibice mogą się cieszyć, że skończyły się czasy, kiedy każdy czekał na to, czy w Olympiakosie Pireus zagra Michał Żewłakow, albo czy Kamil Kosowski wystąpi przez kilka minut w APOELu Nikozja (mowa o rozgrywkach LM). "Lewy" strzela w BVB od dawna. Ale dopiero ten rok, ta edycja Ligi Mistrzów musi uświadomić wszystkim jedno - na naszych oczach tworzy (a raczej odradza) się nowy klub, który może być postrachem dla największych w Europie. Mnie najbardziej cieszy fakt, że to zespół z Bundesligi.
I dla porównania. W zespole Borussii Dortmund, prawdopodobnego finalisty, zagrożony ewentualnym zawieszeniem jest rezerwowy Kevin Grosskreutz, jakiej klasy to piłkarz, nie muszę nikomu opowiadać. Niemiecki finał w Londynie? Anglicy pewnie niezwykle się cieszą.... Nie El Classico, a der Klassiker, czyż to nie lepiej brzmi?
czwartek, 25 kwietnia 2013
czwartek, 11 kwietnia 2013
Co to będą za półfinały!
Bayern Monachium, Borussia Dortmund, FC Barcelona i Real Madryt. Jakich par z tej czwórki byśmy nie stworzyli to czekają nas kapitalne cztery mecze półfinałowe. Piątkowe losowanie niczego nie zmieni i nie zepsuje. Już w kwietniu cały piłkarski świat będzie zachwycał się pojedynkami czterech najlepszych zespołów Europy.
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że w tej czwórce półfinałowej mamy trzy drużyny zdecydowanie najmocniejsze i najlepsze na Starym Kontynencie. Mowa oczywiście o Bayernie Monachium, FC Barcelona i Realu Madryt. Są to ekipy, które od początku były stawiane w roli największych faworytów tegorocznej Ligi Mistrzów. Nikt się nie pomylił - wszystkie są dalej w grze, co oznacza, że na Wembley zobaczymy najprawdopodobniej starcie prawdziwych gigantów.
Obok wielkich faworytów jest Borussia Dortmund, czyli czarny koń całego turnieju. Ekipa Kloppa wydaje się być najsłabsza w stawce, ale to powoduje, że będzie jeszcze bardziej niebezpieczna i nieprzewidywalna. BVB uwielbia grać z teoretycznie mocniejszym przeciwnikiem. Borussia pokazała w meczach z Bayernem, czy tych grupowych z Realem i City, że w pojedynkach z faworytami czuje się doskonale i to w takich spotkaniach pokazuje pełnie swoich możliwości. Teraz nie będzie inaczej. Kto trafi na Borussię ten musi być przygotowany na bardzo trudne zadanie.
Ciężko wyciągać wnioski z meczu z Malagą. Borussia była faworytem, Borussia musiała i na Borussię każdy stawiał. Presja na piłkarzach Kloppa była ogromna i było to widać od pierwszej minuty spotkania. BVB szczęśliwie, ale jest w półfinale. Piękny sen BVB trwa dalej i teraz ten zespół nie ma już nic do stracenia. Warto podkreślić to jeszcze raz - Borussia grająca z rywalem teoretycznie mocniejszym (a tak na pewno będzie w półfinale) będzie zespołem szalenie niebezpiecznym.
Zestaw drużyn w półfinale Ligi Mistrzów nie może nikogo dziwić. Obecność dwóch drużyn z Niemiec i Hiszpanii doskonale obrazuje nam siłę obu reprezentacji tych krajów, które są obecnie najmocniejsze na świecie. Reprezentacja naszych zachodnich sąsiadów oparta jest w zdecydowanej większości na piłkarzach Bayernu i Borussii. Podobnie jest z Hiszpanami i Realem i FC Barcelona.
Rzeczą, która może niepokoić wszystkich kibiców są sędziowie, którzy w fazie pucharowej Ligi Mistrzów popełniają niesamowitą ilość błędów, które często wypaczają wynik spotkania. Miejmy nadzieję, że do takich sytuacji nie dojdzie w półfinałach i finale. Obawiam się niestety, że to tylko moje pobożne życzenie.
A kto wygra Ligę Mistrzów? Liczę na to, że mecz o puchar Uliego Hoenessa będzie szansą rewanżu dla FC Barcelona za przegrany finał CL. Natomiast mecz o Superpuchar Europy niech będzie powtórką finału z Allianz Arena....
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że w tej czwórce półfinałowej mamy trzy drużyny zdecydowanie najmocniejsze i najlepsze na Starym Kontynencie. Mowa oczywiście o Bayernie Monachium, FC Barcelona i Realu Madryt. Są to ekipy, które od początku były stawiane w roli największych faworytów tegorocznej Ligi Mistrzów. Nikt się nie pomylił - wszystkie są dalej w grze, co oznacza, że na Wembley zobaczymy najprawdopodobniej starcie prawdziwych gigantów.
Obok wielkich faworytów jest Borussia Dortmund, czyli czarny koń całego turnieju. Ekipa Kloppa wydaje się być najsłabsza w stawce, ale to powoduje, że będzie jeszcze bardziej niebezpieczna i nieprzewidywalna. BVB uwielbia grać z teoretycznie mocniejszym przeciwnikiem. Borussia pokazała w meczach z Bayernem, czy tych grupowych z Realem i City, że w pojedynkach z faworytami czuje się doskonale i to w takich spotkaniach pokazuje pełnie swoich możliwości. Teraz nie będzie inaczej. Kto trafi na Borussię ten musi być przygotowany na bardzo trudne zadanie.
Ciężko wyciągać wnioski z meczu z Malagą. Borussia była faworytem, Borussia musiała i na Borussię każdy stawiał. Presja na piłkarzach Kloppa była ogromna i było to widać od pierwszej minuty spotkania. BVB szczęśliwie, ale jest w półfinale. Piękny sen BVB trwa dalej i teraz ten zespół nie ma już nic do stracenia. Warto podkreślić to jeszcze raz - Borussia grająca z rywalem teoretycznie mocniejszym (a tak na pewno będzie w półfinale) będzie zespołem szalenie niebezpiecznym.
Zestaw drużyn w półfinale Ligi Mistrzów nie może nikogo dziwić. Obecność dwóch drużyn z Niemiec i Hiszpanii doskonale obrazuje nam siłę obu reprezentacji tych krajów, które są obecnie najmocniejsze na świecie. Reprezentacja naszych zachodnich sąsiadów oparta jest w zdecydowanej większości na piłkarzach Bayernu i Borussii. Podobnie jest z Hiszpanami i Realem i FC Barcelona.
Rzeczą, która może niepokoić wszystkich kibiców są sędziowie, którzy w fazie pucharowej Ligi Mistrzów popełniają niesamowitą ilość błędów, które często wypaczają wynik spotkania. Miejmy nadzieję, że do takich sytuacji nie dojdzie w półfinałach i finale. Obawiam się niestety, że to tylko moje pobożne życzenie.
A kto wygra Ligę Mistrzów? Liczę na to, że mecz o puchar Uliego Hoenessa będzie szansą rewanżu dla FC Barcelona za przegrany finał CL. Natomiast mecz o Superpuchar Europy niech będzie powtórką finału z Allianz Arena....
środa, 3 kwietnia 2013
Defensywny napastnik
Przyszedł do Bayernu po dobrym występie na EURO 2012. Wielu w niego nie wierzyło, a on sam miał pełnić rolę zmiennika Mario Gomeza. Jego szanse na grę w pierwszym składzie miały przychodzić tylko wtedy, gdy gwiazdor reprezentacji Niemiec będzie odpoczywał przed kluczowymi spotkaniami.
Mowa oczywiście o Mario Mandzukiciu, który swoim transferem do Bayernu Monachium zrealizował pewnie jedno ze swoich marzeń. Chorwat nie osiadł na laurach i nie zamierzył cieszyć się tylko z tego, że jest w kadrze rekordowego mistrza Niemiec. Bałkański temperament napastnika reprezentacji Chorwacji widać było od pierwszych spotkań. Swoim golem przeciwko Borussii Dortmund w meczu o Superpuchar Niemiec od razu wkupił się w serca bawarskich kibiców. Ale to co pokazał przeciwko podopiecznym Kloppa to nie tylko strzelona bramka. Chorwat biegał po boisku jak oszalały, od prawej do lewej, od Weidenfellera do Neuera. Był wszędzie. Jak się później okazało, to umiejętność, którą zachwyca wszystkich do dzisiaj.
Mandzukić przywiózł do Monachium ze sobą wszystko to co znaliśmy u innego chorwackiego napastnika - Ivicy Olicia. Popularne ,,jeżdżenie na tyłku", ogromna ambicja i zaangażowanie to cechy, które rzadko wymienia się w pierwszej kolejności u napastników. O ile Olić potrafił wszystkich zadziwiać swoją walecznością to Mandzukić robi to jeszcze ze zdwojoną siłą. Mario II w meczach częściej imponuje swoją grą w obronie niż w ofensywie, co w przypadku napastnika jest wręcz niezrozumiałe. Każdy kto oglądał kilka razy Chorwata w tym sezonie wie, że jeżeli straci on piłkę to będzie biegł za przeciwnikiem choćby do własnego pola karnego. Nie ma miejsca na bezradne rozkładanie rąk i inne pokazy irytacji. Dla Chorwata strata piłki przez Bayern to sygnał do powrotu na pełnym gazie. Ileż to razy widzieliśmy już Mandzukicia jako prawego, lewego obrońcę, czy też przejmującego rolę defensywnego pomocnika?
Oglądając Chorwata można mieć wrażenie, że on nie wie co to zmęczenie. W swoich działaniach na boisku może przypominać kenijskiego maratończyka, który na pełnym luzie biegnie w stronę mety. Nie ma wątpliwości, że wraz z Mandzukiciem do Bayernu przyszła nowa jakość. Gomez w przodzie gwarantował zimną krew i niezwykłą skuteczność w polu karnym. Najlepiej niech świadczy o tym fakt, który miał miejsce podczas EURO 2012. Gomez w trzech meczach grupowych miał piłkę przy nodze przez 23 sekundy i zdołał strzelić trzy bramki. Ale czy ktoś wyobraża sobie Niemca biegającego przez 90 minut po całym boisku i asekurującego defensywnych piłkarzy swojej drużyny? Ja nie.
Zachwycając się umiejętnościami gry w defensywie Mandzukicia nie można zapominać o jego atutach w przodzie. Bardzo dobra gra w powietrzu i niezła skuteczność powodują, że Chorwat jest od miesięcy podstawowym napastnikiem Juppa Heynckesa. Środkowi obrońcy grający przeciwko Mario II muszą być gotowi na niezliczoną ilość nieprzyjemnych pojedynków, które bardzo często kończą się żółtymi kartkami dla...Mandzukicia. Chorwat w tym sezonie złapał już siedem takich upomnień. Dla porównania tyle samo ma ich środkowy obrońca Dante, który rozegrał o wiele więcej minut od napastnika Bayernu. Jeszcze lepiej obrazuje to porównanie go z Davidem Alabą. Podstawowy lewy obrońca Bawarczyków złapał dotychczas zaledwie dwa żółte kartoniki.
Chorwat w Bundeslidze strzelił 15 bramek. Do liderującego w klasyfikacji strzelców Roberta Lewandowskiego traci już 5 goli. Ciężko wyobrazić sobie, że Mandzukić zdoła przegonić Polaka, ale trudno tu mówić o jakiejś wyższości "Lewego" nad napastnikiem Bayernu. Zawodnik BVB rozegrał aż o ponad 500 minut więcej od Mario II. Gdyby nie ta dysproporcja i udział Chorwata w takich meczach jak choćby ten ostatni z HSV to jestem pewien, że królem strzelców zostałby właśnie napastnik urodzony w Chorwacji.
No właśnie, czy Chorwat sprawdza się w Lidze Mistrzów? Wtorkowe spotkanie Bayernu z Juventusem było najlepsze w wykonaniu mistrzów Niemiec (tu nie ma żadnej pomyłki) w tej edycji tych rozgrywek, a Chorwat zagrał kapitalnie. Podobnie było w Londynie, gdzie wszyscy byli zachwyceni grą Bawarczyków. Tam również Mandzukić zagrał bardzo dobrze, pokazując zwłaszcza niebywałe umiejętności gry w destrukcji.
Podsumowując można napisać, że dopóki Bayern będzie wygrywał, nawet bez bramek chorwackiego napastnika, to nikomu to nie będzie przeszkadzało. Każdy będzie miał w głowie te niesamowite zaangażowanie i walkę Mandzukicia, które niewątpliwie ułatwiają grę jego partnerom z drużyny. A gole? Gomez w poprzedniej edycji strzelał je jak na zawołanie, a w finale? No właśnie, a w finale...
Mowa oczywiście o Mario Mandzukiciu, który swoim transferem do Bayernu Monachium zrealizował pewnie jedno ze swoich marzeń. Chorwat nie osiadł na laurach i nie zamierzył cieszyć się tylko z tego, że jest w kadrze rekordowego mistrza Niemiec. Bałkański temperament napastnika reprezentacji Chorwacji widać było od pierwszych spotkań. Swoim golem przeciwko Borussii Dortmund w meczu o Superpuchar Niemiec od razu wkupił się w serca bawarskich kibiców. Ale to co pokazał przeciwko podopiecznym Kloppa to nie tylko strzelona bramka. Chorwat biegał po boisku jak oszalały, od prawej do lewej, od Weidenfellera do Neuera. Był wszędzie. Jak się później okazało, to umiejętność, którą zachwyca wszystkich do dzisiaj.
Mandzukić przywiózł do Monachium ze sobą wszystko to co znaliśmy u innego chorwackiego napastnika - Ivicy Olicia. Popularne ,,jeżdżenie na tyłku", ogromna ambicja i zaangażowanie to cechy, które rzadko wymienia się w pierwszej kolejności u napastników. O ile Olić potrafił wszystkich zadziwiać swoją walecznością to Mandzukić robi to jeszcze ze zdwojoną siłą. Mario II w meczach częściej imponuje swoją grą w obronie niż w ofensywie, co w przypadku napastnika jest wręcz niezrozumiałe. Każdy kto oglądał kilka razy Chorwata w tym sezonie wie, że jeżeli straci on piłkę to będzie biegł za przeciwnikiem choćby do własnego pola karnego. Nie ma miejsca na bezradne rozkładanie rąk i inne pokazy irytacji. Dla Chorwata strata piłki przez Bayern to sygnał do powrotu na pełnym gazie. Ileż to razy widzieliśmy już Mandzukicia jako prawego, lewego obrońcę, czy też przejmującego rolę defensywnego pomocnika?
Oglądając Chorwata można mieć wrażenie, że on nie wie co to zmęczenie. W swoich działaniach na boisku może przypominać kenijskiego maratończyka, który na pełnym luzie biegnie w stronę mety. Nie ma wątpliwości, że wraz z Mandzukiciem do Bayernu przyszła nowa jakość. Gomez w przodzie gwarantował zimną krew i niezwykłą skuteczność w polu karnym. Najlepiej niech świadczy o tym fakt, który miał miejsce podczas EURO 2012. Gomez w trzech meczach grupowych miał piłkę przy nodze przez 23 sekundy i zdołał strzelić trzy bramki. Ale czy ktoś wyobraża sobie Niemca biegającego przez 90 minut po całym boisku i asekurującego defensywnych piłkarzy swojej drużyny? Ja nie.
A ten gest Mandzukicia zapadł na długo w głowach kibiców Bayernu. Spokojnie, to żadne nazistowskie pozdrowienie :). |
Chorwat w Bundeslidze strzelił 15 bramek. Do liderującego w klasyfikacji strzelców Roberta Lewandowskiego traci już 5 goli. Ciężko wyobrazić sobie, że Mandzukić zdoła przegonić Polaka, ale trudno tu mówić o jakiejś wyższości "Lewego" nad napastnikiem Bayernu. Zawodnik BVB rozegrał aż o ponad 500 minut więcej od Mario II. Gdyby nie ta dysproporcja i udział Chorwata w takich meczach jak choćby ten ostatni z HSV to jestem pewien, że królem strzelców zostałby właśnie napastnik urodzony w Chorwacji.
No właśnie, czy Chorwat sprawdza się w Lidze Mistrzów? Wtorkowe spotkanie Bayernu z Juventusem było najlepsze w wykonaniu mistrzów Niemiec (tu nie ma żadnej pomyłki) w tej edycji tych rozgrywek, a Chorwat zagrał kapitalnie. Podobnie było w Londynie, gdzie wszyscy byli zachwyceni grą Bawarczyków. Tam również Mandzukić zagrał bardzo dobrze, pokazując zwłaszcza niebywałe umiejętności gry w destrukcji.
Podsumowując można napisać, że dopóki Bayern będzie wygrywał, nawet bez bramek chorwackiego napastnika, to nikomu to nie będzie przeszkadzało. Każdy będzie miał w głowie te niesamowite zaangażowanie i walkę Mandzukicia, które niewątpliwie ułatwiają grę jego partnerom z drużyny. A gole? Gomez w poprzedniej edycji strzelał je jak na zawołanie, a w finale? No właśnie, a w finale...
Subskrybuj:
Posty (Atom)